Publicysta „Wyborczej” obiecuje proces. W obronie Ludmiły Kozłowskiej

Publicysta „Wyborczej” obiecuje proces. W obronie Ludmiły Kozłowskiej

Dodano: 
Ludmiła Kozłowska
Ludmiła Kozłowska Źródło:PAP / Rafał Guz
Ludmiła Kozłowska, szefowa fundacji Otwarty Dialog niczym opozycjoniści w krajach komunistycznych w latach 80.? Tak uważa publicysta „Gazety Wyborczej” Wojciech Maziarski. I „obiecuje” proces szefowi ABW za zakaz wjazdu Kozłowskiej do Unii Europejskiej. O poważnych wątpliwościach co do fundacji rzecz jasna nie wspomina.

Wojciech Maziarski w swym felietonie wspomina rok 1980, gdy jako student został wydalony z Węgier za kontakty z opozycją demokratyczną w tym kraju. W tym samym czasie z Polski wydalono Lindę Winsh – 20-letnią Czeszkę, która brała udział w demonstracji domagającej się legalizacji Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Obecny publicysta „Gazety Wyborczej” na Węgry nie mógł wjechać do 1989 roku, czyli do upadku komunizmu. Podobnie Linda Winsh nie mogła wjechać do Polski. Maziarski porównuje sytuację sprzed lat do wydalenia z Polski i Unii Europejskiej Ludmiły Kozłowskiej, szefowej fundacji Otwarty Dialog.

„Wydalenie z Polski (a tym samym z UE) Ludmiły Kozłowskiej, szefowej fundacji Otwarty Dialog i żony obywatela Polski, jest drastycznym złamaniem reguł państwa prawa i powrotem do standardów z czasów komuny” – pisze Maziarski. I dodaje: „Osobiście mu (szefowi ABW, który podjął decyzję o wydaleniu Kozłowskiej – red.) obiecuję, że będę się domagać postawienia go za to przed sądem".

"Ludmile Kozłowskiej my, obywatele Polski, winni jesteśmy przeprosiny, nawet jeśli nie ponosimy bezpośredniej odpowiedzialności za działania autorytarnych władz RP" – pisze Maziarski. Tyle publicysta „Gazety Wyborczej”. Problem w tym, że nie wspomina o faktycznych wątpliwościach co do szefowej Otwartego Dialogu i samej fundacji. A te są poważne i były zgłaszane już w czasie rządów PO – PSL. Wtedy fundacji bronili przedstawiciele prawicy. Dziś role się odwróciły.

Tymczasem wątpliwości dotyczą nie tylko spraw przepływów finansowych, ale też stawania w obronie oligarchów z krajów byłej ZSRR, i przedstawianie ich jako ofiary reżimu Władimira Putina. Chodzi między innymi o wsparcie dla kazachskiego oligarchy Muchtara Ablyazowa.

Oczywiście można uznać, że fundacja wspierała te osoby z naiwności i braku wiedzy, jednak kontrowersje co do organizacji i samej Ludmiły Kozłowskiej nie są niczym dziwnym. A zrównywanie jej z prześladowanymi opozycjonistami w okresie komuny może się odbić czkawką tym, którzy to robią. Jest naprawdę wiele bardziej uzasadnionych powodów, dla których opozycyjne wobec PiS media mogłyby ostro krytykować partię rządzącą. Obrona kontrowersyjnej fundacji budzi jednak spore wątpliwości.

Czytaj też:
Gosiewska: Wątpliwości co do Otwartego Dialogu były już za rządów PO
Czytaj też:
Płk Mazguła: Władze PiS-u na usługach Rosji

Źródło: Gazeta Wyborcza
Czytaj także