Według wczorajszych doniesień "Super Expressu", konta bankowe Tomasza Lisa zostały zajęte przez komornika. To konsekwencja przegranego procesu z posłanką PiS Krystyną Pawłowicz. Zgodnie z wyrokiem, dziennikarz miał opublikować przeprosiny w swoim tygodniku, zapłacić 40 tys. zł zadośćuczynienia i prawie 7 tys. zł kosztów sądowych. Ale tego nie zrobił - stąd zajęcia komornicze.
Proces wytoczyła Lisowi posłanka PiS Krystyna Pawłowicz w związku z tekstem "Bulterierka prezesa", który w kwietniu 2016 roku opublikował "Newsweek". Szef gazety ani razu nie pojawił się w sądzie. Wyrok wydany zaocznie uprawomocnił się w lipcu.
Główny zainteresowany odnosząc się do sprawy przekonuje, że o procesie dowiedział się dopiero po wyroku. Twierdzi także, że zawiadomienie zostało wysłane na zły adres. Jak jednak ustalił "Super Express", zawiadomienia zostały wysyłane pod dwa adresy – do siedziby tygodnika "Newsweek", a także do podwarszawskiego Konstancina, gdzie mieści się dom Tomasza i Hanny Lisów. W aktach sprawy widnieje potwierdzenie, że 11 maja, o godzinie 14.19 wezwanie na rozprawę odebrała żona dziennikarza Hanna Lis.
Czytaj też:
Kłopoty Tomasza Lisa. Komornik zajął mu kontaCzytaj też:
Pawłowicz po wygranej z Lisem: 30 tys. zł nie jest żadnym zadośćuczynieniem dla parlamentarzysty