Jest mało prawdopodobne, żeby w 2020 r. PiS nie poparł Andrzeja Dudy. Nie jest to jednak niemożliwe. Żeby zmniejszyć ryzyko takiego rozwoju wypadków, prezydent musi zacząć pracować nad własną partią. Oczywiście nie w sensie dosłownym.
Poniedziałek 24 lipca był dniem zwrotnym w polskiej polityce epoki rządów PiS. Dotychczas – mimo momentami krytycznych wobec rządu, lecz zarazem zachowawczych wypowiedzi, a także mimo weta przeciw ustawie o regionalnych izbach obrachunkowych – prezydent był traktowany przez swoją macierzystą partię jako pomijalny element układu władzy. „Owszem, może powie coś nie po naszej myśli, może nawet coś tam skieruje do Trybunału Konstytucyjnego albo nawet złoży jakieś weto w mniej ważnej prawie, ale co do zasady w kwestiach naprawdę ważnych nie trzeba się z nim liczyć” – takie było rozumowanie większości polityków PiS, w tym lidera partii.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.