Dziennikarze "Superwizjera" opisali sprawę wyborów samorządowych z 2014 roku. To wtedy niemal 300 podpisów na listach Młodzieży Wszechpolskiej miało zostać sfałszowanych. Dziennikarze twierdzą, że Adam Andruszkiewicz o całej sytuacji nie tylko wiedział, ale sam miał pomagał w tym procederze.
Do zarzutów odniósł się sam polityk. Jego zdaniem jest to element "medialnej nagonki".
"Oświadczam, że nigdy nie fałszowałem ani nie kazałem fałszować podpisów, a rzekome oskarżenie mnie przez jednego z podejrzanych (!) jest nieprawdziwe, co w razie konieczności udowodnię przed sądem" – zapewnia wiceminister.
Andruszkiewicz podkreśla, że jest do pełnej dyspozycji prokuratury. "Nigdy nie uchylałem się od złożenia zeznań" – zapewnia. Polityk dodał, że wobec redakcji będzie kierował "odpowiednie działania prawne", nie precyzując, czy oznacza to pozew sądowy.
"Przyzwyczaiłem się już do roli najbardziej atakowanego przez stare układy, polityka młodego pokolenia. Byłem już przedstawiany przez niektóre media i opozycję totalną jako "faszysta", "złodziej", "agent wpływu" (zawsze bezpodstawnie, nigdy nie zostałem za to skazany) zaś teraz trwa kolejne zmanipulowane przedstawienie pt. "fałszerz". To jest cena jaką muszę płacić za otwartą walkę o silną Polskę, mówienie prawdy, publiczne pokazywanie manipulacji mediów oraz rozliczanie poprzednich ekip rządzących" – twierdzi Andruszkiewicz.
twitterCzytaj też:
Kłopoty Andruszkiewicza. TVN: Osobiście fałszował podpisy na listachCzytaj też:
Żakowski vs. Czuchnowski. Sprzeczka na antenie TVN