Łabędzi śpiew opozycji
  • Karol GacAutor:Karol Gac

Łabędzi śpiew opozycji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mateusz Kijowski, Grzegorz Schetyna, Ryszard Petru
Mateusz Kijowski, Grzegorz Schetyna, Ryszard PetruŹródło:PAP / Jakub Kamiński
Naprawdę ciężki czas ma obecnie polska opozycja. Złośliwi od dawna twierdzili, że wystarczy jej nie przeszkadzać, a prędzej, czy później sama zacznie się kompromitować. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że cierpliwość popłaca, bo chyba nawet prezes PiS Jarosław Kaczyński nie wymarzyłby sobie lepszego scenariusza wydarzeń.

 W ciągu kilku dni poważny kryzys wizerunkowy zaliczyli Ryszard Petru oraz lider KOD Mateusz Kijowski. To ucieszyło prawicę, która od dawna wieszczyła, że ta część opozycji to wyłącznie polityczna wydmuszka. Nietęgie miny mają za to zwolennicy KOD-u, którzy bardzo boleśnie przekonali się o tym, ile tak naprawdę jest wart cały protest oraz jaki stosunek mają do organizacji najważniejsze osoby.

Początek 2017 roku zaczął się niezwykle barwnie i spektakularnie. Zaledwie kilka dni temu przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk składał na Twitterze „życzenia noworoczne”, w których życzył Polsce wolności od „zła i głupoty”. Nie minął tydzień, a internauci już drwią, że chyba nie takich wydarzeń spodziewał się były premier.

Polityczne trzęsienie ziemi rozpoczął lider Nowoczesnej Ryszard Petru, który postanowił się wybrać na Sylwestra do Portugalii z partyjną koleżanką podczas kryzysu politycznego. W całej sytuacji splotły się nieoczekiwanie dwa wątki – prywatny i polityczny. O ile ten pierwszy jest sprawą Petru i słusznie nie należy go roztrząsać, o tyle drugi ma strategiczne znaczenie. Dobitnie okazało się bowiem, że cały protest opozycji, to wyłącznie pic na wodę przeznaczony na użytek mediów.

Pierwsze reakcje lidera Nowoczesnej świadczyły, że nie do końca zdawał sobie sprawę, jak duży błąd popełnił. Petru tłumaczył, że przecież tak naprawdę nic wielkiego się nie stało, bo okupacja ma charakter rotacyjny, a on sam był w Sejmie w Wigilię. Dopiero później starał się naprawić swój błąd i przyznał, że wylot był „niezręczny”, za co „przeprosił” urażonych tym faktem. Zwłaszcza, gdy przypomniano mu, że zaledwie dzień przed wylotem w wywiadzie przyznał, iż politykowi nie wypada wyjeżdżać na wakacje do 11 stycznia.

Wycieczka Petru była niewątpliwie katastrofą wizerunkową. Zwolennicy opozycji mogli naocznie przekonać się, ile dla ich liderów znaczy to polityczne zamieszanie. Przyznawali to nawet przychylni PO i Nowoczesnej publicyści oraz dziennikarze. Oczywiście uruchomiono od razu całą machinę i przypominano, że przecież prezydent Duda także wybrał się na narty w góry. To prawda, ale jednocześnie zgrabnie przemilczano, że to opozycja od kilku tygodni sączyła narrację dot. zamachu na demokrację i innych strasznych rzeczy.

Wydawało się, że gorzej już być nie może, ale „wojnę w rodzinie” ponownie pogłębił Petru. Nie zdążyła opaść medialna wrzawa po jego eskapadzie, gdy lider Nowoczesnej nieoczekiwanie ogłosił autorski pomysł rozwiązania politycznego konfliktu, czym we wściekłość wprawił Grzegorza Schetynę. Tym samym na pośmiewisko wystawił ludzi koczujących pod Sejmem oraz własnych kolegów. Wszystko po to, aby ratować skórę.

Obu polityków przesłonił jednak lider pozaparlamentarnej opozycji, czyli Mateusz Kijowski. „Rzeczpospolita” oraz Onet ujawniły, że szef KOD-u wystawiał sam sobie faktury za rzekome usługi informatyczne, które następnie regulował z publicznych zbiórek pieniędzy. Jakby tego było mało, prominentni działacze KOD-u przyznali, że traktował to jako swoistą pensję, a mechanizm ten miał mu umożliwić ominięcie komornika i konieczność spłaty zaległych alimentów.

Tym samym Kijowski wyszedł na człowieka niewiarygodnego (jeszcze w grudniu twierdził, że nie pobiera ani złotówki z KOD, a żyje dzięki wsparciu rodziny) oraz niezwykle wyrafinowanego. Wystarczy? Bynajmniej. Po medialnej wrzawie oraz ujawnieniu faktur, z KOD-u zaczęły wypadać kolejne trupy.

Okazało się bowiem, że Kijowski miał za pierwsze pieniądze ze zbiórek kupić sobie najnowszego iPhone’a za 4500 zł i laptopa za drugie tyle, o czym poinformował na Facebooku jeden ze współzałożycieli KOD-u Jacek Parol. Za sprawą innych prominentnych działaczach KOD-u, na portalach społecznościowych zaczęły się także pojawiać informacje o niejasnych rozliczeniach i nieprawidłowościach. Wychodzi więc na to, że wszyscy o wszystkim wiedzieli, ale była to tajemnica poliszynela.

 Kijowski z całą sprawą sobie ewidentnie nie radzi. Najpierw wydał komunikat, z którego niewiele wynikało, a później bezradnie starał się zrzucić wszystko na „niezręczność”. Lider KOD-u nie zamierza jednak ustępować, aby ratować twarz KOD-u, co także pokazuje mentalność przedstawicieli opozycji. Chociaż pozostali członkowie zarządu KOD-u starają się odżegnywać od całej sytuacji, to ich tłumaczenie można streścić następująco: „nic nie widziałem, o niczym nie wiedziałem, a co złego, to nie ja”.
Balon, który pompowano od wielu miesięcy właśnie pękł z hukiem. Być może ktoś postanowił, że formuła KOD-u się wyczerpała i należy poszukać innego rozwiązania, a być może zdecydował przypadek, bądź wewnątrzfrakcyjne walki. To rzecz drugorzędna, bo życie polityczne i tak nie lubi próżni. 

„Gazeta Wyborcza” ustami Jarosława Kurskiego już w panice wezwała do zwołania zjazdu KOD-u i wyboru nowych władz ruchu. Problem w tym, że nie wystarczy zamienić miejscami osoby, aby wszystko ponownie działało. Opozycja od dawna pokazuje, że nie zależy jej na realnej alternatywie wobec PiS-u, ale chodzi jej wyłącznie o ciągły stan wrzenia i polityczną zawieruchę. Wpadka Petru i faktury Kijowskiego tylko dobitnie obnażyły słabość opozycji, której bliżej do wioski potiomkinowskiej, aniżeli do następców PiS.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także