Prezydent dwukrotnie, wzywając pomocy Boga, przysięgał „dochowa wierności postanowieniom Konstytucji”. Wiedział, że zobowiązuje się „czuwa nad jej przestrzeganiem” i „stać na straży suwerenności” Rzeczypospolitej. Tymczasem widzimy jawne podżeganie przeciw konstytucyjnemu prawu do życia i kwestionowanie decyzji, które Rzeczpospolita w tej sprawie podjęła.
Czyżby Prezydent nie wierzył, że decyzje Trybunału Konstytucyjnego są decyzjami Rzeczpospolitej? Czyżby uważał, że orzeczenia Trybunału i porządek konstytucyjny to dwie różne sfery? Niestety, to drugie pytanie jest o tyle zasadne, że mimo wielokrotnych apeli Prezydent od lat nie chciał w oficjalnym orędziu przypomnieć, że kryterium prawnie rozstrzygającym w debacie o prawie do życia – i stojącym ponad dzisiejszymi sporami władzy i opozycji – jest Orzeczenie TK z 28 maja 1997 roku, stwierdzające, że szacunek dla prawa do życia od poczęcia do obowiązek praworządnej demokracji. Nie chciał w tej sprawie korzystać z prawa telewizyjnego orędzia ani w chwilach uroczystych, jak w Narodowy Dzień Życia, ani w momentach kryzysów domagających się reakcji.
Rzecz jest o tyle praktyczna, że przywódcy antykonstytucyjnych wystąpień zachowują się tak, jakby reprezentowali społeczeństwo, a władza tak – jakby społeczeństwa nie reprezentowała. Oczywiście dotyczy to odpowiedzialności i partii, i rządu. Jednak w pierwszym rzędzie wymaga reakcji gwaranta władzy suwerennej. Czas, żeby Prezydent realizował odpowiedzialność, którą przyjął. Od niej nie zwalnia ani partia, ani żadne inne kalkulacje.
Czytaj też:
Autor wniosku do TK: Orzeczenie nie pozostawia swobody, żeby ograniczać życieCzytaj też:
Gowin sugeruje otwarcie hoteli. Podał możliwy termin