Wybory2018: Kościół i Urbano-idzi
  • Antoni TrzmielAutor:Antoni Trzmiel

Wybory2018: Kościół i Urbano-idzi

Dodano: 
Zrzut ekranu z wyborcza.pl
Zrzut ekranu z wyborcza.plŹródło:wyborcza.pl
Kampanie wyborcze zawsze mają swoje śmiesznostki. Mój prywatny ranking w jej ostatni dzień przed pierwszą turą pewnie wygrałby sztab Platformy stołujący się w warszawskim Barze Prasowym, który przed laty zamknął… burmistrz z PO deklarujący w „Gazecie Wyborczej”, że bar mleczny to obciach i dlatego trzeba lokalu… droższego.

Jakby tego było mało, ci nowocześni panowie z Platformy rozsiedli się jak trzeba, a wojujące feministki z przewodniczącą Lubnauer i bodaj wieczną-nadzieją-lewicy Barbarą Nowacką jęły… podawać do stołu. Emancypacja pełną gębą, można rzec, lever hard. Co fakt, to fakt. Niemniej skala tej wpadki jest tak absurdalna, że budzi rozbawienie na takiej zasadzie, jak pijanym w sztok wybaczamy o wiele więcej.

Duda 1.5

Absurdem też jest licytacja na godziny bez snu. Jak Rafał Trzaskowski skopiował pomysł Andrzeja Dudy z jego kampanii prezydenckiej – i zapowiedział przed ciszą kampanię 24h, to Patryk Jaki musiał pokazać, że jest bardziej ambitny od obu (!) panów i przelicytował na godzin 36.

Tyle tylko, że nie znam Warszawiaka, który uwierzy, że którykolwiek ze zwycięzców będzie pracował jako prezydent miasta stołecznego tak, jak w kampanii. Każdy zdrowo myślący (a takich jest o wiele więcej, niż pokazują w mediach) raczej będzie się obawiał, że całą kadencje będzie… odsypiał kampanię. Zwłaszcza, że uczucie to jest silnie zespolone z doświadczeniem lat Hanny Gronkiewicz-Waltz, której wzmożenie aktywności przypadało okresowo-cyklicznie: na kampanie właśnie, a potem ginęło niczym prezydent w ratuszu.

Są granice?

Uśmiechu mego nie budzi decyzja Sądu Najwyższego, by wywiesić baner „Konstytucja” i sprzeciw wobec baneru „Dekomunizacja”. Po prostu uznaję, że każdy ma prawo do manifestacji politycznej: co popiera, a co jest mu obce. Acz przyznaję, że sędziowie in gremio są po prostu… konsekwentni. Najwyraźniej od kiedy skończyli „duraczówkę”. (Zresztą dekomunizacja objęła tego patrona kuźni socjalistycznych kadr sędziowskich i zdjęła go z prominentnej bielańskiej ulicy, więc to rewanż).

Są granice, których jednak przekraczać nie należy. Za taką – wydawało mi się, że autentycznie dla wszystkich oczywistą – jest igranie z ludzkim życiem. Ostatni dzień kampanii część antykaczystowskiej opozycji zorganizowała rocznicę samospalenia „zwykłego szarego człowieka” przed Pałacem Kultury.

Sądziłem, że po dramacie tego człowieka niektórzy przejawią refleksje, że może manipulacja idzie zbyt daleko, że nie można przesadzać z emocjami, bo choć większość wzruszeniem ramion kwituje potok słów o nieustannym armagedonie, gdy „PiS doszedł do władzy”, to jednak ktoś wziął je nazbyt na serio i… odebrał sobie życie.

Fałszywa symetria

Myliłem się.

Przed rokiem tej tragedii prawie od razu towarzyszyły wlepki Władysława Frasyniuka (w stylu „Jarku nie daruje ci tego”), który był wówczas kreowany na nowego lidera twardej opozycji (ale potem jakoś tak mu przeszło). Miast refleksji było wciąż trwa tworzenie rzekomej „ofiary reżimu”, fałszywej symetrii z ś.p. Markiem Rosiakiem.

Owszem: obu życia – jedną z najcenniejszych rzeczy na tym padole – pozbawiła nienawiść do Jarosława Kaczyńskiego. Tyle, że ten pierwszy nie zamordował sam siebie, tylko został zamordowany. To zasadnicza różnica. Zbrodni dokonał Ryszard Cyba, który wprost wielokrotnie przyznawał, że chciał zabić Kaczyńskiego, a nie mogąc się do niego dostać na Krakowskim Przedmieściu (ta wyśmiewana ochrona) zabił nieznanego sobie działacza „partii Kaczora”.

I choć obaj Panowie ponieśli śmierć dokładnie tego samego dnia, to jest jednak różnica kluczowa: Rosiaka życia pozbawiono wbrew jego woli, a „zwykły szary człowiek” tak chciał. Co pisze nie by naruszać cześć zmarłego, ale w jej obronie. Tej śmierci należy się zaduma.

Tymczasem po roku widzę, że wciąż trwa promocja samobójstwa, choć wiadomo, że to raptownie wzmacnia zdolność do czynów tych którym ten straszy akt chodzi po głowie. I nie śmieszy mnie tu nic. Nawet to, że implicite promują to ci, którzy tak piętnują naszych dziadów i ojców, którzy rzekomo szafowali swoim życiem stając do Powstania Warszawskiego.

Zwycięstwo Urbana

Nie znajdzie się w moim prywatnym rankingu zatrwożenie tuz dziennikarstwa śledczego i murowanych laureatów GrandPressów z „Gazet Wyborczych” odkryciem, że w Kościele są psalmy, a w tą niedziele zgodnie z kalendarzem liturgicznym śpiewać będą „Pan miłuje mnie prawo i sprawiedliwość”.

Dlaczego? Bo gdy portal Na Temat (który adekwatniej winien się nazywać „Na Jeden Temat”) musi tłumaczyć (za „Niedzielą”, bo sam chyba nie wie), że to nie oznacza, że „kler” ogłasza preferencje polityczne, tylko to wielowiekowa tradycja… To nie śmieje się, bo widzę radość zwycięskiego ostatnio nazbyt Urbana. A jego zło rozchodzi się w tych dniach w najlepsze.

Nie chodzi tylko o dziennikarkę Superstacji, która (serio!) zapytała przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej czy psalm nie narusza ciszy wyborczej. Wiem, że święci coraz większe triumfy dziennikarstwo kopiuj – wklej – tylko nie myśl.

Nie chodzi mi o sędziego Wojciecha Hermelińskiego, który miał odpowiedzieć, że nie zna tego psalmu, który najwyraźniej znali jego koledzy ze studiów prawniczych – Lech i Jarosław Kaczyński, gdy przed 17 (sic!) laty wybierali nazwę dla swojej nowej partii i zawarcia weń jej celów.

Szczwany lis, ten Kaczor

Przyznaje, nieco bawi mnie półgębkiem formułowana teza, że pewnie już wówczas ten szczwany lis choć „Kaczor” przewidział, że w Roku Pańskim 2018, gdy ludzie do urn pójdą, to nie z supermarketów (bo jak wygrają w 2015 to pod wpływem projektu obywatelskiego projektu ustawy akurat w tą będą zamknięte), tylko z Kościoła, którego akurat to śpiewać będzie „Pan miłuje mnie prawo i sprawiedliwość”, co jest już jawnym dowodem na to, że „reżim” wybory do rad powiatów i gmin ukartował, by dziarskich chłopów od dr Kosiniak-Kamysza niecnienie odsunąć od władzy, choć zasłużyli się dziarskim przeprowadzeniem… dwóch najgorszych reform od niepamiętnych czasów Jerzego Buzka (jak to ujął na taśmie najsłynniejszy „Doktor Jan”, specjalista od transformacji praktycznej).

Głosy lepsze i gorsze?

A tak serio to widzę rosnący rząd dusz Urbana, bo język „panświnizmu” wyraźnie skolonizował. Nie Kościół, tylko wszędzie „kler”. I te nie ustające insynuacje czy „czarni” mogą mieszać się do polityki. I choć jeśli – zgodnie z nową modą – nic ich nie różni od pozostałych obywateli, to gdzie wtylokroć przywoływanej Konstytucji jest napisane, że „pracownicy kultu” (tak w Sowietach nazywano pogardliwie kapłanów) są pozbawieni części praw publicznych? Niby nigdzie, ale przecież sugestia niesmaku pozostaje.

Czego boi się Wyborcza? Przecież nie tego, że proboszcz zmusi takiego prostego Trzmiela jak ja by wybrał Ixsińskiego czy Igrekowskiego? Raczej tego, że wskaże powody moralne i wspólnotowe. I, że wówczas jakoś tak wyjdzie, że właściwy wybór będzie o wiele prostszy, ba nawet zero–jedynkowy (przy wszystkich słabościach Ixsińskiego czy Igrekowskiego). Czyli dokładnie tak jak na łamach Adama Michnika tylko desygnat jest radykalnie odmienny. Im też kończy się jak „Polityce” na „Tusku musisz”.

Urbano-idzi walczą z Kościołem

Zatem Gazeta – uwielbiająca słowo „apolityczność” we wszystkich przypadkach, ale z dodatkiem nomen omen i nie jest to przypadek – Wyborcza bije się z Kościołem o rząd dusz. O to, kto może głosować (te alarmistyczne informacje o dopisujących się do list zgodnie z prawem (sic!), które towarzyszą sożnistym tekstom… by pójść do urn. A więc mają tylko ci, którzy będą głosować właściwie?!) Walka o to, kto może podpowiadać tym, którzy „nie wiedzą na kogo głosować” (patrz screen Gazety Wyborczej). Czyli reasumując mówić: co jest dobre, a co złe.

A zły musi być „Kaczor” i… Kościół. W tej logice już nie tylko prywatnym przyjacielem Michnika i Rywina, ale i sprzymierzeńcem jest Urban i urbano-idzi. Korzystne są pojęcia, które Goebbels stanu wojennego rozpropagowywał dzielnie, choć tworzyli je ci sami pracownicy zbrodniczej służby bezpieczeństwa, którzy zamordowali bł. ks. Jerzego Popiełuszkę. Dokładnie tego samego dnia obchodzimy rocznicę jego męczeństwa.

Warto zauważyć, że celem było „uciszyć klechę”. Bo to nie on miał mówić, co to dobro, a co zło, a wedle nich: „sterować” robotnikami z czołowego zakładu socrealistycznej Warszawy. Od tego byli wykształceni z SB i pionu agit.-prop.

Warto przypomnieć, że sancto subito też był w Warszawie słoikiem. Ale zmienił ją i Polskę na – nie tylko moralne – lepsze.

Antoni Trzmiel – dziennikarz, dziś Telewizji Polskiej i szef DoRzeczy.pl

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także