Polityka niższości, wyższości i prędkości
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Polityka niższości, wyższości i prędkości

Dodano: 
Beata Szydło, premier RP
Beata Szydło, premier RP Źródło: PAP / Radek Pietruszka
O Unii Europejskiej słyszymy w mediach głównie kompletne bzdury, które nijak się mają do rzeczywistości i obliczone są na szarpanie emocjami (bo też, właściwie, dlaczego akurat ten temat miał być wyjątkiem?). Jedną z takich „modnych bzdur” jest rzekoma groza, że oto powstanie „unia dwóch prędkości”, i w tej „unii dwóch prędkości” my znajdziemy się w „prędkości” wolniejszej.

W istocie Europa od zawsze jest „różnych prędkości”. Jedne państwa mają wspólna walutę, inne swoją własną. Jedne należą do strefy Schengen, inne nie, przy czym należą z kolei do niej państwa nie należące do Unii. Prawie wszystkie wspólnotowe polityki czynią rozmaite wyjątki, roi się w nich od okresów przejściowych i dostosowawczych, klauzul specjalnych i tak dalej. Fakt, że część państw zamierza poddać się ściślej niż dotąd wspólnemu kierownictwu politycznemu, nie jest na tym tle żadną sensacją, tym bardziej, że jest to krok – delikatnie mówiąc – bardzo dla nich ryzykowny, podjęta w obliczu załamania się naiwnego modelu stale przyśpieszającej integracji „ucieczka do przodu”, której najprawdopodobniej już niedługo będą żałować.

Propaganda „byle nie odpaść od pierwszej prędkości” to oczywiste odwoływanie się do polskiego kompleksu niższości, który sprawia, że w polityce międzynarodowej zależy nam nie na konkretnych korzyściach, ale przede wszystkim na tym, żeby zostać dopuszczonymi i dopieszczonymi – dopuszczonymi do grona „cywilizowanych” państw i dopieszczonymi symbolicznym poklepaniem przez nie po plecach, pozwalające nam wmawiać sobie, że sami też właśnie dostąpiliśmy zaszczytu ucywilizowania i już nie jesteśmy głupimi czarnuchami, tylko czarnuchami mądrymi, z perspektywą awansu na mieszańców.

Niestety, ta „niższościowa” postawa wobec Europy jest przez większość polskiego społeczeństwa kupowana – straszak „odrzucenia” z „pierwszej prędkości” działa skutecznie, co jest dobrą wiadomością dla wymachującej nim PO. PiS nie potrafi bowiem wyartykułować jasno swojego stosunku do Unii, dał się zepchnąć na pozycje „za a nawet przeciw” i aby nie popaść w konflikt z tzw. potocznym myśleniem zapewnia i boży się, że nie chce Polski wyprowadzać z Europy i nie da jej podzielić na różne „prędkości”.

Przegrywa na tym podwójnie. Po pierwsze, w komunikacji społecznej każdy, kto się tłumaczy, że nie jest tym, kogo się z niego robi albo że nie chce tego, co mu się przypisuje, już jest podejrzany. Zaprzeczanie samo w sobie jest przyznaniem się – skoro się tłumaczą, to coś tam jest na rzeczy, kombinują ludziska, może niekoniecznie to, ale coś.

Po drugie i ważniejsze – decyzja o „dwóch prędkościach” jest już podjęta, więc zapewniając, że „nie dopuści” rząd podkłada się na przyszłość. Kiedy eurokraci ogłoszą swoje postanowienie otwarcie, łatwo będzie zwalić na PiS winę co najmniej za to, że „nie zapobiegł” – a oczywiście propaganda III RP huczeć będzie o tym, że to właśnie przez PiS nie jesteśmy w „twardym jądrze”.

„Bycie tam, gdzie zapadają decyzje”, „w głównym nurcie”, „mówienie jednym głosem” – to kolejne wierutne bzdury, używane w "niższościowej" propagandzie. Posługując się taka logiką, prawdziwą potęgą byliśmy w czasach PRL. Polityka Gomułki i Gierka bez wątpienia mieściła się w „głównym nurcie” jednego z dwóch supermocarstw, współrządzącego światem. Przemawialiśmy jednym głosem z państwem, które rządziło połową świata! Prawda?

Z drugiej strony, PiS potrafi tej polityce „niższościowej” przeciwstawić tylko politykę „wyższościową”. To znaczy – pokazać, że się potrafimy silniejszym od siebie postawić. Samo w sobie stawianie się nie jest złe, tylko że PiS stawia się nie tam, gdzie warto. Gdyby twardo położył się Rejtanem w sprawach takich, jak limity CO2, jak niższy poziom dopłat rolnych, jak „alokowanie uchodźców” – mogłoby to zapunktować. Ale PiS postawić się postanowił akurat tak, że nie dopuści do wybrania niesłusznego Polaka na symboliczne stanowisko, z którego Polska nie ma i nie może mieć żadnego pożytku, ale którego piastowanie przez Polaka jakoś tam leczy kompleksy dużej części społeczeństwa. Nawet najbardziej życzliwi władzy nie potrafią dostrzec w tym niczego, poza wynoszeniem w świat personalnej idiosynkrazji prezesa.

Nie dość na tym – PiS postawił się nieskutecznie. Gdyby przynajmniej rzeczywiście coś ugrał albo zyskał jakikolwiek pretekst, by mówić, że ugrał – choćby podniesienie limitu zbiorów ślimaka winniczka – może by to zostało zaakceptowane. Ale utraty tak miłego polskim zakompleksionym masom poklepywania po plecach nie zrekompensował im niczym, zupełnie niczym.

Obie polityki, i ta "wyższościowa", i ta "niższościowa", są do bani. Ani PO, ani PiS nie potrafią sformułować jasno, czy – a jeśli tak, to po co – Polska Unii Europejskiej potrzebuje. Stąd brnięcie we frazesy, zadęcia i pustosłowie oraz symboliczne gesty. Tymczasem polski interes w Europie jest bardzo prosty, wielokrotnie to mówiłem, powtórzę i tutaj: Polska potrzebuje wspólnego obszaru gospodarczego z Europą. To jest nasz interes – mieć możliwość handlu i współpracy z krajami zachodnimi, ściągania ich inwestycji oraz inwestowania w polskie przedsięwzięcia tam.

Natomiast uczestnictwa w strukturze politycznej, „superpaństwa”, wspólnych polityk w dziedzinie promowania LGTB, konwencji antyprzemocowych etc. nie potrzebujemy ni cholery. Ideałem byłoby, jak Norwegia, nie należeć w ogóle do UE, należąc do europejskiego obszaru gospodarczego. Oczywiście, na to jesteśmy jak na razie za chudzi w uszach. Ale na integrację polityczną musimy patrzeć jako na cenę za to, czego naprawdę potrzebujemy. Im mniejsza będzie ta cena, tym lepiej.

Dodajmy, że lewica widzi rzecz dokładnie odwrotnie. Polska lewica tkwi w myśleniu, które najlepiej oddaje sławny passus z listu Tadeusza Krońskiego do Czesława Miłosza – „my sowieckimi kolbami nauczymy Polaków myśleć racjonalnie”. Polacy to dla tego rodzaju lewicy, który u nas dominuje, ciemna dzicz, do ucywilizowania której trzeba ściągnąć jakiegoś kolonizatora – jak nie sowieckiego, to „europejskiego”. Dlatego w polityce PO i w kibicujących jej mediach to właśnie polityczna integracja jest najważniejsza. A konkretne interesy gospodarcze – bezwarunkowe otwarcie na korporacyjny wyzysk czy zgoda na ponoszenia strat w imię poddania się różnym urojeniem „klimatycznym” – to cena, jaką chętnie płacą za to, żeby europejska centrala mogła Polakom wybić z głowy „nieracjonalne” przesądy w rodzaju naszej religijności, patriotyzmu czy wręcz instynktu samozachowawczego, bo o to wszak chodzi w wojnie o przyjmowanie imigrantów.

Z tego punktów widzenia przedstawianie „pierwszej prędkości” jako czegoś dobrego jest logiczne. Natomiast jeśli się mówi o godności i zarazem deklaruje, że się nie dopuści do „Europy różnych prędkości”, to mamy pomieszanie z poplątaniem. Przede wszystkim, jeśli Luksemburg, Belgia, Holandia czy ewentualnie Francja chcą, żeby o ich wewnętrznych sprawach decydował urzędnik teoretycznie „europejski”, a w praktyce zapewne niemiecki, to my do tego nie dopuścić nie jesteśmy w stanie. Krzyżyk na drogę. Jedyne, co możemy zrobić, to jak ten przysłowiowy Cygan dla towarzystwa też się ochoczo pod władze tego urzędnika oddać. A to właśnie to, czego robić nie powinniśmy.

Mówiąc obrazowo – jeśli część europejskich elit, wbrew oczywistościom, upierając się niczym swego czasu starcy z Kremla, że ich idea jest jedynie słuszna, chce się wyrwać ze zmierzającego ku przepaści peletonu i pognać ku niej mniejszą grupą szybciej – to nasz interes w tym, by się do tej grupy nie dać wciągnąć. Przeciwnie, powinniśmy starszym braciom w unii powiedzieć: nie godniśmy, nie nadążamy, lećcie przodem. Jak „pierwsza prędkość” się do tej przepaści wpierdzieli, to pozostali oprzytomnieją i będzie nam łatwiej ułożyć sobie z nimi normalne stosunki.

Innymi słowy, to, co „totalna opozycja” nazywa w swej propagandzie „izolacją Polski w Europie” może nam wyjść na zdrowie. Aczkolwiek, mam wrażenie, obecnej władzy chodzi zupełnie o co innego i sama nic z tego wszystkiego nie rozumie.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także