Putin wszechpotężny i złowrogi
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Putin wszechpotężny i złowrogi

Dodano: 
Władimir Putin, prezydent Rosji
Władimir Putin, prezydent Rosji Źródło: PAP / EPA / ALEXEI DRUZHININ
TAKI MAMY KLIMAT || „Polacy bardziej nienawidzą Rosji, niż kochają Polskę” – mimo upływu lat słynna maksyma Dmowskiego wydaje się cały czas aktualna. W Rosji nie widzimy konkurenta/partnera/zagrożenia – tylko zło absolutne. Taka postawa zaślepia i uniemożliwia dostrzeżenie realnego zagrożenia jakie czyha na Wschodzie. Nie chcemy Rosji poznać, a skoro nie chcemy jej poznać, to stajemy się względem niej bezbronni.

Polacy z natury emocjonalnie podchodzą do polityki. A nie ma drugiego takiego państwa na świecie, do którego podchodzilibyśmy z większym rozhisteryzowaniem niż Rosja.

W okowach ignorancji i uprzedzeń

Kilka tygodni temu miała miejsce ciekawa sytuacja, która skłoniła mnie do napisania tego tekstu. Wykładowca Uniwersytetu im. Jana Długosza w Częstochowie dr Leszek Sykulski ogłosił, że pracuje nad książką poświęconą myśli politycznej Aleksandra Dugina – rosyjskiego ideologa, teoretyka euroazjanizmu, przeciwnika liberalizmu i „zgniłego Zachodu”. Oraz doradcy Władimira Putina. W skrócie – kogoś, o kim wypadałoby coś wiedzieć, jeżeli Rosję uznaje się za największe zagrożenie dla polskiej państwowości.

Tymczasem Marek Menkiszak z Ośrodka Studiów Wschodnich (kierownik zespołu rosyjskiego) stwierdził, że wydanie monografii na temat Dugina, to w istocie „promocja rosyjskiego faszyzującego imperialisty, wysługującego się Kremlowi budową prorosyjskich sieci w Europie”. Z kolei Łukasz Jasina z PISM napisał wprost: „nie czytajmy”. Przyznam, że arogancja oraz ignorancja jakie bije z tych wypowiedzi poraża.

Miałem kiedyś znajomą o niezwykle hmm prawicowych poglądach (tudzież takich, jakie się u nas za „prawicowe” uznaje – w skrócie non possumus dla gejów i Ruskich). Koleżanka zaczęła studiować filologię polską, a tam – niespodzianka! – okazało się, że są zajęcia z rosyjskiej literatury. I koleżanka się zbulwersowała i powiedziała, że chodzić na te zajęcia nie będzie. Bo to ruska literatura. I tak studiowała sobie polonistykę, nie znając Dostojewskiego, Bułhakowa czy Tołstoja, by wymienić tylko tych największych.

O ile taka postawa może śmieszyć w przypadku studentki, to przy reprezentantach państwowych placówek, które mają działać na rzecz dobra publicznego, musi budzić zaniepokojenie. Zauważmy, że dr Sykulski – abstrahując całkowicie od oceny jego osoby – publikuje monografię naukową. Nie jest to żadna publicystyka, czy propagandowa broszura. Sam autor oprócz dorobku naukowego może poszczycić się założonym w 2009 roku kwartalnikiem „Przegląd Geopolityczny”, który został umieszczony na ERIH Plus – prestiżowej liście czasopism naukowych. Na boku warto też zaznaczyć, że dr Sykulski jest niezwykle ceniony przez dr Jacka Bartosiaka, którego tak hołubi część prawicy.

Jeżeli ktoś uzna, że monografia (która jeszcze nie została wydana!) jest napisana w sposób nierzetelny czy propagandowy, to może ją skrytykować tak, jak robi się to w cywilizowanych społeczeństwach – pisząc recenzję naukową po uprzedniej dokładnej lekturze.

Niestety przedstawiciele PISM oraz OSW się na to nie zdecydowali. Miast tego, niczym kilkuletnie dzieci, zatkali uszy i głośno tupiąc, stwierdzili, że oni się tak nie bawią. Stosując ich metodę, należałoby ostracyzmem objąć wszelkie publikacje poświęcone nazizmowi, totalitaryzmowi, socjalizmowi, komunizmowi, wszelkie naukowe opracowania dotyczące państwa rosyjskiego, terroryzmu itd. A można przecież posunąć się dalej i w „trosce” o polskie społeczeństwo ogłosić bojkot filmów dokumentalnych o przemyśle narkotykowym, alkoholizmie czy światku przestępczym.

Jeżeli Rosję uznajemy za potencjalne (i największe) zagrożenie dla Polski, to chyba oczywistym powinno być, że musimy o niej wiedzieć jak najwięcej. Tymczasem gdy na rynku ma szansę pojawić się unikalna praca na ten temat, to zamiast rzetelnej dyskusji napotykamy mur. To ma być naukowa dysputa?

Zwolnieni z myślenia

Na zachowanie Jasiny i Menkiszaka można by machnąć ręką, gdyby nie fakt, że jest ono jedynie pewnym symptomem szerszego zjawiska, które dotknęło polskie elity. Rosja w naszym wyobrażeniu stała się złem absolutnym. Stylizowanie Putina na Hitlera czy Stalina jest już u nas na porządku dziennym.

Złowrogiego Putina, który knuje po nocach, jakby tu podbić świat, widzimy już niemal wszędzie – za każdym krzakiem, za każdym rogiem, w każdym zaułku. Putin stoi dosłownie za wszystkim. Putin zmanipulował wybory w USA i jednocześnie stoi za protestem „żółtych kamizelek” we Francji, Putin odpowiada za zwycięstwo Orbana na Węgrzech, jak również za sukcesem Kaczyńskiego w Polsce.

Z władcy Rosji zrobiliśmy Saurona dzisiejszych czasów. Tolkienowski Sauron to kwintesencja zła. Z nim nie da się pertraktować. To bardzo wygodne. Jeżeli mamy Putina, który nie jest groźny czy niebezpieczny, tylko po prostu ZŁY do szpiku kości, to automatycznie uwalniamy samych siebie z myślenia.

Nie zastanawiamy się nad faktem, że Trump wygrał wybory z konkretnych powodów; że w USA nastąpiły jakieś przemiany, jakieś odruchy wewnętrzne, że coś wyborców zmobilizowało w 2016 roku. Nie, Trump wygrał „bo Putin”. To samo z protestami we Francji. Nie jest ważne, czego chcą ci ludzie, nie są istotne podatki, działania Macrona, nie ma znaczenia to, czy prezydent zawiódł swoich wyborców, czy Francuzi faktycznie czują się oszukani. Nie, Francuzi są głupi i dali się zmanipulować Putinowi. Marine Le Pen nie wyraża niepokoju milionów osób, które są przerażeni postępującą islamizacją Francji; nie, Le Pen jest agentką Moskwy. To samo z Węgrami. Jaki Orban, jaki tam program; Fidesz wygrywa od lat wybory tylko dlatego, że złowrogi Putin wszystko zaplanował.

Zrzucając winę za wszystko, co nam się nie podoba, stajemy się ślepi. Nie rozumiemy, że Orban, Kaczyński, Trump, Le Pen itd. – że oni wszyscy są w pierwszej kolejności rezultatem konkretnych przemian wewnątrz tych państw i społeczeństw.

Rosja odpowiedzią na wszystko

Niedawno widzieliśmy kolejną odsłonę tej narracji. Otóż Antoni Macierewicz, co by nie mówić były szef MON, stwierdził, że konflikt na linii Polska-Izrael, którego kolejną odsłonę obserwowaliśmy jakiś czas temu, jest spowodowany przez Rosję.

Rosji prawdopodobnie zależy na rozbudzaniu tego konfliktu, ale nie zmienia to faktu, że został on spowodowany nie złowrogim Putinem tylko naszym „najbliższym sojusznikiem” Benjaminem Netanjahu i gierkami, jakie stosuje on na użytek wewnętrznej polityki.

Bo spójrzmy na to przez chwilę bez emocji. Mamy dyplomatyczny skandal podczas szczytu bliskowschodniego, konflikt z Iranem, cichy konflikt z Unią Europejską. Polska stała się workiem treningowym dla Izraela i USA. Mike Pompeo przyjeżdża jak do siebie i poucza nas o bezpodstawnych roszczeniach żydowskich, a nasz lis dyplomacji nie jest w stanie mu nic odpowiedzieć. Do tego dochodzą nieprawdopodobne słowa p.o. ministra spraw zagranicznych Izraela, który rozpowiada o antysemityzmie „wyssanym z mlekiem matki” przez Polaków.

I na to wszystko naszą odpowiedzią jest… Rosja… I już. Cały problem rozwiązany. Nie trzeba się przejmować roszczeniami, nie trzeba się martwić ustawą 447 (ani głośno o niej mówić). Dla polityków, którzy tyle opowiadają o suwerenności, szczyt bliskowschodni okazał się dość kłopotliwą sytuacją. Bo jak tu pogrozić palcem Ameryce i pokazać, że się myli. A tu nagle z niebios spada wybawienie. Wszystko jest winą Rosji.

Niestety, zamykanie oczu i odwracanie się plecami od problemu nie sprawi, że ten problem zniknie. A prawda jest taka, że Izrael potraktował państwo polskie skandalicznie. Jeżeli ktoś chwyta stery rządu, to musi mieć odwagę by stawić czoła tym wyzwaniom, zamiast zrzucać całą odpowiedzialność na złowrogiego Putina.

Putinocentryzm

Oczywiście nie da się nie dostrzec, że większość tych zarzutów tyczy się środowisk pisowskich. Ale przecież ten sam mechanizm stosuje i druga strona tego sporu. Czyż opozycja co chwila nie powtarza tezy, że Kaczyński jest agentem, albo co najmniej pożytecznym idiotą Putina? Zwolennicy PiS reagują śmiechem na te zarzuty, pukając się w głowę, ale jednocześnie z pełną powagą są w stanie pochylać się nad tezami Tomasza Sakiewicza, który swego czasu opowiadał, że Korwin-Mikke wraz z narodowcami udaje się na szkolenia pod Moskwę, gdzie pobierają (zapewne od samego Putina) nauki z zabijania ludzi…

Ale putinocentryzm dotyczy nie tylko PiS. Opozycja zrzucając winę na Rosję, de facto nie chce zrozumieć czemu PiS wygrał w 2015 roku. Jedyne co mają do powiedzenia w tym temacie, to że głupi ludzie dali się przekupić „pincet plus” oraz zostali zmanipulowani przez ruskie trolle na Twitterze. I nie trzeba już myśleć o błędach popełnionych przez ostatnie osiem lat (albo raczej przez ostatnich lat trzydzieści), które skumulowały się, dając PiS-owi władzę. Po prostu głupi motłoch nie docenił oświeconych „unijnczyków”, rzucił się na ochłapy, a ruskie trolle wbiły gwóźdź do trumny. Z takim podejściem to PiS będzie rządził do 2027 roku. Co najmniej.

Stosunek „totalnych” do putinowskiej Rosji jest w ogóle interesujący. Bo o ile Kaczyński od zawsze reprezentował piłsudczykowską linię – „z kimkolwiek byle przeciw ruskim”, o tyle stosunek PO i jej sympatyków był już tutaj bardziej „zniuansowany”. Przecież „rusofobia” Kaczyńskiego była przez lata powodem żartów na salonach. Michnik jeździł do Putina w odwiedziny, a w środowiskach antypisu mówiono, że już niedługo Rosja dołączy do Zachodu (słynna przemowa Aleksandra Kwaśniewskiego po kilku głębszych). Samego Kaczyńskiego natomiast nie można dopuścić do władzy, bo wywoła wojnę. Tak, jeszcze kilka lat temu to Kaczyński a nie Putin (!) był przez nich postrzegany jako czynnik destabilizujący ład międzynarodowy…

Co robić?

Na to leninowskie pytanie pozostaje jedna odpowiedź – podchodzić do Rosji bez zbędnych emocji. Widzieć w Moskwie realnego przeciwnika, który ma wobec Polski swoje plany samo, tak jak mają je USA, Niemcy czy Izrael. Edukować się i pozostając czujnym i świadomym zagrożeń, nie dać się wpędzić w histerię.

W dłuższej perspektywie Władimir Putin ma dla Polski właściwie jedną propozycję – status bliskiej zagranicy. Dowodów jest na to sporo, ot choćby rozmowy prezydenta Rosji z Angelą Merkel, gdy ten podkreśla, że najlepiej dla Europy byłoby, gdyby powrócono do czasów, gdy Niemcy i Rosja miały wspólną granicę.

Zdając sobie z tego sprawę, nie powinniśmy pozwalać strachowi, by dyktował nam, jak mamy działać. Najgorsze co moglibyśmy w tej sytuacji zrobić, to podążyć drogą ekspertów PISM/OSW – zamknąć oczy, zatkać uszy i pozostając ślepymi na otaczający nas świat, krzyczeć o wszechmocnym, złym Putinie, który podpala świat. Z takim nastawieniem nie będą nas poważnie traktować ani sojusznicy w NATO (USA) ani Unii Europejskiej (Niemcy). A na któregoś z nich musimy się zdecydować.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.

Czytaj też:
Dr Jasina: Rosja nie chce budować partnerskich relacji z Polską

Zobacz poprzednie teksty z cyklu "Taki Mamy Klimat":

Czytaj też:
Schetynie nikt nie wybaczy
Czytaj też:
"Jarosław" znaczy wszystko

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także