Totalne utotalnianie totalności
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Totalne utotalnianie totalności

Dodano: 
Ryszard Petru, Mateusz Kijowski i Grzegorz Schetyna
Ryszard Petru, Mateusz Kijowski i Grzegorz Schetyna Źródło: PAP / Radek Pietruszka
W odniesieniu do „totalnej opozycji” największym pytaniem jest: „czy się śmiać, czy się bać?”. Wbrew pozorom, odpowiedź nie jest łatwa, przynajmniej jeśli się trochę zna historię.

Trudno sobie wyobrazić kogoś śmieszniejszego, niż Lenin i jego bolszewicy, wysiadujący w 1916 roku w Zurychu i przy cienkim winku toczący w jakiejś marksistowskiej grepserze, zupełnie niezrozumiałej dla normalnych ludzi, spory o doktrynę swej wiary. Tymczasem zaplombowany wagon via Szwecja do Piotrogrodu i złoto, otrzymane od kajzerowskiego wywiadu, zupełnie zmieniły sytuację i banda pajaców stała się zarzewiem najbardziej zbrodniczego i najgroźniejszego imperium w dziejach świata.

Śmieszny był bez wątpienia krzykacz z wąsikiem, wywrzaskujący zupełnie oszalałe hasła po bawarskich piwiarniach, i jego operetkowa próba puczu, którą sam olał – co prawda, nie aż tak, żeby wyskoczyć na narty czy bara-bara, ale jednak w momencie decydującym uciekając. Ale śmieszne to było tylko do czasu.

Z drugiej strony, te dwie kariery były jednak wyjątkowe i możliwe dzięki szczególnym zbiegom historycznych okoliczności. Z reguły, tego rodzaju oszalali prorocy nienawiści jak Lenin czy Hitler pozostawali na marginesie, w strefie śmieszności, przez całe życie i starzeli się w swoim światku urojeń. Jest takie kapitalne, stare opowiadanie SF, w którym Hitler wyemigrował do USA i pracuje jako skromny urzędnik w przedsiębiorstwie eksploatującym na liniach transatlantyckich luksusowe sterowce, a po godzinach pisze fantastyczne powieści, w których zupełnie na nowo urządzą cały porządek świata. A wszystko to dzięki przestawieniu jednej zwrotnicy historii – USA nie zabroniły Niemcom wykorzystania opatentowanej w nich technologii produkcji taniego helu, więc nie doszło do katastrofy „Grafa Zeppelina”… Teza o wpływie tej katastrofy na historię może być trafna albo chybiona, ale nie ulega kwestii, że od śmieszności do grozy jest blisko i jakiś drobiazg, przypadek może zamienić jedno w drugie.

Próba odwrócenia wyniku wyborów za pomocą ulicy i zagranicy, podjęta przez przegrany w wyborach obóz III RP, nie powiodła się. Wygrana PiS, dzięki Palikotowi i Zandbergowi, nieoczekiwanie przełożyła się na samodzielną większość dla PiS i barykada, jaką wycofująca się ekipa zbudowała dla powstrzymania przez zwycięzców wyborów istotnych zmian, oparta o Trybunał Konstytucyjny i Rzecznika Praw Obywatelskich, została mało finezyjnie, ale skutecznie rozbita. Mimo wirtualnego nadymania KOD do rozmiarów wielkiego, spontanicznego ruchu protestu, nigdy nie dorósł on ani w ćwierci do rozmiarów, jakie nadawały mu zagraniczne media w swoich krajach zachodnich i u nas, a teraz zostały z niego resztki równie żałosne, jak te brudne, opustoszałe slumsy, które pozostawił pod KPRM.

Głupota przywódców „totalnej opozycji” i zwłaszcza jej intelektualnych liderów pozwoliła im cały potencjał, jakim było 8 milionów głosów oddanych na Komorowskiego i ponad 6 milionów na PO, N, obie lewice i PSL, tudzież kasa Sorosa, wpływy w różnych kluczowych dla funkcjonowania państwa środowiskach etc. roztrwonić w tempie tak niewiarygodnie szybkim i tak bezpożytecznie, że nie spodziewali się tego nawet najwięksi optymiści.

To się naprawdę znajdzie w przyszłych podręcznikach. Przejawem skrajnej politycznej nieporadności było już choćby samo sięgnięcie po propagandowo kompromitującą formułę. No bo co znaczy „będziemy opozycją totalną”? Znaczy: „będziemy zawsze na nie, choćby najgłupiej”. Oczywiście, można taką politykę uprawiać, ale trzeba ją nazwać jakkolwiek inaczej, choćby, jak Tusk, „betonową”, ale w żadnym wypadku nie ogłaszać wszem i wobec, że nawet, jak PiS powie „ludzie powinni zarabiać więcej”, to my będziemy tupać, pluć i wrzeszczeć, że to hańba, hitleryzm i dno, bo właśnie ludzie zarabiają za dużo. Inna sprawa, że na samej nazwie głupota się nie wyczerpała i „opozycja totalna” przez cały rok działała i nadal działa wedle tego wzorca, zwłaszcza w sprawie 500+.

Naprawdę, głupota obrońców starego porządku okazała się bardziej nieskończona niż kosmos – przepraszam, że się tak o tym rozpisuję, ale dziwuję się, dziwuję i naprawdę wciąż nie mogę nadziwić. Przecież tylu tam profesorów, tylu rozmaitych luminarzy, autorytetów i intelektualnych liderów – a, okazało się, nikt się nie pofatygował na elementarne rozpoznanie sytuacji. Nikt nie wziął do ręki żadnego z licznych wywiadów z Kaczyńskim, nie mówiąc już, żeby kto poczytał Stanisława Ehrliha, którego przecież sam Kaczyński jako swego mentora i Mistrza wskazywał. Za cała mądrość wystarczyła im „wiedza” płynąca z projekcji własnej pogardy i nienawiści – że Kaczyński chce władzy, bo jest wstrętny, mały, ma kompleksy, nienawidzi mądrzejszych od siebie (ich, znaczy) i wszystkich w ogóle i nie ma co wnikać w sens jego działań, wystarczy je stanowczo potępić, najlepiej w słowach dosadnych i wulgarnych. Nikt się nie pofatygował na jakąkolwiek, choćby pobieżną analizę socjologiczną, dlaczego PiS wygrał – wystarczyło zamiast niej przekonanie, że zagłosowała na Kaczyńskiego wiocha i biedota, kierując się zawiścią wobec lepszych od siebie.

Z takiego obrazu rzeczywistości mogło wyniknąć tylko jedno: bezbrzeżne przekonanie, że wystarczy się demonstracyjnie oburzyć i skrzyknąć swych zwolenników, a już oni obalą dopiero co wybraną władzę i na ramionach zaniosą nas na najwyższe stołki – a ewentualnych nieprzekonanych usadzi się wstydem, zamawiając odpowiednie wyrazy na Zachodzie. Wystarczy ogłosić po raz pięćsetny, że tamci są garstką smutnych, zezgręziałych frustratów, a my radosną, wesołą większością i ludźmi przyzwoitymi. I gdyby Władysław Bartoszewski żył, to byłby z nami.

(Swoją drogą, to marzy mi się takie Muzeum Przyzwoitości III RP: w salach, umeblowanych historycznymi sprzętami od Sowy i Przyjaciół można by obejrzeć kupony totolotka i donosy Wałęsy, pustkę z ubeckich teczek zbadanych przez „komisję Michnika” i tak dalej, aż po najnowsze artefakty takie jak faktury Kijowskiego, ekwiwalenty i kolacyjki Rzeplińskiego, pamiątki z wypadu na Mederę etc.)

Przy takiej intelektualnej degeneracji rządzącego od 25 lat układu michnikowa zakonnica po prostu musiała zostać rozjechana w tę i we w tę i raz jeszcze nazad, nawet gdyby trafili się tamtej formacji przywódcy o nieco większych kwalifikacjach i poziomie moralnym ciut powyżej reprezentowanego typu drobnych cwaniaczków oraz samczyków niezdolnych się bez względu na konsekwencje wyrzec żadnej przyjemności. Po roku tej wojny jedno wiadomo na pewno – PiS można popierać lub nie, ale trzeba się do niego na ładnych parę lat przyzwyczaić, a opowiadać się po stronie totalnej opozycji może tylko, jak się nie ma nic do stracenia, bo się przez nią zostanie wystawionym do wiatru i wyjdzie na idiotę, wstydzącego się przyznać nawet przed rodziną.

W efekcie, jak celnie już zauważył na tych łamach Piotr Semka, z roztrwonionym przez PO i michnikowszczyznę potencjałem antypisowskim dzieje się to samo, co niegdyś stało się z uczestnikami i kibicami lewackiej rewolty 1968. Część się zniechęca i popada w bierność, część normalnieje, ale cześć wpada w fanatyzm i histerię tak już znoszącą wszelkie zahamowania, że staje się zdolna do wszystkiego.

Właśnie to obserwujemy: z więdnącej opozycji totalnej wyłania się frakcja totalniejsza, a z niej najtotalniejsza. Na miejsce pociesznego Petru i bezradnego Schetyny zakrada się stary peerelowski trep, wzywający do radykalnych działań w zakresie buntu wojska i milicji celem obalenia rządu i prezydenta siła. Kompromitacja Kijowskiego otwiera drogę fanatykowi o tyleż złej, co szalonej, hadaczowej twarzy i zgryzie hieny, wiodącemu podobnych sobie frustratów, nie uznających żadnych norm przyzwoitości ani kulturowych tabu.

Oczywiście, Mazguła czy Kasprzak wielu ludzi za sobą nie pociągną, ale nawet garstka zdecydowanych na wszystko frustratów może skutecznie zatruwać debatę publiczną. PiS może ich uznać za pożytecznych, bo kompromitują opozycję i odstraszają od niej normalnego człowieka, i stosować wciąż taryfę ulgową, demoralizując stopniowo społeczeństw – albo za szkodliwych i zastosować przewidziane prawem procedury i kary. Na to drugie czeka z utęsknieniem cały aparat propagandowy Michnika, Scrippsów i Ringiera-Springera, aby zrobić z nich męczenników i narobić lamentu na cały świat. Ale może warto jednak znieść ten lament, skoro się już tyle zniosło, i dać jasny sygnał, że prawo będzie w Polsce respektowane? Mam wrażenie, że sam Komendant intensywnie się nad tym zastanawia. I pewnie czeka z utęsknieniem, żebym mu coś poradził. Problem w tym, że na pytanie „bać się czy śmiać” naprawdę nie wiem, jak odpowiedzieć.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także