U.S. dezerterzy

U.S. dezerterzy

Parada amerykańskich żołnierzy na Polach Elizejskich w Paryżu
Parada amerykańskich żołnierzy na Polach Elizejskich w ParyżuŹródło:Wikimedia Commons
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz
Dodano: 
Tysiące alianckich żołnierzy opuściło szeregi. Stworzyli gang, który po wojnie terroryzował Europę Zachodnią.

Piotr Zychowicz: Ilu żołnierzy zdezerterowało z amerykańskiej i brytyjskiej armii podczas II wojny światowej?

Charles Glass: Z amerykańskiej około 50 tys., a z brytyjskiej około 100 tys. Czyli razem 150 tys.

To liczba olbrzymia. Dziesięć pełnych dywizji!

Tak, to była mała armia. O tych sprawach mało się mówi. To, że tylu żołnierzy zdezerterowało, jest dla wielu niewygodne. Najważniejsze jednak jest to, że owo zjawisko zbytnio aliantom nie zaszkodziło. Wojnę wygrali.

Ilu anglosaskich żołnierzy zostało rozstrzelanych za dezercję?

Jeden. Był to młody Amerykanin z Detroit, szeregowiec Eddie Slovik. Jesienią 1944 r. został wysłany do Francji jako uzupełnienie jednej z dywizji piechoty. Gdy pierwszy raz dostał się pod ogień nieprzyjaciela, był po prostu przerażony. W efekcie 9 października 1944 r. odmówił pójścia na front. Zrobił to na piśmie. Był pewien, że wpakują go za to do więzienia. Wolał posiedzieć za kratami, niż zginąć. Przeliczył się jednak, zginął z ręki kolegów.

Dlaczego spośród 150 tys. dezerterów zabito akurat jego?

On sam nazwał się największym pechowcem na świecie. Coś w tym było. Jako młody chłopak cierpiał biedę, która pchnęła go do kradzieży. Kilka lat przesiedział w więzieniu. Gdy wreszcie zaczęło mu się układać – ożenił się, znalazł pracę – został powołany do wojska. Na początku US Army nie przyjmowała ludzi skazanych za przestępstwa kryminalne, ale w miarę przedłużania się wojny zaczęli brać wszystkich. Eddiemu nie pomogła również trudna sytuacja, w jakiej wkrótce znalazły się amerykańskie siły na kontynencie.

Niemiecka ofensywa w Ardenach.

Tak, Hitler rzucił swoją armię do kontrnatarcia. Amerykanie tracili olbrzymią ilość ludzi. To zaś wywołało prawdziwą plagę dezercji i samookaleczeń. Dowództwo postanowiło sięgnąć po zdecydowane środki, żeby ją powstrzymać. Egzekucja Slovika miała podziałać odstraszająco na innych żołnierzy. Poświęcono go. Został rozstrzelany 31 stycznia 1945 r. we francuskiej wiosce Sainte-Marie-aux-Mines. Chociaż zabito go za tchórzostwo w swoich ostatnich chwilach, zachowywał się mężnie. Do żony wysłano lakoniczny list, w którym stwierdzono, że szeregowy Slovik zginął „na europejskim teatrze wojny”. Jego historia stała się bardzo głośna. W 1974 r. nakręcono na jej kanwie film „The Execution of Private Slovik”, w którym tytułową rolę zagrał Martin Sheen.

Slovik to nazwisko słowiańskie, jakiej narodowości był ten człowiek?

Był Polakiem. Polskim Amerykaninem.

Był pierwszym dezerterem z US Army rozstrzelanym od czasu I wojny światowej?

Nie, pierwszym dezerterem z US Army rozstrzelanym od czasu wojny secesyjnej! W 1865 r. za ucieczkę z pola bitwy stracony został żołnierz unii William Smitz. W tym konflikcie żołnierze często mieli bardzo swobodny stosunek do służby wojskowej. Ocenia się, że z armii obu stron uciekło około 300 tys. ludzi. Niektórzy, tak jak pisarz Mark Twain, zdezerterowali zarówno z szeregów wojska unii, jak i konfederacji. Podczas I wojny światowej Amerykanie już swoich żołnierzy nie rozstrzeliwali. Na karę śmierci skazano co prawda 24 dezerterów, ale wszyscy zostali ułaskawieni przez prezydenta Woodrowa Wilsona.

Czytaj też:
Kocioł w „mieście Stalina”. Bitwa decydująca o losach świata

A jak to wyglądało w innych armiach alianckich?

Podczas I wojny światowej Francuzi rozstrzelali około 600 dezerterów. Brytyjczycy podczas I wojny 304, a podczas II wojny ani jednego.

Skąd ta różnica?

W 1930 r. pierwszy rząd laburzystów zniósł karę śmierci za samowolne oddalenie się z pola walki. W efekcie brytyjscy generałowie walczący w północnej Afryce przeciwko marszałkowi Rommlowi błagali rząd o przywrócenie tego przepisu. Gdy Afrika Korps szła jak burza do przodu, tysiące Brytyjczyków czmychnęło z wojska i zaszyło się w Delcie Nilu lub u arabskich „narzeczonych” w Kairze.

Co się potem stało z tymi ludźmi?

Gdy alianci odzyskali inicjatywę i zaczęli w Afryce zwyciężać, zaczęli wracać do szeregów. Było ich tylu, że nawet nie wyciągnięto wobec nich specjalnych konsekwencji, może poza wyciskiem, który dostali później w koszarach od kaprali. Wyszkoleni żołnierze byli jednak na wagę złota. Część z nich tak dobrze poradziła sobie w ekstremalnych afrykańskich warunkach, że wcielono ich do jednostek specjalnych.

A co się stało z tymi dezerterami z alianckich armii, wobec których jednak wyciągnięto konsekwencje?

Najpierw byli zamykani w specjalnych obozach dla zatrzymanych, potem stawiano ich przed sądami polowymi. Kary to na ogół kilkanaście–kilkadziesiąt lat więzienia albo nawet dożywocie. Nikt jednak oczywiście nie siedział tak długo. Ostatni dezerterzy z czasu II wojny światowej opuścili amerykańskie więzienia federalne w połowie lat 60. Odsiedzieli góra 20 lat. Wszystko zależało od tego, jak się sprawowali za kratami. W sumie na dezerterów z US Army wydano około 2,5 tys. wyroków, z czego 139 wyroków śmierci. Te ostatnie zostały złagodzone. Oprócz jednego.

To, że w roku 1941 dezerterowali żołnierze Armii Czerwonej, a w roku 1945 żołnierze Wehrmachtu, jest zrozumiałe. Dlaczego jednak żołnierze uciekali z wygrywających armii?

Oczywiście armie rozbijane, znajdujące się w odwrocie na ogół mają większy wskaźnik dezercji niż armie nacierające. Jednak i w szeregach tych ostatnich również dochodzi do sytuacji skłaniających do ucieczki. Choćby długotrwałe, ciężkie walki albo ciężki ostrzał artyleryjski wywołujący szok czy napady paniki. Każdy człowiek ma granice wytrzymałości, po przekroczeniu których dochodzi do załamania nerwowego. Wielu dezerterów tłumaczyło się później, że działało w amoku, że uciekając, czuli się jak we śnie.

Podczas I wojny światowej uważano takich ludzi za tchórzy.

To się zaczęło zmieniać wraz z rozwojem psychologii i psychiatrii. Dzisiaj wiemy o istnieniu zespołu stresu pourazowego, który dotyka żołnierzy. Podczas II wojny światowej wielu oficerów wiedziało już, że lepiej jest żołnierza odesłać do szpitala na krótką kurację niż przed pluton egzekucyjny. Inni dowódcy byli jednak w tej sprawie staroświeccy. Choćby gen. George Patton, który domagał się, żeby rozstrzeliwać „tchórzy” i raz nawet dał publicznie w twarz żołnierzowi, którego uznał za symulanta.

Artykuł został opublikowany w 5/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.