Czuje się pan profesor weteranem?
W pewnym sensie tak. Dziesięć lat temu rzeczywiście przeprowadzono akcję wyrzucenia mnie z Instytutu Matki i Dziecka. I teraz te wspomnienia
wróciły.
Wyrzucono pana za sprzeciw wobec aborcji?
Tak. I nawet bohaterowie są ci sami. Wtedy sprawę do prokuratury, odnośnie do dziecka, które nie zostało abortowane z mojego powodu, złożyła Wanda Nowicka. I choć śledztwo zostało umorzone, najpierw minister zdrowia zwolnił mnie z funkcji konsultanta krajowego ds. ginekologii i położnictwa, a później – pod byle
pretekstem – zwolniono mnie z funkcji kierownika kliniki.
Potem objął pan profesor zaniedbany Szpital św. Rodziny, który dziś doskonale funkcjonuje. I przez te 10 lat nikt pana profesora nie atakował?
Nie, choć moja postawa wobec aborcji się nie zmieniła.