Współczucie wobec niewątpliwie cierpiących osób transseksualnych to tylko narzędzie wielkiej tęczowej rewolucji, której celem jest destrukcja fundamentów życia społecznego. I nikt tego szczególnie nie ukrywa. Autorzy strategii rozwoju ruchu LGBTQ otwarcie mówią o tym, że „ustawy o uzgodnieniu płci” czy uznanie, iż podstawą jej rozpoznania powinna być wola pacjenta, a nie biologia czy choćby psychologia, to tylko początek drogi.
Na jej końcu jest zaś nie tylko uznanie transseksualizmu za normę, a transfobii (czyli choćby przekonania, że płeć jest uwarunkowana biologicznie i genetycznie) za patologię, z którą trzeba walczyć metodami prawnymi albo… leczyć. Jeśli zaś ktoś w to nie wierzy, to polecam uważną lekturę „Zasad Yogyakarty”, czyli dokumentu będącego próbą „rekonstrukcji międzynarodowych standardów praw człowieka w odniesieniu do orientacji seksualnej i tożsamości płciowej”. (...)