"W piątkowe popołudnie zamknęli szpital, w którym leży Jarosław Kaczyński. Przez pół godziny pacjenci i odwiedzający nie mogli się dostać do Wojskowego Instytutu Medycznego. Musieli czekać przed bramą. Wpuszczane były tylko limuzyny Służby Ochrony Państwa. Rządowi ochroniarze najprawdopodobniej przyjechali po to, aby czuwać nad bezpieczeństwem Jarosława Kaczyńskiego" – tak zdarzenie opisuje FAKT24.
Jak się okazuje, fałszywy alarm bombowy zgłoszony został dwa razy. Taką informację podał na Twitterze szef MSWiA Joachim Brudziński. Odniósł się w ten sposób do zarzutów dziennikarza "Rzeczpospolitej" Jacka Nizinkiewicza, który napisał: "Na pół godziny w piątkowe popołudnie zamknięto szpital wojskowy przy ul. Szaserów, w którym przebywa prezes PiS Jarosław Kaczyński. Wszyscy pacjenci i odwiedzający, którzy w tym czasie chcieli wejść na teren placówki, zostali oprawieni z kwitkiem. Pycha kroczy przed upadkiem".
"Nie pycha jest tu problemem tylko głupota i swoistego rodzaju moralne barbarzyństwo. Z powodu takich wpisów jak Pana czy i innych pańskich kolegów "dziennikarzy" pod adresem PJK,życie wielu pacjentów szpitala na Szaserów zostało dziś zagrożone" – odpowiedział dziennikarzowi szef MSWiA. I dodał, że alarm bombowy został zgłoszony dwukrotnie.
twittertwitter
Joachim Brudziński zapewnił, że zrobi wszystko, aby policja jak najszybciej ujęła odpowiedzialnego za zgłoszenie fałszywego alarmu.
twitter
Wirtualna Polska opisuje wściekłość pacjentów, którzy przez zamknięcie placówki nie mogli dostać się do lekarza. – Pewnie Kaczyńskiego wywożą. Skandal taki cyrk robić – komentowali dla zgromadzeni przed szpitalem ludzie.
Tymczasem Wojskowy Instytut Medyczny informował o przyczynach utrudnień.
twitter
Jarosław Kaczyński do Wojskowego Instytutu Medycznego został przyjęty w ubiegły czwartek. Czeka na operację kolana.