Gangsterzy na śmietniku
  • Wojciech WybranowskiAutor:Wojciech Wybranowski

Gangsterzy na śmietniku

Dodano: 
Składowisko odpadów
Składowisko odpadów Źródło: PAP / Tomasz Waszczuk
W ramach konkursu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Wojciech Wybranowski z "Do Rzeczy" otrzymał nagrodę Klubu Publicystów Ochrony Środowiska "EKOS”. Nagroda im. prof. Stefana Myczkowskiego przyznawana jest za najlepsze publikacje o problemach ochrony środowiska. Publikujemy cały tekst, za który Wojciech Wybranowski otrzymał nagrodę.

Co najmniej 23 z 54 tegorocznych pożarów składowisk odpadów wywołane zostały celowym podpaleniem – ustaliła policja. Rząd PO-PSL ułatwił pracę „śmieciowym mafiom”.

Pierwsza połowa maja. Kontrolerzy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi sprawdzają gigantyczne wysypisko odpadów w Zgierzu. Rok wcześniej uznali, że prowadzone na wynajmowanym terenie przez łódzką firmę Green-Tec Solutions składowisko 15 tys. ton śmieci jest poważnie zagrożone pożarem. Zawiadomili wówczas lokalne władze, ale nie przyniosło to żadnego efektu. Teraz inspektorzy mają jeszcze dodatkowe sygnały: na górze śmieci mogą znajdować się odpady nielegalnie wwiezione do Polski z zagranicy.

Kontrola potwierdza podejrzenia – 400 ton śmieci: opakowania, mieszanina tworzyw sztucznych, odpady materiałów budowlanych, faktycznie nielegalnie trafiło do Polski z Wielkiej Brytanii. Dwa tygodnie po tej kontroli na składowisku wybuchł pożar. Strażacy walczyli z nim kilka dni. – Firma przez pewien czas miała pozwolenie na wwóz odpadów z zagranicy do Polski, później to pozwolenie straciła, a po pewnym czasie znów je otrzymała. W pożarze spłonęło także kilkaset ton nielegalnie sprowadzonych odpadów, które firma musiałaby na swój koszt zwrócić do krajów, z których przyjechały. Teraz problem znikł – mówi osoba z kręgów śledztwa dotyczącego tej sprawy.

Pożar w Zgierzu to tylko ułamek całej serii zagadkowych pożarów legalnych i nielegalnych składowisk odpadów. Góry śmieci płonęły już m.in. w Trzebini, w miejscowościach: Wszedzień, Zambrze, Łabiszyn, w Piotrkowie Trybunalskim, Dąbrówce Wielkopolskiej, Kuślinie, Studziankach, Zbrożkach, Zabrzu, na warszawskim Mokotowie, w Piekarach Śląskich, Radomiu, Wincentowie, Jastrzębiu-Zdroju. – Są poszlaki, że część z tych pożarów odpadów, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnim okresie, nie była wynikiem samozapłonu, ale podpaleń. Nie chcę mówić o konkretnych przykładach, śledztwa są w toku, a to leży w kompetencji odpowiednich służb – mówi „Do Rzeczy” Roman Jaworski, wicedyrektor departamentu kontroli gospodarowania odpadami w GIOŚ. Dodaje, że w poprzednich latach nie spotkał się z tym, by ktoś, u kogo doszło do podpalenia składowiska odpadów, usłyszał zarzuty karne.

Specjalny raport policji

Media piszą o blisko 70 pożarach składowisk, policyjni specjaliści zbadali już ponad 50 z nich. Tylko od stycznia do końca maja tego roku policjanci zakończyli 93 postępowania dotyczące tzw. przestępstw przeciwko środowisku (w całym 2017 r. było ich 213). – Proszę zatem zauważyć, że ten obszar działalności przestępczej pozostaje w naszym zainteresowaniu, zanim zaczęto o tym głośno mówić. W związku z odnotowanymi w ostatnim czasie pożarami wysypisk zakładów przetwarzania odpadów powołany został zespół do zbadania tego zjawiska – mówi mł. insp. Mariusz Ciarka, rzecznik komendanta głównego policji.

„Do Rzeczy” udało się dotrzeć do informacji, które znalazły się w specjalnym raporcie przygotowanym dla komendanta głównego policji. Przedstawia on wstępne analizy biegłych dotyczące 54 pożarów składowisk odpadów, do których doszło od stycznia do 9 lipca tego roku w Polsce. Na jednym z nich – w Jastrzębiu – ogień płonął aż czterokrotnie, a na trzech innych wysypiskach były po dwa pożary. Spośród tych spraw 42 pożary miały miejsce na składowiskach legalnych, a 12 na tzw. dzikich wysypiskach.

Jak wynika ze wstępnych ustaleń biegłych, przyczyną blisko połowy tegorocznych pożarów były podpalenia (23 przypadki). W 15 przypadkach przyczyną pożaru był samozapłon, w sześciu doszło do nieumyślnego zaprószenia ognia. Biegli nie byli jeszcze w stanie ustalić przyczyn dziewięciu pożarów. – Aktualnie w prokuraturach prowadzonych jest 29 śledztw dotyczących sprowadzenia zdarzenia w postaci pożaru lub sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zaistnienia zdarzenia pożaru, zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób albo mienia wielkich rozmiarów na terenie magazynowania lub składowania odpadów, które miały miejsce na terenie kraju w 2018 r. – mówi nam prok. Ewa Bialik, rzecznik Prokuratury Krajowej.

Trwające śledztwa są koordynowane przez specjalnie powołany zespół prokuratorów, co ma m.in. pomóc w ustaleniu modus operandi i ewentualnych powiązań między poszczególnymi pożarami. Tymczasem z ustaleń policyjnych śledczych wynika, że zagrożenie stwarza blisko jedna czwarta miejsc, w których składowane są w Polsce odpady. – Z rozpoznania, które prowadzone jest nadal, wynika, że na terenie RP funkcjonuje 1809 składowisk odpadów: wysypisk, sortowni, magazynów itp. Nadmienić należy, że na podstawie posiadanego rozpoznania poszczególne garnizony wytypowały na chwilę obecną 492 składowiska odpadów, jako szczególnie zagrożonych wystąpieniem pożaru – mówi mł. insp. Mariusz Ciarka z KGP. W jednym z pomieszczeń w budynku Ministerstwa Ochrony Środowiska ktoś powiesił satyryczny plakat, wydruk z zachodniej gazety. Napisano na nim, że pożar to po angielsku „fire”, po niemiecku „feuer”, a po polsku „recykling”.

– Trzy lata temu nasi inspektorzy alarmowali odpowiednie służby, że może dojść do pożarów składowisk odpadów. Ostrzegali, że będzie problem z szarą strefą. Nakreślaliśmy zagrożenie, ale nikogo to nie obeszło. Psa z kulawą nogą. Teraz ma się tym zająć ABW. Tyle że ta dopiero uczy się tego, co my wiemy już od dawna – mówi z goryczą jeden z naszych rozmówców, wysoki rangą urzędnik resortu. Pod koniec maja, już po serii gwałtownych pożarów legalnych i nielegalnych składowisk odpadów, głos na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej zabrał premier Mateusz Morawiecki. Zapowiadał zdecydowane zmiany w prawie. – Miarka się przebrała. Wygoniliśmy mafię paliwową, wygonimy mafię śmieciową – przekonywał. Jakby w odpowiedzi na tę deklarację Morawieckiego kilka dni później wybuchł pożar składowiska śmieci w Studziankach na Podlasiu. Później kolejne: w Kostrzycy, w Pukininie, w Mostkach, miejscowości Wielowieś i na nielegalnym składowisku śmieci w podopolskiej Dąbrowie. Tym razem policji udało się tam zatrzymać podejrzanych: kobietę w wieku 56 lat i 39-letniego mężczyznę.

– Można powiedzieć, że te pożary to jakby owa „mafia” zaśmiała się premierowi w twarz. Żeby pokazać, że takie pogróżki nikogo nie zastraszą – twierdzi jeden z naszych rozmówców. I mówi właśnie o Studziankach, gdzie pożary odpadów wybuchają niemal co roku. W 2012 r. ogień był tak wielki, że gaszono go osiem dni. Ustalono wtedy, że przyczyną było podpalenie, i… śledztwo umorzono. Z kolei w 2013 r. prokuratura w Zabrzu odmówiła śledztwa w sprawie zakopania na terenie gminy niebezpiecznych dla zdrowia odpadów. Inspektorzy ochrony środowiska wykryli wtedy, że w ramach „rekultywacji” jedna z firm hałdami ziemi przysypała toksyczne substancje zawierające lakiery i benzynę. Zabrzańscy śledczy uznali, że nic się nie stało, argumentując, iż teren jest „z daleka od siedzib ludzkich”. Z kolei w listopadzie 2015 r. prokuratura w Gliwicach umorzyła śledztwo w sprawie prowadzonego przez prywatnego przedsiębiorcę składowiska odpadów w Pyskowicach, mimo że doszło do odprowadzania zanieczyszczonych wód odciekowych do środowiska wodnego. – Na polecenie Prokuratury Krajowej w powszechnych jednostkach organizacyjnych prokuratury zbadano prowadzone i pozostające w zawieszeniu postępowania związane z nielegalnym postępowaniami z odpadami, o jakich mowa w przepisach art. 183 par. 1–6 k.k. [dotyczą przestępstw przeciw środowisku – przyp. red.]. Analizie poddano ponad 250 postępowań przygotowawczych – informuje prok. Ewa Bialik.

Jak ekipa Tuska pomogła „śmieciarzom”

Na odbiorze odpadów z firm przemysłowych można dobrze zarobić. Zwłaszcza jeżeli obchodzi się przepisy. Odpady komunalne to rynek wart ok. 3,5 mld zł, odpady przemysłowe – ponad 6 mld zł. Eksperci Ministerstwa Środowiska szacują, że funkcjonująca w tej branży szara strefa, m.in. fikcyjny recykling, pozorna „rekultywacja” i handel „kwitami”, to rynek wart jakieś 2 mld zł. Zgodę lokalnego samorządu na odbiór i składowanie odpadów dziś jest stosunkowo łatwo uzyskać. Wystarczy kawałek własnego lub dzierżawionego, odwodnionego terenu, niewiążąca decyzja sanepidu oraz deklaracja o planowanym prowadzeniu recyklingu. Po otrzymaniu zgody samorządu firma może odbierać i przechowywać na swoim terenie odpady przez trzy lata, później powinna zacząć je przetwarzać, do czego w praktyce często nie dochodzi.

Jednak jeszcze pięć lat temu wymagane było uzyskanie przez inwestora decyzji środowiskowej mówiącej m.in. o wpływie takiego składowiska na otoczenie. Przepisy zmieniło w 2013 r. rozporządzenie Rady Ministrów kierowanej przez Donalda Tuska, wyłączające punkty zbiórki odpadów z grupy przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko. To efekt nacisków ze strony MSZ, które przekonywało, że rygorystyczne zasady wydawania zezwoleń na prowadzenie składowisk odpadów to „nadregulacja prawa krajowego względem prawa unijnego”. Pod pismem, które MSZ w tej sprawie wysłało do Ministerstwa Środowiska w maju 2013 r., podpisał się Piotr Serafin, wówczas sekretarz stanu ds. europejskich, a po 2014 r. szef gabinetu Donalda Tuska, przewodniczącego Rady Europejskiej.

Mafia buszuje w śmieciach

Policjanci i eksperci od ochrony środowiska wyliczają kilka schematów działania „szarej strefy śmieciowej”. Najbardziej prymitywną formą jest odbiór odpadów – za co płaci gmina – i porzucenie ich, np. w lesie czy w opuszczonych magazynach. Według Inspekcji Ochrony Środowiska tylko w 2017 r. zidentyfikowano 129 takich miejsc. W tym roku wykryto ich już blisko sto. Ostatni raz – przed tygodniem w Częstochowie. W centrum miasta, na terenie nieczynnej już fabryki Wełnopolu, znaleziono kilka tysięcy beczek z nieustaloną na razie substancją chemiczną.

Dyrektor Roman Jaworski z GIOŚ naświetla inny schemat: – Prowadzona jest legalna działalność w zakresie gospodarowania odpadami, np. ich zbieranie, firma otrzymuje pieniądze za odbiór tych odpadów, po czym – kiedy teren czy magazyn jest przepełniony – wchodzą inspektorzy WIOŚ. Wtedy okazuje się, że teren był podnajęty, firma, która przyjmowała odpady, zarejestrowana była na „słupa”, a faktyczni jej właściciele rozpłynęli się w powietrzu.

karać, a uprzątnięcie odpadów spada na gminę. Prokuratura w Bydgoszczy prowadzi śledztwo w sprawie nielegalnego składowania odpadów – w tym nielegalnie przetransportowanych z zagranicy – w Marcinkowie koło Mogilna. Firma, która wcześniej dzierżawiła teren i która zaczęła sprowadzać odpady, w 2017 r. zniknęła, a z KRS zostały skrupulatnie wymazane ślady jej działalności. Dwa lata wcześniej we wsi Kamieniec (woj. wielkopolskie) wykryto składowisko blisko 300 ton śmieci. Miały zostać zutylizowane, ale firma z Kleczewa, która wzięła za to pieniądze, zniknęła. Aż 40 tys. ton śmieci, w tym odpady nielegalnie sprowadzane z Niemiec, porzuciła w niewielkiej Bogatyni w 2016 r. firma Revita Bio sp. z o.o. Po dwóch latach składowania, gdy miał rozpocząć się recykling, władze firmy zniknęły. Na terenie składowiska doszło do kilkunastu pożarów, część z nich to efekt podpaleń. Ostatecznie prokuratura zatrzymała Elżbietę T., prokurent spółki.

– Przypadki nielegalnego przewożenia z zagranicy odpadów niebezpiecznych są bardzo sporadyczne. Zdarza się jednak, że wykrywane są próby wwozu do Polski odpadów zanieczyszczonych, zabrudzonych, realizowane jest to pod płaszczykiem przewozów tzw. odpadów surowcowych, np. szkła, papieru, plastików itp. – mówi nam Roman Jaworski. W większości przypadków takie odpady są wysyłane do Polski z Wielkiej Brytanii oraz Niemiec.

Z informacji, którą otrzymaliśmy z Ministerstwa Środowiska, wynika, że w 2013 r. służby odpowiedzialne za kontrolę transgraniczną wykryły 14 przypadków próby wwiezienia do Polski nielegalnie odpadów (łącznie 15,4 tys. ton), dwa lata później – 89 takich prób (45,7 tys. ton), w 2017 r. – 39 (4,4 tys. ton), a do 28 czerwca tego roku – 19 prób (11,9 tys. ton).

Mafia zarabia też świetnie na tzw. rekultywacji terenów poprzemysłowych. – Na wyrobisko np. przyjeżdżają trzy ciężarówki, dwie z odpadami, które mogą być w świetle prawa wykorzystane do rekultywacji terenów niekorzystnie przekształconych np. odpadami budowlanymi, gruzem bądź też żwirem, piaskiem, ziemią. Trzecia przewozi np. zmieszane odpady komunalne, które po zdeponowaniu w takim wyrobisku są następnie przysypane warstwą ziemi, żwiru bądź odpadów gruzu. Taki proceder jest dość częsty, zwłaszcza na południu Polski – opowiada dyrektor Jaworski.

Przykłady? Wyrobisko po byłej kopalni piasku w Strzyżowie. Firma Krusz-Piask z Leżajska miała tam prowadzić rekultywację terenu. Pod tym pretekstem, jak ocenili śledczy, pracownicy firmy wwozili tam odpady komunalne, które później były zasypywane gruzem i ziemią. Afera została w 2017 r. ujawniona przez dziennikarzy TVN. W sprawie trwa śledztwo. Jak wynika z danych, do których dotarliśmy, w 2017 r. wojewódzcy inspektorzy ochrony środowiska wykryli kilkadziesiąt przypadków „wypełniania wyrobisk odpadami innymi niż wymienionymi w decyzji, wypełniania wyrobisk bez zezwolenia, naruszania warunków decyzji określających zakres prac rekultywacyjnych”. Innym, jednym z najłatwiejszych, mechanizmem działania „mafii śmieciowej” jest tzw. handel kwitami, czyli dokumentami potwierdzającymi odbiór przetworzenie odpadów. Właściciel firmy kupuje taki dokument, a odpady zamiast do recyklingu trafiają na nielegalne wysypiska. Na czym zarabia? Zgodnie z przepisami przedsiębiorca wprowadzający na rynek towar w opakowaniu musi uiścić opłaty produktowe. Jeżeli udowodni, że opakowania w takiej ilości, w jakiej wprowadza je na rynek, są poddawane recyklingowi, zostaje z opłat zwolniony.

Inspektorzy ochrony środowiska opowiadają nam o aferzystach, którzy wystawiali takie zaświadczenia w imieniu od lat nieczynnej huty szkła. Zainteresowanie było tak duże, że według wystawianych „faktur” owa zrujnowana fabryka miała „recyklingować” blisko… 70 proc. obecnej na naszym rynku stłuczki szklanej. 5 lipca Sejm przyjął zapowiadaną przez premiera Morawieckiego nowelizację ustawy o odpadach. Zgodnie z nowymi przepisami, jeżeli ustawę podpisze prezydent, odpady będzie można magazynować tylko przez rok, a nie – tak jak obecnie – przez trzy lata, firma chcąca prowadzić składowisko odpadów będzie musiała zaś uiścić specjalną kaucję na wypadek porzucenia śmieci. Po zmianie przepisów do Polski nie będzie też można wwieźć odpadów komunalnych, a tylko takie, które można wykorzystać jako surowce wtórne.

Artykuł Wojciecha Wybranowskiego pochodzi z numeru 30/282 23–29 lipca 2018

Artykuł został opublikowany w 30/2018 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także