Dr Paweł Balsam: Serce potrzebuje naszej aktywności
  • Katarzyna PinkoszAutor:Katarzyna Pinkosz

Dr Paweł Balsam: Serce potrzebuje naszej aktywności

Dodano: 
Serce
Serce Źródło: Fotolia
Polski system leczenia zawałów serca jest ceniony na świecie. Gorzej z mniej medialną chorobą, jaką jest niewydolność serca. Chorzy potrzebują szybkiej diagnozy, kompleksowej opieki i dobrej farmakoterapii - przekonuje dr Paweł Balsam, kardiolog.

Sprawdzamy się w ekstremalnych sytuacjach: polski system leczenia ostrych zawałów serca jest ceniony na całym świecie. A co z mniej medialną chorobą, jaką jest niewydolność serca?

Jeśli chodzi o leczenie zawałów serca, to rzeczywiście radzimy sobie z tym bardzo dobrze. Śmiertelność w pierwszych 30 dniach po zawale wynosi nie więcej niż 5 proc. - nie odbiegamy od norm europejskich. Mamy za to później problem z opieką nad pacjentami. Serce po zawale często jest uszkodzone, rozwija się jego niewydolność. Pacjent wymaga leczenia, farmakoterapii, a niekiedy wszczepienia urządzeń poprawiających pracę serca. Od ubiegłego roku funkcjonuje w Polsce program KOS-Zawał, koordynowanej opieki nad pacjentami po zawale serca. Objęta jest nim jednak tylko część pacjentów, większość nadal ma niedoskonałą opiekę. Wizyty u kardiologa odbywają się rzadziej niż raz w roku, dawki leków nie są dostosowane do chorych, często nie otrzymują też oni nowoczesnej i skutecznej terapii, która zmniejsza ryzyko hospitalizacji, wydłuża życie, poprawia jego jakość.

Skąd bierze się ta choroba?

Najczęściej przyczyną jest choroba niedokrwienna serca, zawał lub tzw. cichy zabójca, czyli nadciśnienie tętnicze. Innymi przyczynami są wady zastawkowe serca serca, arytmie. O niewydolności serca rzadko się mówi, a zbiera ona większe żniwo niż wiele chorób onkologicznych. Śmiertelność jest większa niż w raku piersi, jelita grubego czy raku płuca.

Jak rozpoznać niewydolność serca?

Głównie po objawach. Najważniejsze to: zwiększona męczliwość, spadek tolerancji wysiłku, duszność. Do tej pory np. wchodziliśmy na czwarte piętro bez zatrzymywania się, a teraz musimy zatrzymywać się na półpiętrach, bo jest nam duszono. Kiedyś spacerowaliśmy kilometr bez zatrzymywania, a teraz musimy usiąść po 100 metrach, bo nie możemy złapać oddechu. Innym objawem są obrzęki kostek, zwłaszcza pod koniec dnia - pacjent nie może założyć butów, tak kostki są obrzęknięte. Postawienie diagnozy bywa trudne, gdy chory ma podejrzenie astmy, obturacyjnej choroby płuc. Wtedy często zastanawiamy się, czy przyczyną duszności jest choroba płuc, czy serca. Często obydwie się nakładają.

Można ją leczyć tak, by nie skracała życia?

Są cztery grupy leków, które poprawiają jakość życia i je wydłużają. Pierwsza grupa to tzw. inhibitory enzymu konwertującego angiotensynę, czyli leki, które wpływają na układ hormonalny. Druga to beta-adrenolityki, które nieco zwalniają czynność serca. Trzecia to antagoniści aldosteronu. Od 2016 roku mamy też lek, który można stosować zamiast tej pierwszej grupy, składający się z dwóch substancji: sakubitrilu i walsartanu. Z badań klinicznych wynika, że o 16 proc. zmniejsza on ryzyko zgonu z jakiejkolwiek przyczyny, a o 20 proc. - ryzyko zgonu z przyczyn sercowo-naczyniowych. To dziś powinien być „złoty standard” terapii pacjenta z niewydolnością serca po zawale, z uszkodzonym sercem. Proszę zwrócić uwagę, że mówimy o chorym, który często ma 40, 50, 60 lat, był sprawny, nagle dostał zawału, wrócił ze szpitala i czuje, że robi mu się duszno, gdy wchodzi na półpiętro. Dla takiego pacjenta nie jest nawet najważniejsze to, że wdrożenie tej terapii wydłuży mu życie o 2 czy 4 lata…

… tylko to, że będzie mógł normalnie funkcjonować?

Tak. Oczywiście, chodzi też o to, by żył dłużej, jednak dla niego liczy się teraz przede wszystkim to, żeby wrócić do normalnego funkcjonowania dzięki nowoczesnej terapii niewydolności serca. Na dziś jesteśmy jednym z trzech krajów w Europie, w którym ta najnowsza terapia nie jest refundowana. Dwukrotnie pisałem w tej sprawie listy do ministerstwa, gdy były ogłaszane listy refundacyjne, z informacją, że sam prowadzę ponad 20 pacjentów na tym nowym leku. Bardzo dobrze tolerują leczenie, widać u nich znaczą poprawę, niestety wydają ok. 600 zł miesięcznie na terapię. Często składają się na to całe rodziny.

Którym pacjentom ta terapia szczególnie by pomogła?

To przede wszystkim lek dla pacjentów, którzy mają niewydolność serca ze zmniejszoną frakcją wyrzutową, to znaczy: serce jest niewydolne i kurczy się gorzej. To zwykle chorzy po zawale albo z kardiomiopatią, czyli nieprawidłową pracą serca. Gdyby wziąć pod uwagę wytyczne Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego, to w Polsce byłoby ok. 25 tys. pacjentów, którzy powinni otrzymać ten lek. Zdecydowanie wydłużyłoby to ich życie. Co więcej, mamy ekspertyzy z wielu krajów europejskich, że włączenie tej terapii i jej finansowanie spowodowałoby, że koszty opieki nad pacjentami spadną. Pacjenci byliby rzadziej w szpitalu, a każdy pobyt w nim z powodu zaostrzenia niewydolności serca to koszt kilkunastu tysięcy zł. Można temu zapobiec. Stosowanie nowoczesnej terapii w dłuższej perspektywie powoduje obniżenie kosztów.

Pacjent, który ma problemy z wydolnością serca, często ogranicza aktywność fizyczną, by nie mieć duszności. Dobrze robi?

Nie, ale oczywiście jego choroba musi być ustabilizowana. Aktywność fizyczna jest ważna. „Hartuje” serce, ono zaczyna się do tego przyzwyczajać, wzrasta jego wydolność.

Patrząc na niewydolność serca, ale też na całą kardiologię w Polsce - jak widziałby pan największe sukcesy w 2018 roku i wyzwania w 2019 roku?

Za sukces 2018 roku uznałbym przeszczepy doc. Michała Zembali w Śląskim Centrum Chorób Serca - w ciągu roku wykonał ponad 100 przeszczepów płuc i serca w roku. To ogromny sukces polskiej medycyny. Wyzwaniem na 2019 rok jest stworzenie kompleksowej opieki nad chorymi po zawale serca i z niewydolnością serca. Ważne jest to, żeby pacjenci z przewlekłą chorobą kardiologiczną mieli stały kontakt ze specjalistą. Wtedy będą rzadziej w szpitalu. Mam też nadzieję, że pojawi się możliwość stosowania nowoczesnej farmakoterapii w niewydolności serca.

Beata Ambroziewicz, Koalicja „Serce dla Kardiologii”

Niewydolność serca to jedna z najcięższych chorób sercowo-naczyniowych. Co roku jest 60 tys. nowych zachorowań, a niedługo ta liczba może wzrosnąć nawet do 100 tys., dlatego choroba jest nazywana „epidemią XXI wieku”.Najciężej sytuację odczuwają pacjenci i ich rodziny. Pacjent po incydencie sercowo-naczyniowym, po wyjściu ze szpitala, często jest pozbawiony dalszej opieki, a powinien w ciągu miesiąca mieć ustawione docelowe leczenie. Wkrótce rusza pilotaż opieki koordynowanej nad pacjentami, na pewno to dobre rozwiązanie, jednak potrzeba co najmniej 2 lat, kiedy zostanie ono przetestowane i wdrożone w całym kraju.

W Polsce brakuje współpracy lekarzy różnej specjalności, a ta choroba wymaga multidyscyplinarnego podejścia. Kolejna rzecz: bardzo mała dostępność do rehabilitacji po zawale oraz brak nowoczesnego, skutecznego leczenia, które pozwala zatrzymać lub spowolnić postęp choroby i uniknąć niekończących się hospitalizacji i znacznego pogorszenia wydolności serca. Brak kompleksowej opieki sprawia, że większość chorych musi zrezygnować z pracy zawodowej i innych aktywności, jakość życia staje się bardzo niska. W ramach działań podejmowanych w koalicji Serce dla Kardiologii edukujemy pacjentów i ich rodziny, uczymy, jak utrzymać aktywność pomimo choroby, jak monitorować jej przebieg i gdzie uzyskać fachową pomoc.

Artykuł został opublikowany w 6/2019 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także