Wizyta w dawnym Stanisławowie. Wzruszająca relacja z Kresów

Wizyta w dawnym Stanisławowie. Wzruszająca relacja z Kresów

Dodano: 
Iwanow-Frankiwsk (dawniej Stanisławów)
Iwanow-Frankiwsk (dawniej Stanisławów) Źródło: Wikipedia / Roman Zacharij/Domena publiczna
Pojechałam na Kresy w tym roku już po raz trzeci w ramach Akcji Pomoc Polakom na Wschodzie organizowanej przez Kancelarię Prezydenta RP i ministra Adama Kwiatkowskiego. Teraz głównym celem wyprawy był dawny Stanisławów – pisze dla dorzeczy.pl dziennikarka TVP Anna Popek.

Kiedy myślę o Kresach Wschodnich, widzę ogromne lekko pofałdowane przestrzenie – teren o rozległych, z rozmachem wyrzeźbionych pagórkach, wyłaniających się jeden za drugim jednak bez monotonii. Drzewa i krzewy, rozrzucone z rzadka domy, ogrodzenia i cerkiewki, gdzieniegdzie krzyże i pomniki sprawiają, że ziemia ta jest malarsko piękna i pobudza wyobraźnię. Pasowałby tutaj nawet teraz, w XX wieku, jeździec na koniu, który pędzi w sobie tylko wiadomych sprawach przez rozległe przestrzenie. Nota bene furmanka jadąca po asfaltowych drogach to zresztą i dzisiaj widok nierzadki. Kresy to obszar, na którym wszystko się może zdarzyć i w minionych wiekach się zdarzało. Były tu miejsca militarnych zwycięstw, były wielkie majątki, miłości i powstania.

Pojechałam na Kresy w tym roku już po raz trzeci w ramach Akcji Pomoc Polakom na Wschodzie organizowanej przez Kancelarię Prezydenta RP i ministra Adama Kwiatkowskiego. Od trzech lat, w grudniu, pracownicy Kancelarii i kilku wolontariuszy z zaangażowaniem i prawdziwą radością pakują zebrane wcześniej dary i jadą na Wschód. Dwa lata temu byliśmy w Kamieńcu Podolskim, w zeszłym roku w Połonnem i Szepietówce, teraz głównym celem wyprawy był dawny Stanisławów (obecnie Iwanow-Frankiwsk) stolica Pokucia. Miasto było zbudowane przez Andrzeja Potockiego w 1662 r. na surowym korzeniu czyli w szczerym polu, miało bronić Pokucia i samej Rzeczypospolitej przed tatarskimi i tureckimi najazdami. Tak o Stanisławowie pisał urodzony w 1899 roku w tym mieście Czesław Chowaniec: „gdy granice rzeczpospolitej cofnęły się pod Strypę, a na kościołach Kamieńca zabłysły półksiężyce stała się twierdza najsilniejszym punktem obronnym pogranicza i niejako bramą do wnętrza Polski”.

Stanisławów miał odegrać niezwykle ważną rolę w wojnie polsko-tureckiej 1672–1676. „Jak zawładnięcie Kamieńcem oddało Turkom Podole, tak zdobycie Stanisławowa miało postawić Polskę w przededniu rokowań pokojowych przed nowym faktem dokonanym – miało oddać w ręce Turków Pokucie” – pisał Chowaniec w swojej książce pt”.Historia twierdzy stanisławowskiej”.

W 1676 krwawy chrzest okazał całą bitność bojową Stanisławowa. Swoim czynem czyli stawieniem czoła wrogowi – jak pisał Chowaniec – „Stanisławów pasował się na najpierwszą fortecę naszych południowo-wschodnich kresów”. A determinacja obrońców musiała być wielka, bo Turcy poszli całą swoją potęgą. Taki opis podaje cytowany autor: „Jednak ostatecznie nazajutrz, wpadłszy Turcy, Tatarowie z Janczarami, ordą piekielną nienasyconą wszystko miasto Tyśmienicę do gruntu, kościół, klasztor, cerkwie, zamek, dwory szlacheckie z największym bólem i żałością naszą na to patrzących spalili i ludzi, co jeszcze tamże zostali wycięli, wygubili, innych w niewolę zabrali”. Była to przednia straż wojsk tureckich, która następnego dnia dojść miała pod Stanisławów.

Ale, aby nie tylko o wojnie mówić, wrócę do do niosących nadzieję kresowych spotkań.

Założeniem wypraw jest to, aby spotkania indywidualne z Polakami tam mieszkającymi przeplatały się z występami artystycznymi przygotowywanymi przez młodzież i dorosłych skupionych w różnego rodzaju stowarzyszeniach, kołach i ośrodkach. Zawsze dla nas to doskonała okazja, by poznać środowisko, a dla naszych rodaków na Kresach okazja, by zaprezentować swoje nierzadko wysokie umiejętności.

Poruszająca dla całej naszej delegacji była np. msza w kościele Św. Walentego w Kałuszu i towarzyszący jej występ chóru. Kościół został ufundowany przez króla Kazimierza Jagiellończyka. Po zmianie władzy był magazynem wojskowym, salą gimnastyczną, świątynią prawosławną a wreszcie – od niedawna znowu jest kościołem katolickim.

Ogromny wkład finansowy w jej odbudowanie włożył żeński chór Emmanuel, który przez 10 lat koncertował przez całe wakacje w Polsce i podczas koncertów zbierał środki, by odnowić kościół. Teraz świątynia jest odnowiona – a jest to jedyny kościół pod takim wezwaniem na Pokuciu. Wiernych nie jest zbyt wielu, ale przychodzi młodzież, dzieci i to jest ważne. Bardzo aktywnie i dobrze działa tam proboszcz parafii.

W domach Polaków, które odwiedzaliśmy, scenariusz wizyty zazwyczaj był podobny. Wchodziliśmy do czystego, odświętnie przygotowanego pokoju, gdzie na tapczanie siedziała starsza kobieta – tak się składało, że były to wyłącznie panie – mężczyzn, którzy pamiętają przedwojenną Polskę jest znacznie mniej. Nasze bohaterki były bardzo poruszone, mówiły nam, że nie sądziły, że Polska o nich jeszcze pamięta, że ktoś do nich specjalnie przyjedzie z wizytą. Na początku skrępowane, nie chciały opowiadać. Ale po kilku chwilach, gdy zauważały, że ich historia była dla nas ważna i naprawdę nas ciekawi – pękała tama. Wylewały opowieści, wspominały dzieciństwo, często lały się łzy, gdy przypominały sobie traumatyczne wspomnienia z lat młodości. Wspominały zmarłych bądź zabitych rodziców.

Ich polszczyzna była piękna, płynna z charakterystycznym kresowym zaśpiewem. Zadziwieni byliśmy, gdy np. 92 letnia Helena Semczuk podczas opowieści zaczęła recytować kilkunastozwrotkowe wiersze, których nauczyła się jeszcze przed wojną w polskiej szkole powszechnej! Ale zazwyczaj dzieci tych pań – w wieku około 60 lat – języka polskiego już nie znały, mówiły po ukraińsku. Był bowiem czas, gdy mówienie po polsku niczego nie ułatwiało, wręcz przeciwnie, było niebezpieczne. Język emocji jest jednak uniwersalny – zazwyczaj, gdy mama opowiadała nam swoje wspomnienia, w kuchni cichutko, żeby nie przeszkadzać płakała córka lub syn. Nie znali już języka polskiego, wiedzieli, co działo się w życiu ich rodziców, ale często tak pełną przejęcia opowieść słyszeli po raz pierwszy.

Losy Polaków nie były to łatwe. To, że ktokolwiek z polskiej inteligencji przetrwał w Stanisławowie należy poczytywać za cud. W 1941 roku Niemcy zwieźli kilkaset osób do Czarnego Lasu i rozstrzelali. Kryterium wyboru było wykształcenie. Ginęły więc młodziutkie nauczycielki skierowane do pracy w tę część Polski, ginęli lekarze, prawnicy, księża. Ginęły całe rodziny. Do lat 90 zwłoki, a właściwie szkielety zabitych leżały w 17 dołach wypełnionych wodą. Dopiero Towarzystwo Przyjaźń w latach 90 rozpoczęło starania aby pochować zwłoki z należnym szacunkiem, odnaleźć ich nazwiska i wypisać na tablicach, które ułożone są pod krzyżem. Teraz w środku Czarnego Lasu jest monument. Nieopodal jest też miejsce egzekucji Żydów i Ukraińców. Jednak tylko Polacy zadbali o to, aby pamięć po ich przodkach ocalała. W Stanisławowie – grodzie Rewery, choć leży on poza granicami Polski, widać naszą historię na każdym kroku. Do Stanisławowa nie jest tak daleko. Może wybierzecie się tam w ramach wycieczki na długi weekend majowy? Dobrze jest np.odwiedzić miejsce bitwy pod Obertynem, gdzie polskie wojsko odniosło wspaniałe zwycięstwo nad mołdawskim hospodarem. Dobrze jest po prostu stanąć stopą tam, gdzie działa się nasza historia.

Autor: Anna Popek

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także