"Trudno mi pojąć, że film ten mógł zostać odebrany inaczej, niż jako zwykły żart. Jeżeli jednak ktoś poczuł się nim urażony, to zadziało się tak wbrew moim intencjom. Takie osoby (a w szczególności KOBIETY) przepraszam – nie miałem zamiaru sprawić im przykrości" – napisał Darski na Facebooku.
W czwartek lider zespołu Behemoth zamieścił na swoim profilu na FB wideo, na którym śpiewa dziecięcą piosenkę, trzymając mikrofon zbudowany ze sztucznego penisa z przymocowaną do niego figurką Jezusa. Sprawa wywołała falę komentarzy. Posłowie PiS, Dominik Tarczyński i Anna Sobecka, skierowali do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez Darskiego.
"Cóż, część osób śledzących moje profile zrozumiała intencje, którymi się kierowałem, część nie do końca. Dlatego pragnę zaznaczyć, że jedynym moim zamiarem było rozbawienie żeńskiej części mojej publiczności" – tłumaczy się "Nergal".
Dalej podkreśla, że na swoich profilach w mediach społecznościowych często wyraża poglądy, które "nie muszą korespondować z poglądami, opiniami, poczuciem humoru i wrażliwością osób o poglądach konserwatywnych".
"Uprzejmie proszę więc takie osoby o świadome korzystanie z treści, które zamieszczam – nikogo nie chcę zmuszać do oglądania rzeczy, które udostępniam, a tym bardziej do podzielania moich prywatnych poglądów" – pisze muzyk.
Tłumaczy też, że gumowy penis z figurką Jezusa, którego użył na nagraniu, to "jeden z artefaktów" z jego prywatnej kolekcji – "instalacja autorstwa uznanego na całym świecie muzyka i artysty Thomasa Gabriela Fischera, która – jak widzę – wzbudziła spore kontrowersje" – uważa "Nergal".
Czytaj także:
Brudziński o Nergalu: Taki kozak? Niech przyklei gwiazdę Dawida
Komentarze
i tam wtedy może sobie do woli uprawiać żarciki z penisami kolegów
spod celi skoro ma takie wyrafinowane poczucie chumoru.
Warto przypomnieć, że Jezus z Nazaretu, zwany Chrystusem także został oskarżony o bluźnierstwo. I za to został skazany na śmierć.
Nie ważne jak długo będziesz żył. Ale twój tragiczny koniec będzie wieczny.
Anton Lavey – żył do końca lat 90-tych XXw. Uważany był za papieża kościoła szatana. W odróżnieniu od innych liderów wielbicieli lucyfera, ten postawił na otwartość i jawność. Nagrywał swoje czarne msze i ceremonie i wypożyczał na kasetach video. Zapraszał do proszatańskiej działalności polityków i celebrytów. W ciągu 25 lat zdobył liczne z nimi kontakty. Czcił i wielbił lucyfera i inne demony. Propagował je jako przyjaciół ludzi. A nienawidził Pana Boga, uznając go za głównego winowajcę wszystkich ludzkich nieszczęść i cierpień. W tym przekonaniu - pewnie nie pierwszy i nie ostanit - doszedł do obsesji nienawiści wszystkiego co miało związek z religią chrześcijańską. Prawdopodobnie unikał skrzyżowań dróg, jak palącego znaku krzyża. Podobno miał regularne kontakty z szatanami. Gdyby żył w Polsce to na pewno mocno zaangażowałby się z tymi wszystkimi co walczą i wyśmiewają krzyż i inne znakami chrześcijaństwa.
Krótką chwilę przed jego śmiercią wezwano karetkę pogotowia ratunkowego. Ta zawiozła go do najbliższego szpitala prowadzonego przez jakiś kościół chrześcijański. W tym szpitalu jedna z pielęgniarek relacjonowała na filmach youtube jego ostatnie sekundy życia. Mówiła że kiedy odchodził do wieczności resztką sił wołał 2-3 razy z wielkim przerażeniem „o mój…. (….Boże nie przeszło mu przez gardło) zrobiłem wszystko źle”.
Tak odszedł na przerażające spotkanie tego którego wielbił i któremu służył.
Jego dzieci, przerażone złem ojca, postanowiły nie mieć żadnego kontaktu z jego ideologia, rzeczami i historią.