"Niemcy zburzyli miasto borykające się z wielkimi problemami". O Warszawie w "Wyborczej"

"Niemcy zburzyli miasto borykające się z wielkimi problemami". O Warszawie w "Wyborczej"

Dodano: 
Jacek Dehnel
Jacek Dehnel Źródło: Instytut Książki/ Krzysztof Dubiel
"Nędza, bezdomność, brud międzywojennej Warszawy, koszmarne losy prostytutek, przemocowość całego systemu są ukrywane. Jedyną alternatywą dla stolika w Ziemiańskiej zostaje cepeliowy, sztuczny mit „warsiaskiej ferajny” – tak stolicę Polski w przededniu zburzenia przez Niemców w weekendowym wydaniu "Gazety Wyborczej" opisuje Jacek Dehnel.

"Miasto borykające się z ogromnymi problemami"

Jacek Dehnel to tłumacz, pisarz, malarz, a także zadeklarowany homoseksualista. I wydaje się, że kolejna osoba, która pragnie zdobyć popularność m. in. poprzez krytykę Polski i Polaków.

"Wielu z nas po prostu chce, żeby to było piękne miasto, w którym Niemcy zburzyli wielkomiejską, wysmakowaną architekturę, zostawiając gruzowisko, a na nim zły sowiecki komuch zbudował szkaradę" – twierdzi Dehnel w "Gazecie Wyborczej".

I dodaje: "Tymczasem Niemcy zburzyli miasto borykające się z potwornymi problemami, wielkimi nierównościami społecznymi, miasto z dzielnicami nędzy, tysiącami bezdomnych, z rodzinami gnieżdżącymi się w zagrzybionych norach".

"Nasza skłonność do cwaniactwa"

Zapytany o "Wspomnienia warszawskie" Antoniego Słonimskiego i zawarte w książce stwierdzenie o sceptycyzmie Polaków, Dehnel ocenia: "To raczej część ogólnej nieufności polskiej. Nasze wskaźniki zaufania wzajemnego należą do najniższych w całej Unii Europejskiej. Ma to, oczywiście, swoje zadawnione korzenie historyczne, ale łączy się też z naszą skłonnością do cwaniactwa, zespoloną ze strachem przed byciem wycwanionym. Nie przepadam za tym, ostatecznie wolę raz na jakiś czas stracić z kimś nieuczciwym, niż stracić różne okazje z uczciwymi".

Męczeństwo urojone

Jacek Dehnel przekonuje, że mimo faktu, iż od zaborów minęło już wiele lat, Polacy wciąż mają problem z obywatelskością. "No tak, ale zabory skończyły się sto lat i cztery czy pięć pokoleń temu, nie mówiąc już o tym, że oddolne ruchy, praca u podstaw, społecznictwo miały się wówczas całkiem nieźle (...) Sam humor nie wystarczy, bo tu trzeba z jednej strony ośmieszać – przywary, nie osoby – z drugiej przekonywać i edukować. Inaczej nieprzekonani jeszcze się umocnią w swoim poczuciu męczeństwa, tym razem już urojonego".

Źródło: Gazeta Wyborcza / wikipedia.pl
Czytaj także