Klęska na własne życzenie
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Klęska na własne życzenie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Protest opozycji
Protest opozycjiŹródło:FOT. TOMASZ PACZOS/FOTONOVA
Jak można to było tak głupio rozegrać? – pytam, patrząc na wygibasy i męki śmiertelne posłów opozycji w Sejmie. Całe ich zachowanie przypomina mi opowieści o słynnych, co z tego, że zmyślonych, za to przecież do wyobraźni trafiających, szarżach ułanów na czołgi niemieckie w czasie kampanii wrześniowej.

Bez ładu i składu, bez refleksji nad proporcjonalnością środków do celów, bez namysłu nad możliwymi celami, bez strategii wyjścia, bez pomysłu na przyszłość – opozycja kolejny raz pokazała, że do uprawiania skutecznej polityki się nie nadaje.

W porównaniu z Jarosławem Kaczyńskim zarówno Ryszard Petru, jak i Grzegorz Schetyna wypadają jak małe dzieci. O ile jeszcze wpadki i słabości tego pierwszego wielkim zaskoczeniem nie są – w końcu szybka kariera niejednemu może do głowy uderzyć – o tyle fatalna passa drugiego lidera musi zdumiewać. I to ma być ten Grzegorz „Zniszczę Cię” Schetyna? To ma być ów sprytny i przebiegły gracz? Wytrawny strateg? Śmiechu warte. Albo utracił całkiem instynkt samozachowawczy, albo jest tak bardzo słaby, że dla zachowania pozorów władzy godzi się firmować głupotę. A przecież wszystko mogło się było inaczej potoczyć.

Wystarczyło, żeby zamiast dać się ponosić emocjom i wsłuchiwać w głos najbardziej radykalnej grupy propagandystów, chwilę pomyśleć. Dążąc z uporem godnym lepszej sprawy do zmiany regulaminu prac dziennikarzy w Sejmie, PiS dał opozycji doskonały pretekst do awantury. Podobnie niezręczne było zachowanie marszałka Marka Kuchcińskiego, który bez wystarczającego powodu wykluczył z obrad posła Michała Szczerbę. Wystarczyło, żeby w chwili, gdy marszałek Stanisław Karczewski spotkał się z przedstawicielami mediów, a prezydent w wywiadzie dla TVP obiecał, że zmian regulaminu pracy dziennikarzy na razie nie będzie, opozycja ogłosiła swój wielki sukces i wyszła z Sejmu. Zamiast tego chwilowa okupacja przekształciła się w trwałą, a PiS przeszedł do ofensywy, udowadniając, że jest ugrupowaniem obliczalnym, spokojnym.

Ta porażka protestujących wcale nie musi oznaczać spadku napięcia. Wśród najbardziej fanatycznych przeciwników obecnej władzy kolejne przegrane bitwy wzmogą, można sądzić, frustrację i – co za tym idzie – wściekłość. To zaś może przerodzić się w tęsknotę za bardziej bezpośrednią formą oporu. Czekam tylko na to, żeby posłowie opozycji ogłosili głodówkę albo zaczęli zachęcać, jak to już raz się zdarzyło, do nieposłuszeństwa wojsko i policję.

O innych formach protestu, jeszcze bardziej szalonych, wolę na razie nie myśleć, choć wykluczyć ich przecież nie można – skoro, jak chcą niektórzy mędrcy, kaczyzm to odmiana faszyzmu, a faszyzm to odmiana nazizmu, ten zaś jest złem absolutnym, to różne rzeczy mogą się słabszym umysłom roić.

Politycy opozycji przegrywają w oczach opinii publicznej, bo stali się zakładnikami radykałów: żeby zachować pozycję, muszą wciąż się sprawdzać, nieustannie wykazywać zaangażowaniem i bezwzględnością w walce. Nie mogą się cofnąć ani o krok, bo każdy ruch w tył traktowany jest jak zdrada, poniechanie ideałów, sprzedanie się. Tyle że to logika rewolucji lub wojny, a nie zwykłej walki parlamentarnej. W tej drugiej zawiera się kompromisy i unika frontalnych starć, szukając poparcia umiarkowanych wyborców. Najbardziej zdumiewa, że znacznie lepiej rozumie to dziś PiS niż przywódcy Nowoczesnej i PO.

Historia kołem się toczy. Przez osiem niemal lat to Platforma doskonale umiała kontrolować emocje swych oponentów. Teraz nauczył się tego PiS i robi to z prawdziwym mistrzostwem.

Artykuł został opublikowany w 2/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także