Sprawa dotyczy wyborów samorządowych z 2014 roku. To wtedy niemal 300 podpisów na listach Młodzieży Wszechpolskiej miało zostać sfałszowanych. "Superwizjer" ustalił, że Adam Andruszkiewicz o całej sytuacji nie tylko wiedział, ale sam miał pomagać w tym procederze.
O całej sprawie doniosła osoba organów ścigania, twierdząc, że na rzeczonych listach dokonano fałszerstwa. Zarzuty usłyszało dwóch działaczy. Jeden z nich zapewnia o współudziale obecnego wiceministra cyfryzacji. Zgodnie z jego słowami Andruszkiewicz miał kierować całym procederem.
– To jest taka kwestia że chciałoby się to wyrzucić z pamięci. Nie chcę o tym mówić – stwierdził były członek Młodzieży Wszechpolskiej Paweł P.
Jakie nazwiska miały trafiać na listy? Część sfałszowanych danych to nazwiska dawnych znajomych z czasów szkolnych, inne natomiast to podpisy zebrane w sprawie ograniczenia prawa do aborcji.
"Superwizjer" przekonuje, że śledztwo utknęło w miejscu, po tym jak do prokuratury białostockiej trafiły osoby, które odwlekają działania w tej sprawie. Kilka miesięcy temu służby miały ponoć zamiar przeszukać mieszkanie posła, ale ich plany miały zostać storpedowane przez Prokuratora Regionalnego Elżbietę Pieniążek.
Sam wiceminister Andruszkiewicz wszystkiemu zaprzecza. Polityk zapewnia, że żadnych podpisów nie fałszował, a całą sprawą powinna zająć się prokuratura.
Czytaj też:
Burza wokół Andruszkiewicza
Czytaj też:
Andruszkiewicz skasował dziesiątki wpisów na Twitterze i FB