Hartwich: Za Tuska traktowano nas humanitarnie

Hartwich: Za Tuska traktowano nas humanitarnie

Dodano: 
Iwona Hartwich
Iwona Hartwich Źródło: PAP / Leszek Szymański
W Sejmie już od ponad miesiąca protestują niepełnosprawni i ich rodzice. Iwona Hartwich, mama niepełnosprawnego Kuby, która stała się liderką protestu, podobną akcję prowadziła również w 2014 roku. Jak mówi, wtedy protestujący byli taktowani humanitarnie. Teraz, są poniżani.

W rozmowie z tygodnikiem "Polityka" Hartwich zapytana o porównanie obecnego protestu z tym z roku 2014, wskazuje: "Tamten był o wiele bardziej humanitarny. Po pierwsze, mogliśmy wychodzić na zewnątrz. Nie ograniczano nam dostępu do toalet. Pozwalano nam otwierać okna. Nie byliśmy odgrodzeni. Pamiętam, jak jedna z naszych koleżanek musiała wyjechać na jeden dzień do domu do Torunia. Na drugi dzień wróciła i bez problemu została wpuszczona do Sejmu".

Według liderki protestu, z posłami Prawa i Sprawiedliwości nie ma dialogu. "Słyszymy od nich: nie będę z wami rozmawiała. Albo że wszyscy niepełnosprawni w stopniu znacznym powinni iść do pracy. Dzisiaj znowu posłanka Bernadeta Kryńska powiedziała, że powinno się niepełnosprawnym dać karabiny, niech idą na strzelnice. Poseł Jacek Żalek mówi, że robimy z naszych dzieci żywe tarcze, i nie rozumie, że one są niesamodzielne, ale nie ubezwłasnowolnione, i same chcą tu być" – mówi "Polityce" Iwona Hartwich.

Jak twierdzi, Donald Tusk z protestem w 2014 roku poradził sobie o wiele szybciej i "bardziej kulturalnie". "Premier Tusk przyszedł do nas trzeciego dnia protestu. Czwartego rozwiązaliśmy problem pierwszego postulatu. Wiedzieliśmy, że dojście świadczenia pielęgnacyjnego, o który wtedy walczyliśmy, do poziomu pensji minimalnej jest dobrze rozłożone. Protest mógł się nawet skończyć w ciągu pięciu dni, ale był opór z tamtej strony. Nam zależało na tym, żeby świadczenie pielęgnacyjne, które miało być najniższą krajową, było corocznie waloryzowane. Żeby nie stało w miejscu. Nie chciano się na to zgodzić. Dopiero 15. dnia protestu Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy, przyszedł do nas i w końcu rząd się zgodził na waloryzację" – wskazuje mama niepełnosprawnego Kuby.

Źródło: "Polityka"
Czytaj także