Integracja europejska, pomyślana jako mechanizm stabilizujący relacje między narodami po II wojnie światowej, wypaliła się. Niezależnie od tego, czy ktoś jest eurosceptykiem, czy euroentuzjastą, rozumie, że przyszedł czas na nowy porządek polityczny. System, który nadążałby za globalnymi przemianami ekonomiczno-społecznymi. Źródła wielkiej niemocy europejskiej zaszyte są w modelu polityczno-gospodarczym Unii państw europejskich. Systemu w żaden sposób nieprzystosowanego do współczesnych wyzwań. Jak to zgrabnie napisał Francis Fukuyama w jednym z ostatnich esejów: „Europa stworzyła wspólny system monetarny pozbawiony wspólnej polityki fiskalnej. Stworzyła Schengen bez kontroli zewnętrznych granic Unii. Stworzyła kosztowny system socjalny osłabiający konkurencyjność europejskiej gospodarki i uniemożliwiający finansowanie coraz bardziej roszczeniowych postaw swoich obywateli. I wreszcie stworzyła potężny aparat decyzyjno-biurokratyczny oderwany od wartości i tradycji podległych mu narodów”. Słabość systemową Unii najlepiej widać po programach wychodzenia z kolejnych kryzysów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.