• Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Suweren czy wasal

Dodano:   /  Zmieniono: 

Przyjęta przez Parlament Europejski rezolucja krytykująca rząd to z wielu powodów rzecz przełomowa. Tylko pozornie oznacza ona zwycięstwo opozycji. Faktycznie, sądzę, prowadzi do usztywnienia stanowiska rządu i większości parlamentarnej. Jej kolejnym skutkiem będzie też wzrost poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości oraz dalszy spadek popularności PO. Doprawdy, gdyby ktoś chciał wymyślić najgorszy możliwy pomysł i podsunąć go Grzegorzowi Schetynie, to zrobiłby właśnie to.

Opowiadając się za publicznym i powszechnym napiętnowaniem rządu, polska opozycja przekroczyła cienką czerwoną linię. Nie tylko sama ściągnęła na siebie poważne i uzasadnione oskarżenia o zdradę interesu narodowego, lecz także dodatkowo doprowadziła do wzmocnienia pozycji rządu i samego Jarosława Kaczyńskiego. Od tej pory spór o Trybunał staje się sporem o suwerenność Polski. Czy o kształcie polskiego prawa ma decydować Bruksela, czy Warszawa? Czy Polska ma być, jak to trafnie nazwał Paweł Kukiz, wasalem, czy podmiotem? Dodatkową konsekwencją będzie też, można się spodziewać, spadek poparcia dla przynależności Polski do struktur europejskich.

Oczywiście zwolennicy rezolucji twierdzą, że nie chodziło im o piętnowanie Polski, ale o krytykę PiS. Jednak w takiej argumentacji kryje się spora doza hipokryzji. Obecne polskie władze zostały wybrane w sposób legalny i prawowity. Jeśli opozycja ma prawo do ich krytyki, to czy wolno jej podważać ich prawo do rządzenia? Czy odwoływanie się do pomocy Brukseli nie przypomina poszukiwania bratniej pomocy ze strony Moskwy przed 1989 r.? Gdzie tu jest różnica? Dlaczego opozycja nie potrafi przekonać do swych racji Polaków?

Dalej. Bezpośrednim skutkiem takiej rezolucji musi być osłabienie wizerunku Polski. Być może dalszym efektem będą obniżenie ratingu i inne szkody. Czy na tym polega służba interesowi publicznemu? Czy warto dla wzmocnienia własnej pozycji godzić się ze stratami całego państwa? Odwołanie się do międzynarodowej opinii publicznej mogłoby być usprawiedliwione tylko w jednym przypadku: gdyby władza naruszyła podstawowe prawa demokratyczne. Gdyby istniało uzasadnione podejrzenie fałszowania wyborów, gdyby znane były przypadki zamykania ust lub ograniczania swobód obywatelskich. Jednak nic takiego w Polsce się nie dzieje. A mimo to Polska, państwo, w którym jak w żadnym innym toczy się prawdziwy spór polityczny, zostało napiętnowane. Tak jakby Polacy byli gorszymi Europejczykami, pariasami Europy. Jakby nie umieli sami wyjść z kryzysu i potrzebowali pomocy mądrzejszych, rozumniejszych nauczycieli z Brukseli.

Pierwszym znakiem tego, jak będzie wyglądać debata w Polsce, były burzliwe obrady Sejmu w czwartek. W reakcji na rezolucję PE PiS zgłosił i wybrał większością głosów nowego sędziego TK, Zbigniewa Jędrzejewskiego. Z jednej strony krzyki „Targowica”, z drugiej blokownie mównicy sejmowej – łatwo było przewidzieć, że taki będzie skutek działań europosłów. Akcji odpowiada reakcja, naciskowi opór. Jeśli w jakimś momencie obecnego kryzysu widać było szansę na znalezienie kompromisu, to dziś jesteśmy od niego dalej niż kiedykolwiek. 

Cały wywiad opublikowany jest w 16/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także