W artykule "Ten, który przeinacza Niemcy", dziennikarz niemieckiego tygodnika ostro krytykuje polskiego dziennikarza ("Do Rzeczy" oraz TVP) – Cezarego Gmyza.
Philip Fritz stwierdza w swoim tekście, że gdyby wierzyć w słowa polskiego dziennikarza, to można stwierdzić, że w Niemczech "nie można czuć się bezpiecznie, a między Flensburgiem i Jeziorem Bodeńskim powstał kalifat, w którym islamiści wspólnie z naiwnymi ogarniętymi genderowym szaleństwem ekologicznymi Niemcami uprawiają poligamię”.
„Jego komentarze budzą emocje, a on sam uczestniczy w licznych rundach dyskusyjnych, ma dobry kontakt z narodowo-konserwatywną elitą rządzącą oraz 70 tys. followersów na twitterze” – napisano dalej w „Die Zeit”. Fritz oskarża też polskiego dziennikarza o szerzenie niechęci wobec islamu i nazywa go "propagandystą".
Gmyz o publikacji „Die Zeit"
– Zaufałem „Die Zeit” ponieważ kiedy wyrzucono nas z „Rzeczpospolitej”, to była jedna z nielicznych niemieckich gazet, czasopism, która opisała to rzetelnie – mówił dziennikarz „Do Rzeczy”, komentują swój kontakt z tygodnikiem, który opisał jego osobę. – Byłem przekonany, że nadal zachowują wysokie standardy dziennikarskiej, jednak to co przeczytałem przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania – dodał Gmyz.
Jak relacjonuje dalej, po przeczytaniu tekstu był bardzo zaskoczony. – To stek kłamstw, autor pisał m.in. o tym że zajmowałem się sprawami gender, czy używałem słowa kalifat w odniesieniu do Niemców, wszystko to są kłamstwa – tłumaczył Gmyz.
– Nigdy niczego takiego nie powiedziałem, nie relacjonowałem tego w telewizji. Ze zdumieniem dowiedziałem się też, że mój angaż w charakterze korespondenta TVP był ogromnym skokiem zawodowym, jakbym nie miał za sobą 27 lat praktyki dziennikarskiej – dodał.