Płacić za efekt
  • Katarzyna PinkoszAutor:Katarzyna Pinkosz

Płacić za efekt

Dodano: 
Magdalena Lisiecka, dyrektor generalna Janssen-Cilag Polska
Magdalena Lisiecka, dyrektor generalna Janssen-Cilag Polska
Z Magdaleną Lisiecką, dyrektor generalną Janssen-Cilag Polska rozmawia Katarzyna Pinkosz.

Katarzyna Pinkosz: Jak ocenia pani dostęp polskich pacjentów do nowoczesnych terapii, których wiele pojawiło się w ostatnich latach? Niektóre z nich są wręcz przełomem w leczeniu.

Magdalena Lisiecka: Dostęp do nowoczesnych terapii jest coraz lepszy, jednak nadal słaby w stosunku do innych krajów Unii Europejskiej, w tym także do tych o podobnym PKB do naszego, czyli Czech, Rumunii, Węgier. Po pierwsze, proces refundacyjny w Polsce jest bardzo długi.

Jeśli lek w końcu dostaje refundację, to bardzo ograniczoną – dedykowaną znacznie mniejszej grupie pacjentów, niż opisuje charakterystyka produktu leczniczego. W wielu krajach lek staje się dostępny w takim zakresie, jaki jest wskazany w ulotce. W Polsce lekarz nie może stosować leków w przypadku wszystkich pacjentów w pełnym zakresie.

Może to dobrze, że lek jest udostępniany tylko tym chorym, którzy odniosą największą korzyść?

Od lat toczy się na ten temat dyskusja. Uważam jednak, że decyzję dotyczącą leczenia powinien móc podjąć lekarz.

Mamy mało pieniędzy na ochronę zdrowia, a terapie są drogie. Liczy się więc skuteczność leczenia, ale też jego koszty.

Na pewno jest za mało pieniędzy na ochronę zdrowia. Cieszy to, że nakłady są zwiększane. To niezbędne dla nas wszystkich – jesteśmy przecież potencjalnymi pacjentami. Cieszą konkretne zapowiedzi członków rządu na temat gwarancji stałego poziomu finansowania leków. Taka deklaracja padała choćby ze strony Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii. Mowa była o tym, że stanie się to już w połowie roku. Teraz całe środowisko – z pacjentami na czele – oczekuje realizacji.

Ochrona zdrowia jest skomplikowanym systemem naczyń połączonych, który musi być odpowiednio zbilansowany.

Mam nadzieję, że 17 proc. budżetu NFZ zostanie rzeczywiście przeznaczone na leki, co znacząco zwiększy dostęp do innowacji. Ważne jest też, żeby pieniądze z porozumień dzielenia ryzyka czy paybacku wracały do źródła, czyli budżetu przeznaczonego na refundację (a nie do ogólnej puli środków NFZ).

W Polsce wciąż przy ocenach AOTM iT ważną rolę odgrywa cena leku. W innych krajach uwzględniane są też koszty pośrednie…

Powinniśmy zacząć od szerszego spojrzenia na daną jednostkę chorobową. Dobre przykłady to np. schizofrenia, choroba Leśniowskiego-Crohna. Często chorują młodzi ludzie, którzy przez fakt zachorowania są „wyrzucani” z rynku pracy. Warto pamiętać, że choroba oznacza nie tylko koszty dla ministra zdrowia (wizyty u lekarza, pobyt w szpitalu, ceny leków), lecz także dla ZUS. Te osoby przebywają na zwolnieniach lekarskich, rentach, często ich rodziny są też obciążone opieką nad pacjentem. To wiele kosztów pośrednich, które niekorzystnie wpływają na gospodarkę. Gdyby pacjenci byli skuteczniej leczeni, nie byłoby tych kosztów, za to wytwarzaliby PKB.

Pay-for-performance oznacza, że jeśli leczenie byłoby skuteczne, to płaciłby za nie NFZ. Jeśli nie – to firma farmaceutyczna. Są kraje, w których z powodzeniem taki system funkcjonuje

Podała pani przykład choroby Leśniowskiego‑Crohna, na którą chorują głównie osoby młode. A jak to wygląda w onkologii czy hematoonkologii?

W Polsce często innowacyjny lek w onkologii czy hematoonkologii jest refundowany tylko dla osób, dla których już nie ma innej opcji leczenia. Nie jest to równoznaczne z tym, że to właśnie te osoby najbardziej zyskają na terapii. Gdyby pacjent wcześniej mógł być właściwie leczony, dużo bardziej by na tym skorzystał.

Pieniędzy w ochronie zdrowia brakuje. Można jednak kilka rzeczy usprawnić, żeby te środki, które są, były wykorzystywane efektywniej. Jeśli chorzy na schizofrenię w 2013 r. kosztowali ZUS 1,1 mld zł, natomiast koszty całkowite związane z ich leczeniem wyniosły 3,1 mld zł, to rodzi się pytanie, ile moglibyśmy zaoszczędzić, gdyby skuteczne terapie były wykorzystywane wcześniej. Często z rynku pracy wypada cała rodzina, która opiekuje się chorym, przechodzi na pół etatu albo w ogóle przestaje pracować.

Obliczono, że jedna osoba ze schizofrenią potrafi wpłynąć na życie 10 osób ze swojego otoczenia. Cieszy to, że niektóre terapie długo działające w schizofrenii są już w Polsce refundowane, bo dzięki temu koszty pośrednie leczenia powinny też spaść. Przykład choroby Leśniowskiego-Crohna: 70 proc. pacjenpacjentów jest poniżej 30. roku życia. Jeśli nie mają właściwego leczenia, to przestają pracować. Koszty pośrednie rosną. Niestety, przy decyzjach o refundacji myśli się głównie o tym, że lek jest drogi, nie patrząc na to, jakie efekty przyniesie jego stosowanie.

Coraz częściej takie analizy farmakoekonomiczne są jednak wykonywane...

Jest w Polsce wiele zmian w dobrym kierunku. Jeśli jednak nie przyspieszymy, to dystans między nami a innymi krajami będzie rosnąć. Potrzebne są zmiany systemowe, które skrócą proces refundacyjny, nadadzą mu większą transparentność. Chciałabym móc przewidzieć, który lek ma szanse refundarefundacyjne.

Wiele terapii miało pozytywne decyzje AOTMiT, ale ostatecznie nie zostały zrefundowane. Bywa też odwrotnie. Negatywne cechy naszego systemu to dziś nieprzewidywalność, długość procesu refundacyjnego, koncentrowanie się na cenie, możliwość stosowania leków tylko u wąskiej grupy pacjentów.

Jak rejestry medyczne mogłyby usprawnić proces refundacji?

Pozwoliłyby na zaoszczędzenie znacznych środków finansowych – widzielibyśmy, jak lek działa, którzy pacjenci najlepiej na niego odpowiadają. Ministerstwu dałoby to możliwość efektywnego negocjowania z przemysłem farmaceutycznym, gdyż możliwe byłoby stosowanie mechanizmów dzielenia ryzyka opartych na wyniku klinicznym.

Krótko mówiąc, państwo płaciłoby tylko za skuteczne leczenie. A lekarze widzieliby, u których pacjentów jest ono najbardziej efektywne. Najbardziej zyskałby jednak pacjent, który otrzyma najwłaściwsze leczenie. Rejestry umożliwiłyby rozwój opieki koordynowanej, bo moglibyśmy przewidzieć, kiedy chorym powinien zająć się specjalista, a kiedy lekarz pierwszego kontaktu.

Zyskaliby pacjenci i budżet, ponieważ stworzenie rejestru kosztuje znacznie mniej, niż można by było zyskać dzięki poczynionym oszczędnościom.

Co by pani napisała na recepcie dla polskiej ochrony zdrowia?

Po pierwsze: 17 proc. budżetu NFZ na leki. Po drugie: pieniądze z instrumentów dzielenia ryzyka i paybacku wracające na subkonto dedykowane lekom. Po trzecie: wprowadzenie mechanizmu płacenia za efekty.

To znaczy, że NFZ płaciłby tylko wtedy, gdyby leki okazały się skuteczne? A jeśli nie byłoby efektu?

To za leczenie płaciłaby firma. Na tym polega płacenie za efekty leczenia.

Ten mechanizm jest bardzo przejrzysty. Dla przemysłu ważne byłoby, aby nie łączyć go z innymi, gdyż pay-for-performance to wystarczająca odpowiedzialność po stronie firmy.

Jak jednak stwierdzić, że lek jest efektywny? W przypadku jednego będzie to wydłużenie życia o kilka lat, dla innego – o kilka miesięcy.

Mierzalność musi być indywidualna dla każdego leku. Trzeba dobrze opisać efekt terapeutyczny, czy jest nim np. wydłużenie życia czy zmniejszenie masy guza. Mamy się jednak od kogo uczyć. Są kraje, w których z powodzeniem taki system funkcjonuje, np. Włochy, Czechy, Skandynawia.

To dobre rozwiązanie dla firm? Mówimy: „Sprawdzam”.

Jest dobre dla firm, które mają skuteczne leki, a pacjenci potrzebują właśnie skutecznego leczenia.

W jakich dziedzinach mają państwo leki, w stosunku do których chcieliby państwo wprowadzenia mechanizmu płacenia za efekty?

Myślę, że warto zacząć od onkohematologii. W przypadku nowotworów krwi leczenie opiera się na farmakoterapii, a więc dostęp do innowacji jest kluczowy.

Niedawno wiceminister Marcin Czech przedstawił projekt „Polityki lekowej państwa”. Jak pani ocenia ten dokument?

Gratuluję panu ministrowi tego dokumentu. Są wytyczne, cele strategiczne, metody dojścia. Uważam, że to bardzo dobry dokument. Są jednak elementy, które powinny zostać szerzej skonsultowane. Środowisko klinicystów jest np. zaniepokojone propozycją zmiany finansowania leków kupowanych obecnie centralnie w ramach narodowych programów. Lekarze podkreślają, że w tych obszarach programy stosowane w Polsce uważane są za wzorcowe i zbieżne z priorytetami WHO

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także