Jak Szkoci zamykają chrześcijaństwo w muzeum
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

Jak Szkoci zamykają chrześcijaństwo w muzeum

Dodano: 
The Hub widziany z zamku w Edynburgu. Fot. Kim Traynor
The Hub widziany z zamku w Edynburgu. Fot. Kim Traynor Źródło: Wikimedia Commons
Muzeum multikulti powstało obok prastarej katedry w Glasgow. W Edynburgu kościół zamieniono w biuro

Szkoci kojarzą się Polakom z wieloma rzeczami – mężczyznami noszącymi kraciaste spódniczki, dudziarzami, doskonałą whisky, potworem z Loch Ness. Może jeszcze z przypisywanym Szkotom skąpstwem. Mało kto jednak kojarzy kraj brytyjskich górali z niezwykle daleko posuniętą laicyzacją. A jednak w czasie niedawnego wypadu do Glasgow i Edynburga parę razy poczułem się jak w dawno nieistniejącym Związku Sowieckim. Ktoś pewnie obruszy się na to porównanie. Prawda, nikt nie wsadza tu do więzienia przybyszy z zagranicy za przywiezienie Biblii. Spotkałem się jednak z tą samą próbą zepchnięcia chrześcijaństwa do rangi zakurzonej, muzealnej pamiątki.

Oto na zamkowym wzgórzu w Edynburgu mijam Toolbothkirk – okazały dawny kościół św. Jana, niegdyś należący do protestanckiego Church of Scotland. Ta wspaniała świątynia jest najwyższym budynkiem Edynburga zaprojektowanym w 1842 r. przez arcymistrza neogotyku Augustusa Pugina, współtwórcę gmachu brytyjskiego parlamentu w Londynie. Parę razy po 1996 r. świątynia była miejscem uroczystych obrad szkockiego parlamentu.

Gdy wchodzi się do środka, okazuje się, że już od dawna są tu biura edynburskiego festiwalu sztuk. Nawet w Wikipedii ten budynek występuje pod nazwą The Hub. Aby się dowiedzieć, że kiedyś był tu kościół, trzeba mozolnie wczytać się w tekst notatki. Owszem, ocalono prezbiterium oraz połowę kościoła i zmieniono ją w zdesakralizowaną salę wykładową, ale już drugą połowę podzielono na drobne pokoje biurowe i okazałą kawiarnię.

Kiedyś był tu kościół. Kiedy? Dokładnie do 1981 r., kiedy miejscowa kongregacja Church of Scotland gromadząca Szkotów mówiących po gaelicku ogłosiła, że nie ma pieniędzy na utrzymanie tak okazałej świątyni i musi ją sprzedać. Gdy pytam o to napotkanego tu urzędnika biura, ten rzeczowym tonem wyjaśnia: „Skoro kongregacja nie miała środków i wystawiła Toolbothkirk na sprzedaż – nie można się dziwić, że ktoś to kupił. Nikt nie będzie dokładał”.

„Jak to nikt nie będzie dokładał? – pytam zaskoczony. – Przecież teraz gmach też jest na cudzym garnuszku, tyle że miasta, i jest tu całoroczne biuro festiwalu. Imprezy o charakterze prestiżowym, a nie komercyjnym”. Szkot wyglądał na wyraźnie rozdrażnionego moim sposobem myślenia i ironicznie spytał: „To kto miałby dokładać do utrzymania kościoła?”. „Nie wiem” – wzruszyłem ramionami.

„Może królowa? – zastanawiam się. – Choćby ze swojej szkatuły? W końcu Toolbothkirk to najbardziej widoczna świątynia na zamkowym wzgórzu? Przecież Elżbieta II – głowa Kościoła anglikańskiego, mija kościół wiele razy w roku, gdy przybywa na zamek edynburski. Może powinny złożyć się wszystkie parafie Church of Scotland?”. Może powinny, ale nikt się nie złożył. A przybysza z Polski kłuje w oczy piękna neogotycka świątynia podzielona na biurowe klitki.

Inny znak nowych czasów oglądam w Glasgow. Tu obok protestanckiej katedry pod wezwaniem św. Mungo – patrona miasta – przez wiele lat funkcjonowało małe muzeum katedralne. Gdy w latach 80. i ono zaczęło mieć problemy z utrzymaniem, zwrócono się do miasta z prośbą o dofinansowanie. Radni miasta Glasgow zgodzili się pomóc, ale pod warunkiem, że powstanie multireligijne St. Mungo Museum of Religious Life and Art, do którego włączono zbiory katedralne. Owszem, jest tu sporo o dziejach chrześcijaństwa w Szkocji, ale zwiedzanie obejmuje też wizytę w ogrodzie zen i lekcje arabskiej kaligrafii. Figury hinduskich bogiń stoją na tle wiktoriańskich witraży.

To chyba dobrze, że dzieci poznają to, w co wierzą rodziny ich imigranckich sąsiadów? – spytałby pewnie opisywany powyżej Szkot z The Hub. Tak, ale to religijne multikulti powstało w domu wybudowanym na miejscu dawnego pałacu biskupiego. Tu, obok prastarej katedry, wygląda jak wizualizacja procesu, w którym nowe religie włażą na głowę starej wymierającej cywilizacji.

Dzieci religijnych przybyszy z Indii lub Syrii rzadko tu zaglądają. Dla nich umieszczanie symboli ich religii obok malowideł chrześcijańskich w roli muzealnego eksponatu to coś dziwacznego. Odczuwałem dokładnie to samo.

Artykuł został opublikowany w 5/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.