Najazd Hunów 1920. Zapomniane ludobójstwo
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Najazd Hunów 1920. Zapomniane ludobójstwo

Dodano: 
"Bitwa pod Zadwórzem". Obraz Stanisława Kaczora-Batowskiego z 1929 roku. Fot. Maciej Szczepańczyk
"Bitwa pod Zadwórzem". Obraz Stanisława Kaczora-Batowskiego z 1929 roku. Fot. Maciej Szczepańczyk Źródło: Wikimedia Commons
Armia Czerwona miała przejść po trupie Polski na Zachód. Nie udało się, ale pozostawiła po sobie stosy zamordowanych

17 sierpnia 1920 r. należący do lotnego oddziału pościgowego mjr. Romana Abrahama batalion dowodzony przez kpt. Bolesława Zajączkowskiego, złożony głównie z lwowskiej młodzieży, starł się w Zadwórzu koło Lwowa z przeważającymi siłami kawalerii Budionnego. Polacy walczyli do ostatniego naboju. Bezbronni zostali zmasakrowani szablami.

„Pobojowisko. Jeździłem z wojenkomem wzdłuż pierwszej linii, błagamy, żeby nie zabijać jeńców. Apanasenko umywa ręce, Szeko bąknął – dlaczego nie; odegrało to potworną rolę. Nie patrzyłem im w twarze, przebijali bagnetami, dostrzeliwali trupy na trupach, jednego jeszcze obdzierają, drugiego dobijają, jęki, krzyki, charkot […]. Wyciągają z ukrycia. Apanasenko – nie trać ładunków, zarżnij go. Apanasenko zawsze tak mówi – siostrę zarżnąć, Polaków zarżnąć”.

To wstrząsające świadectwo bolszewickiej zbrodni w Zadwórzu nazwanym Polskimi Termopilami pozostawił pisarz Izaak Babel w „Dzienniku 1920”. Apanasenko był dowódcą dywizji, Szeko – jego szefem sztabu.

Czytaj też:
„To Sowieci zabili mojego dziadka”. Wywiad z wnukiem słynnego pogromcy bolszewików

Tuż przed opisem masakry bezbronnych żołnierzy w Zadwórzu – trudno orzec, ilu z 300 żołnierzy poległo, a ilu zostało zamordowanych – Babel zanotował inną drastyczną scenę z udziałem szefa sztabu dywizji, który przesłuchiwał jeńca. „Szeko natchniony i blady: mów, jaką masz rangę – ja, zmieszał się, jestem czymś w rodzaju chorążego; oddalamy się, tamtego odprowadzają, za jego plecami chłopak o przyjemnej twarzy repetuje broń, ja krzyczę – towarzyszu Szeko! Szeko udaje, że nie słyszy, jedzie dalej, wystrzał, Polaczek w kalesonach pada w drgawkach na ziemię. Żyć się odechciewa, mordercy, niesłychana podłość. […] Nie zapomnę tego »w rodzaju chorążego«, zdradziecko zamordowanego”.

Polscy oficerowie traktowani byli przez bolszewików jak oficerowie białych armii Wrangla, Judenicza, Kołczaka, Denikina – jako kontrrewolucjoniści i wrogowie ludu. Bolszewicka propaganda głosiła: „Śmierć jaśnie wielmożnym panom”, „panów rżnąć”, „zamieść białe śmiecie”, co dotyczyło także oficerów. Zabijanie polskich oficerów nie było regułą, ale zdarzało się na tyle często, że Trocki dwukrotnie, w maju i lipcu 1920 r., wydawał rozkazy oszczędzania jeńców. Nie położyły one kresu zbrodniom.

Kto tu jest oficerem?

Tadeusz Wawrzyński opublikował znajdujące się w zbiorach Centralnego Archiwum Wojskowego zeznanie ogniomistrza Włodzimierza Gabrowiaka opisujące wymordowanie oficerów pociągu pancernego „Generał Dąbrowski” w lipcu 1920 r. koło Równego, z jego dowódcą, por. Grabowskim. Załoga została wzięta do niewoli. Komisarze zaczęli wypytywać, kto jest oficerem. Grabowski powiedział, że jest studentem, „po których to słowach wypytujący komisarz wydał rozkaz skinieniem głowy, poczem dwaj Kozacy stojący z tyłu por. Grabowskiego z obnażonymi szablami poczęli rąbać go. Po pierwszym uderzeniu szablami głowa została rozpołowiona na dwie części i po upływie kilku sekund por. Grabowskiego rąbali na drobne części, tak że ciało nieboszczyka zostało zupełnie zniekształcone. Przed egzekucją z por. Grabowskiego zdjęli koszulę i spodnie”.

Bitwa nad Niemnem

Podobnie postąpiła „tłuszcza budionnowców” z plutonowym Pieczyrakiem, plutonowym Chmarą, podlekarzem Sieradzkim, „którego Kozacy okrążyli i rozebrali, widząc na koszuli prawej ręki Sieradzkiego czerwony krzyż, zapytali go, czy on jest sanitariuszem, nie bacząc na to, Kozacy rozebrali go do naga i zarąbali w ten sam sposób, jak i poprzednich”.

Zabity został też por. Hadrjan. „Po zarąbaniu ostatniego wyżej wskazanego podchorążego tłuszcza bolszewicka zaczęła się domagać, ażeby nas wszystkich wymordować, na co komisarz kierujący egzekucją się nie zgodził i powiedział, że trzeba choć tych kilkunastu wziąć do niewoli, wobec czego takowi się po długich targach zgodzili”.

Taki sam los spotkał w okolicach oficerów z pociągu pancernego „Dowbor-Muśnicki”, którego załoga po wystrzeleniu wszystkich nabojów poddała się w okolicach Fastowa. Niektórzy uratowali życie, nie przyznając się, że są oficerami. Tak uszedł z życiem ppor. Władysław Wełnicz z 19. Pułku Piechoty. Jednak por. Pasternacki, wzięty do niewoli pod Śniadowem, został zamordowany, a przedtem był okaleczony przez obcięcie języka, uszu i nosa.

Tragicznie skończyła się walka kilku kompanii 50. Pułku Strzelców Kresowych, które 29 maja uległy oddziałom 6. Dywizji Kawalerii Budionnego pod Medówką i Nowo-Żywotowem. Gdy zabrakło amunicji, żołnierze bronili się bagnetami i kolbami karabinów. „Budionny nie szczędził nikogo, jeńców nie brał” – pisał autor zarysu dziejów pułku.

Kilka dni później ofiarą zbrodni wojennej padli we wsi Bystrzyk żołnierze innej kompanii pułku, którą zaskoczyli czerwoni kawalerzyści. Poddający się podoficer został zabity ciosem szabli w głowę. Około 30 żołnierzy znajdowało się w chałupie, którą otoczyli Kozacy. Choć Polacy mieli karabiny, nie bronili się – zapewne uważając, że nie mają żadnych szans, a poddając się, uratują życie. Mylili się. „Nieszczęśni wychodzili jeden po drugim, a Kozacy spostrzegłszy, iż mieli na sobie niemal nowe mundury, kazali mi rozbierać się do bielizny. I gdy to uczynili, zaczęli ich pojedynczo masakrować, kolejno jednego po drugim. Zabijali ich wśród bicia nahajkami, wśród przekleństw i dzikiego wycia oraz wprost bydlęcej radości. Niektórzy z nieszczęsnych klękali i o litość prosili. Na próżno prosili o uratowanie życia”. Tak opisał tę zbrodnię Karol Marcinkowski w książce „Boje w Zbarażu 25 i 26 lipca 1920 r. oraz rzeź w Bystrzyku 1 czerwca 1920 r”..

Podobnych zbrodni do mordów dokonanych przez żołnierzy konarmii Budionnego dopuszczali się czerwonoarmiści 4. Armii i wchodzącego w jej skład korpusu kawalerii Gaj-chana operującego na północnym Mazowszu.

Dobić by raczej malczyszkę

18 i 19 sierpnia 1920 r. bohatersko bronił się Płock. Na liście poległych i zmarłych z powodu odniesionych ran obrońców miasta sporządzonej przez Grzegorza Gołębiewskiego znajduje się pięciu żołnierzy zamordowanych w szpitalu, choć podawane są znacznie wyższe liczby. Bolszewiccy żołnierze zabili także jeńców: kilkunastoletniego chłopca strzelającego do nich z wieży kościoła farnego, a także innego ochotnika – Abrahama Narwę. Korespondent wojenny Adam Grzymała-Siedlecki zanotował jednak inną opowieść z Płocka, przekazaną przez rodziców harcerza Kaczmarskiego, który został ranny. Na polu walki zaczął go starannie opatrywać bolszewicki sanitariusz.

"Oto czym kończą się pańskie pomysły" – sowiecki plakat propagandowy z 1920

„W czasie tych chirurgicznych zabiegów zbliżył się doń jakiś żołdak i zauważył:
– Dobić by raczej malczyszkę, szkodnika („złowriednawo”) należało, nie zaś opatrywać. Na to ów sanitariusz, nie przerywając roboty, odpowiedział flegmatycznie, cedząc słowa:

– Być może, że on wrednyj, ale bądź co bądź gieroj (bohater)”.

Tak samo jak ochotników z Płocka rozstrzelano dziewięciu mieszkańców wsi Zaśpicze, którzy wspomagali polskich żołnierzy w walce o tę miejscowość.

22 sierpnia cztery kompanie 49. Pułku Piechoty zostały rozbite przez piechotę i kawalerię sowiecką koło Szydłowa pod Mławą. Żołnierze bronili się do ostatniego naboju, a potem zostali zmasakrowani szablami. „Zaledwie kilkudziesięciu tylko szeregowych dostało się do niewoli, reszta zaś wraz z oficerami zginęła zmasakrowana szablami kawalerii i łopatkami piechoty”. Zamordowano kilku oficerów i prawie stu szeregowych. Żołnierze z oddziału, który dokonał tej zbrodni, zostali ujęci. 201 rozstrzelano. Ocalał żołnierz, który podczas masakry pozwolił uciec polskiemu oficerowi.

Pod wsią Leman nad granicą z Prusami Wschodnimi oddział liczący 20–30 żołnierzy, osłaniający odwrót batalionu kowieńskiego pułku strzelców, opóźnił nacisk czerwonoarmistów, ale 55 żołnierzy zostało zarąbanych szablami.

Pod Chorzelami wymordowanych zostało po zakończonym boju 74 jeńców, wśród nich por. Mieczysław Karczewski z Brygady Syberyjskiej. „Widok pola walki robił przykre wrażenie. Leżała na nim wielka ilość trupów. Byli to w ogromnej mierze nasi żołnierze, ale nie tyle ranni i zabici podczas walk, ile pozabijani po walce. Całe długie szeregi trupów, w bieliźnie tylko i bez butów, leżały wzdłuż płotów i pobliskich krzaków. Byli pokłuci szablami i bagnetami, mieli zmasakrowane twarze i powykłuwane oczy” – pisał gen. Lucjan Żeligowski we wspomnieniach „Wojna w 1920 roku”.

Artykuł został opublikowany w 8/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.