Pan miłuje prawo i sprawiedliwość

Pan miłuje prawo i sprawiedliwość

Dodano: 
Jarosław Kaczyński i Beata Szydło (PiS)
Jarosław Kaczyński i Beata Szydło (PiS) Źródło: CO MON / Robert Suchy
Jak głosi opowiadana przed laty ludowa legenda – być może czas zatarł w pamięci niektóre szczegóły – gdy w pewnym gronie zastanawiano się nad nazwą tworzonego właśnie stronnictwa, jeden z uczestników sięgnął po Pismo Święte i odczytał powyższy fragment Psalmu 33.

Niezależnie od tego, czy tak rzeczywiście było, czy też to jedynie mit, wspomniana partia niejednokrotnie deklarowała słowami a nawet czynami to, co ma zapisane w nazwie. O ile prawo jest narzędziem, to sprawiedliwość cnotą – i to jedną z trzech najważniejszych (obok solidarności i miłości) cnót społecznych. To, co wywindowało PiS do władzy, to przede wszystkim brak zgody na niesprawiedliwość. Wydawałoby się, że partia rządząca nie powinna ignorować faktu, że ci, „którzy łakną i pragną sprawiedliwości” są jej naturalnym zapleczem i nieco nierozsądnie jest się z nimi konfliktować.

W Republice Okrągłego Stołu łaknienie to mogło wiązać się z różnymi represjami. Karalne było m.in. (i jest? Jeśli tak, to skandal, w etymologicznym znaczeniu tego pojęcia – czyli zgorszenie) stwierdzanie faktu, np. dopuszczenia się przez kogoś niesprawiedliwości, o ile fakt ten nie został potwierdzony przez przedstawiciela Najlepszej Kasty. Odczuł to m.in. Jarosław Kaczyński jak również, w nieco inny sposób, Zbigniew Ziobro. Określanie przestępców mianem przestępców (jest to pojęcie przede wszystkim moralne, dopiero wtórnie prawne), stwierdzanie „ten lekarz nikogo już nie zabije”, o ile są podstawy do takiego stwierdzenia, ale też np. nazywanie zboczenia zboczeniem i jasne ostrzeganie przed jego społecznymi skutkami jest jak najbardziej prawem, a bywa i obowiązkiem, który należy spełnić w najlepiej pojętym społecznym interesie. Zakazywanie, a już zwłaszcza represjonowanie, upokarzanie, przeczołgiwanie kogokolwiek, zwłaszcza osób publicznych za akt sprawiedliwości jest i zgorszeniem, i aktem tyranii.

Nie ulega wątpliwości, że bezkarność stanowi rodzaj zachęty do trwania w złym, recydywy, popełniania czynów coraz gorszych. Sprawiedliwe jest oczekiwanie kary i denuncjowanie zła wskazywaniem, że na karę zasługuje. Lapidarnym hasłem wyrażał tę prawdę lud gromadzący się swego czasu przy ul. Ikara w Warszawie nocą z 12 na 13 grudnia kolejnych lat: „nie ma nic złego w wieszaniu Jaruzelskiego.”

O nieszczęściach sprowadzonych na obywateli przez tyranię Republiki Okrągłego Stołu w szczególności w okresie dyktatury PO napisano już wiele: np. o akcji „Widelec”, katastrofach w Mirosławcu i Smoleńsku, seryjnych samobójcach, zabójstwie Marka Rosiaka itd. Warto przypomnieć odrażające zabójstwo nienarodzonego dziecka „Agaty”, w efekcie nagonki prowadzonej na tę nastolatkę i wspierającego ją księdza przez m.in. Gazetę Wyborczą i minister zdrowia Ewę Kopacz. Do tego „pomniejsze” represje wobec choćby Staruchowicza czy Kossakowskiego, prowokacje na Marszach Niepodległości, strzelanie do górników itd. Donald Tusk nie tylko nie raz mówił, że „bierze pełną odpowiedzialność”, ale faktycznie ją jako ówczesny premier, lider PO, sprawca jej sukcesu wyborczego – ponosi. Stąd nie ma nic złego w pisaniu o kajdankach i szubienicy, oburzające jest natomiast, gdy rząd, od którego oczekuje się sprawiedliwości, dymisjonuje (tak, wiem, „na własną prośbę”) urzędniczkę za tak naturalne i pożyteczne stwierdzenie.

Czy urzędnicy, którzy sprzedawali dzieci do „rodziny zastępczej” na Pomorzu, gdzie je katowano i zabijano, są już zdymisjonowani i ukarani?
Czy urzędnicy, którzy odpowiadają za krzywdy wyrządzone Bajkowskim i setkom lub tysiącom innych rodzin, są już zdymisjonowani i ukarani?
A jak z reprywatyzacją w Warszawie? Jolantę Brzeską można bezkarnie spalić żywcem za obronę lokatorów, ale o człowieku odpowiedzialnym za tyle nieszczęść całego kraju nie wolno powiedzieć słowa prawdy?

O, przepraszam. Radykalnie i bez zwłoki zdymisjonowano Michała Beima. Pod pozorem niejasnych podejrzeń usunięto bodaj czy nie jedynego człowieka tak kompetentnego w dziedzinie kolejnictwa i zrównoważonego transportu. Być może grzebiąc jakiekolwiek szanse na ucywilizowanie (faktyczne, a nie malowaniem trawy na zielono) polskiej kolei. Minęło kilka tygodni i nadal nie wiemy, co niby pan Beim takiego strasznego zrobił.

Zasłanianie się procedurami, dochodzeniami itd. nie ma tu sensu, ponieważ sygnał przesłany do opinii publicznej jest jednoznaczny: ludzie niekompetentni i niegodziwi pozostają, przyzwoitość jest karana natychmiast. To się musi zemścić. Jedyną legitymacją do naprawy patologii – która istotnie naprawy wymaga, grożąc coraz większymi katastrofami – jest sprawiedliwość. To sytuacja zero-jedynkowa, tu nie da się w imię „jedności” i „pluralizmu” usiąść okrakiem na barykadzie. Podobnie jak w przypadku ustępstw wobec czarnego protestu można wybrać jedno z dwojga: przysługę wobec przeciwnika, który skwapliwie ją wykorzysta przeciw władzy-dobroczyńcy, lub wierność deklaracjom, wyborcom, przyzwoitości i rozsądkowi.

To dziwne rozdwojenie rzuca się w oczy zbyt często, by wierzyć, że nie chodzi o świadomy wybór. Zaledwie wczoraj mieliśmy kolejny przykład. Grupa narodowców próbowała zablokować bluźnierczy spektakl „Klątwa”, którego wystawianie jest prawdopodobnie sprzeczne z prawem, a z całą pewnością jest niegodziwe. Policja podległa min. Błaszczakowi, obchodząca się z tłuszczą wrzeszczącą pod Wawelem jak z jajkiem, niczym za najlepszych, schetynowskich czasów wystąpiła przeciw nacjonalistom. Choć narodowcy jedynie wyręczyli władze, które powinny same zadbać o to, by nie przedstawiano np. scen imitujących seks oralny z figurą Jana Pawła II lub zbiórki funduszy na zabójstwo Jarosława Kaczyńskiego, funkcjonariusze przyszli pacyfikować właśnie ich. Kilku nawet zatrzymano. Jaka w tym logika?

Jednym z podstawowych aktywów PiS-u jest zdolność do odsunięcia patologicznego układu od władzy. Nie może jednak chodzić o władzę dla samej władzy. Układ stał się nieznośny (a PiS – tym samym – tak potrzebny) ze względu na niegodziwość i jednocześnie dotkliwość dla rzeszy ludzi. Ludzi, którzy w naturalny sposób oczekiwali usunięcia całego układu, może nawet w niektórych przypadkach metodą „na Cejrowskiego” (wszystkich won), jeśli nie od razu, to na pewno konsekwentnego dążenia w tym kierunku. I właśnie dzięki tym oczekiwaniom nowa władza miała zaraz po wyborach możliwość wygenerowania poparcia społecznego szerszego, niż liczba własnych wyborców i, o ile uczciwie by się zabrała do rzeczy, trwałego. Zwykli ludzie mogli i chcieli mieć coś w rodzaju tarczy wobec nie jednej, ale wielu „najlepszych kast”. Było to dość widoczne i oczywiste, wręcz się narzucało. Z jakiegoś powodu PiS odrzucił to dość wygodne dla siebie rozwiązanie. Tarcza, która kuli ogon, gdy którykolwiek lewak mocniej tupnie nóżką, która zwalnia na prawo i lewo własnych urzędników za wpis o kajdankach dla zdrajcy, za piwo i dyskotekę, albo za to, że jeszcze nic nie wykazano, ale może coś zostanie wykazane (przypadek Michała Beima), pozostawiając „układ” poza kosmetyką nietknięty – a co najmniej taki sygnał wysyłając wyborcom – średnio tę funkcję tarczy pełni.

No jak to, spytają na Nowogrodzkiej, to nie mamy sukcesów? A baby boom, wzrost gospodarczy, wzrost ratingu, bezrobocie i odsetek ubóstwa spada na twarz...

Otóż – macie, i to spore, ale problem w tym, że to wy mówicie, że ich nie macie. Pamiętacie, co się działo wokół ratingu, gdy się zachwiał? No więc: gdzie pijarowe rozsmarowanie tych, którzy wówczas nakręcali panikę, a dziś siedzą jak mysz pod miotłą? Gdzie przykrycie Misiewicza Siemoniakiem, Grabcem, Rostowską i całą platformianą czeladzią? Po co tańczyć, jak zagra totalna opozycja? Dymisjonując za kajdanki, które „ujawniła Gazeta Wyborcza” sami ich uwiarygadniacie. Kapitulacja w pijarze, tłumienie „łaknienia i pragnienia sprawiedliwości” w imię której dano wam władzę. W efekcie zamiast cieszyć się sukcesem, rośnie obawa, że to wszystko tylko na jedną kadencję.

Krzysztof Jasiński

*Felieton zawiera wyłącznie prywatne opinie autora

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także