W nocy z poniedziałku na wtorek doszło do ataku na biuro poselskie minister Beaty Kempy w Sycowie na Dolnym Śląsku. Nieznany sprawca rzucił w drzwi biura pojemnikiem z łatwopalną cieczą nieznanego pochodzenia, a na elewacji budynku zamieścił napis: "H-7102 21.21. CALIFOR UBER ALES NIE". Po tym zdarzeniu, według informacji Wp.pl, policja ma wzmocnić patrole wokół lokali, z których korzystają posłowie.
Jak informuje portal, atmosfera agresji osiągnęła taki poziom, że parlamentarzyści boją się o życie i zdrowie. Serwis przytacza rozmowę z Iwoną Arent. Posłanka Prawa i Sprawiedliwości wskazuje, że jest w polityce od 12 lat i spotkało ją w tym czasie wiele nieprzyjemnych sytuacji. – Pomalowano drzwi mojego biura poselskiego, drzwi od mojego domu wymazano kałem. Policja oczywiście nie ustaliła sprawców – mówi Arent.
Posłanka podkreśla, że najbardziej boi się o pracowników swoich biur, dlatego kupiła im gaz i nakazała trzymanie go w szufladzie na wypadek niebezpiecznej sytuacji. Jak przyznaje, sama również martwi się o swoje bezpieczeństwo. Jednak nie tylko ona. – Jest obawa, że coś mi się stanie. Moi koledzy i koleżanki z partii przyznają, że boją się o życie i zdrowie – dodaje.
O groźbach mówi też poseł PiS Marek Suski. Polityk przyznaje, że pojawia się ich wiele. – Niedawno zgłaszaliśmy do prokuratury e-maile, w których ktoś pisał, że będzie gwałcił kobiety z PiS, podrzynał nam gardła i rozcinał brzuchy – mówi.
Wirtualna Polska informuje, że podobne groźby pojawiają się także pod adresem polityków innych partii.