Przed kilkoma dniami Grzegorz Turnau postanowił po raz pierwszy zabrać głos w kwestiach politycznych. W komentarzu opublikowanym na portalu społecznościowym podkreślił, że sprzeciwia się temu, co dzieje się w kraju. Nie napisał wówczas, co konkretnie miał na myśli, ale temat miał okazję rozwinąć w dzisiejszych "Faktach po faktach" na antenie TVN 24.
– Ja się urodziłem w '67 roku. Bardzo dobrze pamiętam epokę Gierkowską, stan wojenny i to, co się działo później. Bardzo przeżyłem moment, w którym zaczęliśmy się pozbywać tego szarego i beznadziejnego reżimu, który był obciążeniem. I zaczęliśmy się otwierać na świat, na Zachód, zaczęliśmy podróżować, dostaliśmy paszporty, zaczęliśmy zwiedzać. (...) Odzyskaliśmy pewną przestrzeń wolności, która dawała nam szansę na ryzykowanie. Wolność to odpowiedzialność, ale także ryzyko – tłumaczył muzyk.
Turnau podkreślił, że obecnie dzieje się coś, co wydawało mu się niemożliwe. – Obserwuję coś takiego, jakbyśmy wracali w druga stronę. Znów mamy pierwszego sekretarza u wykonawców jego woli. (...) Płyniemy w stronę systemu totalitarnego – przekonywał.
Pytany, dlaczego postanowił wypowiedzieć się w kwestiach politycznych, podkreślił, że nie zrobił tego ani dlatego że puściły mu nerwy, ani też dlatego, aby coś komuś udowodnić. Tłumaczył, że wywodzi się z rodziny, w której polityka była zawsze obecna i jego przodkowie zapewne chcieliby, aby miał własne zdanie. – Wydawało mi się, że powinienem powiedzieć wprost ludziom, którzy mają jakikolwiek stosunek do mojego dotychczasowego działania, żeby wiedzieli, co sadzi o tym co się dzieje – mówił artysta.