Wiosna, odpoczynek i zajączki. Jak Polacy rozumieją święta

Wiosna, odpoczynek i zajączki. Jak Polacy rozumieją święta

Dodano: 
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło: Flickr / Praktyczny Przewodnik Follow/(CC BY 2.0)
– Badania wskazują, że nawet ponad 70 proc. Polaków traktuje Wielkanoc jako święta o charakterze rodzinnych, ale już niekoniecznie religijnym – mówi w rozmowie z DoRzeczy.pl socjolog i antropolog społeczny dr Paweł Załęcki.

DoRzeczy.pl: W przestrzeni publicznej Wielkanoc pokazywana jest jako święto wiosny, czas dla rodziny, chwila na odpoczynek. Jak, jako społeczeństwo, rozumiemy święta Wielkiej Nocy?

Dr Paweł Załęcki: Najprostsza odpowiedź byłaby taka, że w swojej masie nie bardzo się nad tym zastanawiamy. Przyjmując perspektywę antropologa społecznego, gdybym pojawił się w Polsce, jako w nieznanej dla mnie krainie i dowiedział się, że obchodzone będzie najważniejsze, czy jedno z najważniejszych świąt sakralnych – które jest na tyle ważne, że co niedzielę jest sprawowana jego pamiątka – to szukałbym informacji w głównych kanałach komunikacyjnych – internecie, telewizji, radiu czy prasie. I chyba niewiele bym się dowiedział. Faktycznie w przestrzeni publicznej króluje jakieś ikoniczne przedstawienie jajek, królików, zajączków, a aspekt świętowania czegoś, co jest święte, jest bardzo ograniczony.

Badania wskazują, że nawet ponad 70 proc. Polaków traktuje Wielkanoc jako święta o charakterze rodzinnych, ale już niekoniecznie religijnym. To jest część ogólnej tendencji, przemian wartości we współczesnym świecie, w tym w Polsce, idącej w kierunku zanikania czy kurczenia się sfery sacrum. Nie chodzi tylko o Wielkanoc, ale w zasadzie o wszystkie święta o rodowodzie religijnym, które są przez Polaków odbieranie właśnie przede wszystkim jako święta rodzinne.

Święta kojarzą nam się tylko ze spotkaniem przy wspólnym stole rozmową i z rodziną?

Wielkanoc w Polsce jest i tak specyficzna pośród innych świąt, ale generalnie także tu wyraźnie obserwowany jest wspomniany już trend kurczenia się czasu świętego, przeznaczonego na doświadczanie czy przeżywanie sacrum. Dla większości z nas, święta to nadal czas wyjątkowy, ale przede wszystkim postrzegany jako okres wolny od obowiązków.

W perspektywie społecznej, jest to okres przeznaczony dla rodziny. Jednak to też się zmienia i coraz bardziej akceptujemy możliwości innego, pozarodzinnego spędzania tego czasu. Nadal jednak mamy nałożony „powróz” rodzinnej kontroli społecznej – jeśli Bożego Narodzenia nie spędzimy w domu, to rodzina nam tego nie wybaczy, a przynajmniej często tak zapowiada. Nie ze względów religijnych, tylko dlatego, że zbojkotowaliśmy rodziców, czy innych krewnych.

Wielkanoc jest wśród tych świąt wyjątkowa, bo wciąż wielu Polaków postrzega ją i przeżywa w nawiązaniu do kontekstu religijnego. Dla 70 proc. badanych jest to święto rodzinne, ale niemalże połowa badanych wskazuje, że towarzyszy jej przeżycie duchowe. Tymczasem jeśli mówimy o Bożym Narodzeniu, to zaledwie 25-27 proc. Polaków postrzega te święta w kategoriach doświadczenia duchowego czy religijnego, a prawie połowa badanych tylko jako uroczystości rodzinne.

Stawiamy więc tradycje i rodzinne zwyczaje przed duchowość?

Na pewno tradycja odgrywa tutaj kluczową rolę, bo chociaż Wielkanoc rzeczywiście traktujemy jako wydarzenie silnie związane z tradycjami rodzinnym, to jest ona jednak społecznie ujmowana i rozpoznawana w kontekście religii – i chociaż ten kontekst znamy, to niezbyt wyraźnie go odczuwamy czy realizujemy.

Zwróćmy uwagę na to, że obok osób, które deklarują swoją wiarę jako pogłębioną – uczestniczących regularnie w mszach świętych, te święta są na tyle ważne, że są w jakiś sposób obchodzone także przez osoby deklarujące się jako niezwiązane z Kościołem. Rozwinięta kultura i religia chrześcijańska przez wieki funkcjonowała w centrum naszego społeczeństwa i wciąż jest tam mimo wszystko nadal wyraźnie obecna, efektem tego jest na przykład tradycyjne przestrzeganie postu w Wielki Piątek – także wśród około 45 proc. Polaków, którzy niekoniecznie identyfikują się z katolicyzmem czy Kościołem. Ci ostatni przestrzegają niejako podświadomie postu, nie ze względów religijnych, ale właśnie ze względu na tradycję. Podobnie jest jak sądzę – zgodnie ze znanymi badaniami – w przypadku Polaków, którzy zdecydowanie deklarują brak wiary – co piąty pośród nich w Wielki Piątek ogranicza spożycie mięsa. Zresztą większość Polaków – bez względu na deklaracje dotyczące wiary – na Boże Narodzenie ubiera choinkę i składa sobie życzenia – właśnie dlatego, że to przyjemny dla nas zwyczaj.

Domena sacrum się kurczy – święta są bardziej rodzinne niż religijne. Właśnie na tym obszarze nastąpiło specyficznego rodzaju odreligijnienie rozumiane jako odłączenie się codzienności i odświętności od Kościoła i wiary.

Jako społeczeństwo bardziej definiujemy się więc jako Polacy czy członkowie danej rodziny, niż jako katolicy, czy szerzej chrześcijanie?

Problem leży w tym, że religijność nie buduje już powszechnie w naszym społeczeństwie istotnego, czy uchwytnego poczucia wspólnoty. Z jednej strony rzeczywistość sakralna „się zwija”, z drugiej zaś strony mamy do czynienia z jednocześnie występującymi procesami indywidualizacji i prywatyzacji religii. Sami „wybieramy sobie” to, co jest dla nas w religii istotne, jakich kanonów, prawd wiary chcemy przestrzegać, a to, co nie jest dla nas atrakcyjne czy przyjemne odrzucamy. Jednocześnie rośnie aprobata wobec nie przestrzegania zwyczajów, które bazują na tradycji religijnej – m.in. jedzenie mięsa w okresie postnym czy pracy w niedziele.

Czynniki te w wymiarze publicznym – a tam w ostatnich latach instytucjonalny wymiar Kościoła umacnia swoją obecność – generują specyficzne połączenie, szczególnie jeśli dodać do tego fasadowe, powierzchniowe postawy religijne prezentowane też przez niektórych polityków.

Kościół w wielu rejonach naszego społeczeństwa gdzie był dotychczas silny, zaczyna nieco przegrywać walkę o dusze, o miłość i sympatię Polaków do całej instytucji kościoła. Zmniejsza się odsetek Polaków deklarujących przywiązanie do instytucji kościoła, ale jednocześnie wzrasta odsetek osób deklarujących się jako wierzące czy duchowo rozbudzone, realizujących w jakiś alternatywny sposób swoją duchowość – mamy tu do czynienia ze wspomnianym „odkościelnieniem” wiary.

A deklaracje i świadectwa celebrytów, którzy pokazują swoją wiarę – cytująca Jana Pawła II Ewa Chodakowska, mówiący o swojej wierze Robert Lewandowski czy Kamil Stoch, który podkreśla, że Wielkanoc to przede wszystkim czas dla Boga i rodziny, czy to umacnia Kościół?

Prawdopodobnie wśród osób młodych, które nie są jeszcze ustabilizowane w zakresie wiary, które poszukują, takie deklaracje mogą mieć znaczenie. Ale jednocześnie nawet wśród osób silnie wierzących, osób żyjących na co dzień Ewangelią, odnajdujemy przeciwników i zwolenników tego rodzaju zachowań. Przecież także pośród osób wierzących funkcjonują antyklerykałowie – szczególnie wielu zdaje się tam być zwolenników poglądu, że „personel naziemny” się Panu Bogu nie za bardzo udał. Ale jestem skłonny przyznać, że podchodzimy do spraw duchowych w sposób jednak mało refleksyjny, mamy też stosunkowo mało współczesnych przykładów takich wyraźnych postaw, będących świadectwami całego życia osób z pierwszych stron gazet.

Nie maleje jednak głód duchowości, pragnienia doświadczania wiary i to nie tylko w sensie emocjonalnym. Także Polacy w znacznej mierze tego poszukują i wcześniej czy później, ktoś, a może jakiś ruch społeczny czy religijny, może też sam Kościół, ten potencjał zagospodaruje, ale obecnie, „bardziej” zaangażowanych w tą materię jest tylko kilka proc. Polaków.

W społeczeństwie, w którym za wierzących uważa się około 90 proc. ludzi, „bardziej” w wiarę angażuje się tylko kilka procent ludzi?

Wielkość tej zbiorowości szacuję na 4-10 proc. społeczeństwa. To są ludzie, dla których tożsamość religijna jest tożsamością podstawową, osiową. Około 4 proc. Polaków należy do jakichś typów wspólnot religijnych i religijnych ruchów, duża część z nich stara się, na co dzień żyć zgodnie z Biblią.

Natomiast większość Polaków deklarujących, że są wierzący, na co dzień żyje w sposób nieodróżnialny od tych, którzy deklarują się jako osoby niewierzące – czasem nawet w czasie sakralnym niespecjalnie różnimy się między sobą. Ta religijność, ten katolicyzm jest bardzo silnym „wyposażeniem” naszej tożsamości zbiorowej, związanej jednakże przede wszystkim z tradycją, ale niekoniecznie już z praktyką.

A medialne akcje pojawiające się w przestrzeni publicznej – jak Różaniec do granic czy Ekstremalna Droga Krzyżowa. To przyciąga nas do wiary?

Oczywiście, dla różnych grup, różne rzeczy będą atrakcyjne. Katolicyzm i szerzej religia są elementami składowymi kultury polskiej, wielu instytucji i ich przejawów w naszym życiu – na przykład prawa, które zakazuje zabijania. Jednak najczęściej jest to wiara, która jest silnie emocjonalna, pobudza nas i buduje zwykle chwilowe poczucie wspólnoty, gromadzi na modlitwie czy w proteście – łączy i przyciąga niektóre sektory społeczeństwa. Nieważne czy powód owego łączenia jest dorzeczny czy nie – czego przykładem w jakimś zakresie jest zjawisko opisywanie niekiedy jako tzw. religia smoleńska, generująca wspólne przeżywanie i doświadczenie.

Ale kryzys wiary dotyczy jednak przede wszystkim intelektualnego jej doświadczania. Cieszenia się i przeżywania wiary w oparciu o kanony chrześcijaństwa – jak zmartwychwstania Jezusa, czy zbawienia. Ten rodzaj przeżywania jest jednak relatywnie rzadki wśród wiernych.

A czy w trakcie rodzinnych spotkań, także, a może nawet szczególnie, podczas świąt, wiara może prowadzić do konfliktów? Spieramy się podczas śniadania wielkanocnego o poparcie dla kwestii aborcji czy finansowanie kościoła?

Im bardziej przechodzimy ze środowiska wiejskiego do miejskiego, im bardziej mówimy o otoczeniu bardziej liberalnym niż tradycyjnym tym częściej takie dyskusje się pojawiają. Pojawiają się wątpliwości, a nawet wrogie postawy – pamiętajmy, że w Polsce każdy jest specjalistą od polityki, seksu, zdrowia, piłki nożnej i też Kościoła.

A czy pomysł ustanowienia Wielkiego Piątku dniem wolnym od pracy, stworzy szerszą przestrzeń na duchowe świętowanie?

Raczej nie, bo tak rozumiany dzień wolny niewiele znaczy – jeśli myślimy o święcie jako o dniu wolnym, a nie momencie świętowania. Inaczej mówiąc, tam gdzie dominuje tendencja do spędzania czasu razem z rodziną, to zostanie tak to właśnie spożytkowane, a tam nie tych tendencji nie ma, nic nowego raczej się nie pojawi. Podobnie jest z duchowym przeżywaniem świąt i to jest właśnie problem Kościoła katolickiego w Polsce i w jakimś sensie jego porażka.

W kontrze do tego co pan mówi, fakty są takie, że w czasie Triduum Paschalnego kościoły są pełne, a do konfesjonałów ustawiają się kolejki. Podobnie jest zresztą w okresie świąt Bożego Narodzenia, ale też podczas coniedzielnych mszy.

Ale ja nie widzę tutaj żadnej sprzeczności. Kurczy nam się „ukościelnienie”, jak pokazują to chociażby dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, chociaż wciąż jest to wysoki odsetek, to spada liczba osób, co niedziele uczestniczących w mszach świętych (tzw. dominicantes). Współcześnie stwierdzenie, że „jestem katolikiem”, „jestem wierzący”, znaczy coś innego niż 30-40 lat temu. Nasza okołokościelna aktywność w Triduum Paschalnym, czy obecność na uroczystych mszach świętych coraz bardziej wiązana bywa z wymiarem tradycyjnym, rozwijającym się kosztem religijnego. Sam znam osoby, które deklarują się jako niewierzące, ale jakoś ten czas zadumy w okresie świąt wielkanocnych obchodzą czy niekiedy celebrują – cokolwiek by to miało w ich sytuacji oznaczać.

Ale chodzenie co niedziela do kościoła wymaga wysiłku. Polakom „chce się” robić to tylko z przyzwyczajenia? Badania pokazują, że prawie połowa młodych ludzi regularnie uczestniczy w mszy świętej.

Pamiętajmy, że w przypadku młodzieży mówimy tu raczej o deklaracjach niż o rzeczywistej aktywności. Trzeba też wziąć pod uwagę to, że polski Kościół odniósł sukces w zakresie katechizacji ekstensywnej, przez którą wszyscy, albo prawie wszyscy w Polsce przechodzimy. Dzieci przechodzą przez katechizację w szkole, większość z nas otrzymuje i decyduje się na podstawowe sakramenty – od chrztu, poprzez pierwszą komunię świętą, do bierzmowania i ślubu kościelnego. Potem jednak te związki z Kościołem zaczynają się wyraźnie rozluźniać.

Do tego dochodzi zmieniająca się rzeczywistość, realia w jakich wychowuje się młode pokolenie.

Z jednej strony, jeśli przejdziemy w miarę niezakłóconą socjalizację religijną, to pewne rzeczy, normy, rozpoznawalne wartości zostają nam w głowie, ale w polskim Kościele nie obserwujemy długotrwałych trendów, które by wskazywały na rozwój sfery wiary w społeczeństwie. Kościół stoi obecnie w obliczu procesów, które prowadzą do bardzo poważnego – z jego punktu widzenia – kryzysu, głównie dlatego, że młodsze pokolenie (ludzie do 30. roku życia, studenci i dzieci) nie zostało przez katolicyzm skutecznie „zagospodarowane”. Młodsze pokolenia współtworzą osoby, które nie mają mocnego związku z instytucją kościoła, a już na pewno nie tak mocnego jak ich rodzice czy dziadkowie.

Z drugiej strony, Kościół nie do końca potrafi skutecznie zareagować na tę sytuację – praktyka duszpasterska zdaje się nie odnosić powszechnie i intensywnie do spraw podstawowych. Dane statystyczne sprawiają przecież nadal przyzwoite wrażenie, Kościół jest chyba jakość z tych wysokich liczb zadowolony, ale jednocześnie nie dostosowuje swoich metod z zakresu praktyki teologii pastoralnej, nie intensyfikuje swoich działań w obliczu nowych wyzwań. Jak często podczas regularnej mszy prowadzona jest ewangelizacja (w miejsce katechizacji), jak często w Kościele zwiastowana jest Dobra Nowina? Nauczanie w polskim Kościele zwykle wygląda tak, jakby było skierowane do osób wierzących „pełną gębą”. Myślę, że ocena tego rodzaju jest nazbyt optymistyczna.

Ruch jest teraz zatem po stronie Kościoła. Polacy w badaniach dotyczących swojej tożsamości wskazują na różne odpowiedzi, ale rzadko na czołowym miejscach, w sytuacjach kiedy trzeba zdefiniować to, kim jesteśmy, jako pierwsze wskazujmy odpowiedzi „dziecko boże” czy „chrześcijanin”. Powinno to już od dłuższego czasu niepokoić duszpasterzy polskiego Kościoła.

Czytaj też:
Wielka Sobota. Czas oczekiwania na Zmartwychwstanie Chrystusa

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także