Rzecz prawdziwie niepospolita
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Rzecz prawdziwie niepospolita

Dodano: 
Niepospolita
Niepospolita
„Niepospolita” to film, który ukazuje, co nam skradziono 1 września 1939 roku. Tak – właśnie skradziono. Zabierając odradzającemu się państwu szansę na przyszłość, zaprzepaszczono nieprawdopodobny potencjał, jaki tkwił w pokoleniu II RP.

Film „Niepospolita” w reżyserii Tomasza Dobosza opowiada historię najpopularniejszego przedwojennego polskiego pisarza Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, który wraz z asystentką Dianą wyrusza w podróż po Polsce, aby zrobić reportaż o ludziach sukcesu II RP. Oczywiście sama historia jest fikcyjna i służy jedynie za pretekst do ukazania tego, czym odrodzona Polska była oraz tego czym być mogła, gdyby nie kataklizm II wojny światowej.

Film prezentuje wybitne postaci, które wzięły udział w odbudowie państwa po ponad wieku zaborów. Budowa Gdyni, wydawany w rekordowym nakładzie (niemal milion egzemplarzy!) przez ks. Maksymiliana Kolbe miesięcznik „Rycerz Niepokalanej”, słynna Luxtorpeda czy fabryka Wedla – te wszystkie symbole odrodzonego państwa widzimy w „Niepospolitej”, ale – co istotne – żaden z nich nie „kradnie” filmu. One wszystkie „orbitują” gdzieś na obrzeżach samej historii. Czasami jest im poświęcona oddzielna scena jak w przypadku redakcji „Rycerza Niepokalanej”, innym znowuż razem jest jedynie lekkie zasygnalizowanie tematu, jak choćby w przypadku Luxtorpedy, gdy prowadząca samochód Diana ściga się z Dołęgą-Mostowiczem, który podróżuje pociągiem. O tym, że jest to właśnie słynna Luxtorpeda dowiadujemy się za pomocą krótkiego, trwającego dosłownie sekundę, najazdu kamery na plakat reklamujący nowoczesne pociągi.

Dwie wizje patriotyzmu

„Niepospolita” to, oczywiście, film o patriotyzmie. Film o roli jednostki w narodzie i poświęceniu dla wspólnoty. Za pomocą przyjętej formuły obraz ukazuje, że indywidualizm i sukces osobisty nie wyklucza troski o dobro wspólne. Wprost przeciwnie – wspólnota narodowa oraz aktywizm jednostki powinny być ze sobą złączone. Słynne osobistości, które obserwujemy w filmie, nie były przecież oderwane od polskiego życia. Ich sukcesy były powiązane z sukcesami kraju. Ukazanie tego związku w tak zgrabny sposób w czasach gdy interes jednostki jest przez tzw. postępowe nurty nagminnie przeciwstawiany wspólnocie, należy uznać za wielki walor „Niepospolitej”.

W „Niepospolitej” zostają zestawione ze sobą dwie wizje patriotyzmu. Pierwsza jest reprezentowana przez postać graną przez Marka Siudyma, gdzie związek z Ojczyzną jest zobrazowany za pomocą historii milionera, który decyduje się zapisać cały majątek nie swoim spadkobiercom ale państwu (wszak to wizja bardzo bliska filozofii politycznej będącej wówczas u władzy Sanacji). Drugi rodzaj patriotyzmu jest zogniskowany w osobie olimpijczyka Janusza Kusocińskiego, który zapytany o swój sukces sportowy odpowiada w prostych i szczerych słowach o miłości do kraju. Dołęga-Mostowicz dopytuje lekkoatletę, czemu ten mimo ran na stopach nie odpuścił biegu. – W sporcie jak w miłości, albo się daje z siebie wszystko albo nic. Jak się ma tego orzełka, to głupio nie wygrać, kiedy można – odpowiada Kusociński.

Jeżeli mamy tutaj patriotyzm „państwowy” oraz „obywatelski”, to „Niepospolita” nie faworyzuje i nie potępia żadnego z nich. Film nie daje takich prostych odpowiedzi, bo i nie taka jest przecież jego rola. Nie jest to wszak rozprawa filozoficzna, a film fabularny. Tylko tyle i aż tyle. Obraz w zgrabny sposób prezentuje dwie odmienne wizje i pozwala widzom zdecydować. Ten styl opowiadania historii za pomocą niedopowiedzeń, za pomocą pozostawienia dla widza miejsca, aby ten musiał się zaangażować w historię, stanowi niezaprzeczalny walor filmu.

Bez patosu

Rzeczą wartą podkreślenia jest fakt, że obraz unika charakterystycznego dla współczesnego kina patosu. Całość można było opowiedzieć w sposób prosty i łopatologiczny – dokładnie taki, jaki niestety często obserwujemy w popkulturze. Twórcy jednak nie poszli drogą na skróty. Film, mówiący o rzeczach wszak najważniejszych, unika podniosłego tonu. „Niepospolita” nie boi się humoru, nie boi się porozumiewawczo „mrugnąć” do widza, kiedy jest ku temu okazja; mówiąc wprost – szanuje swojego odbiorcę i nie traktuje go jak głupca, któremu trzeba zaserwować najprostszy przekaz w obawie, że nie zrozumie przesłania.

Niewątpliwym atutem jest też dystans z jakim twórcy potraktowali swoich bohaterów (np. humorystyczny sposób przedstawienia postaci Dołęgi-Mostowicza jako „playboya i bon vivanta”) czy sam format filmu (np. anachronizm muzyczny zastosowany w niektórych scenach). Na uwagę zasługują również piękne zdjęcia Marcina Magiery, które stanowią niezaprzeczalną ozdobę „Niepospolitej”.

Stracone szanse

Kruche, niewinne uczucie rodzące się między Tadeuszem i Dianą symbolizuje losy II RP. Już Frédéric Bastiat w swoim słynnym eseju „Co widać, czego nie widać” podkreślał, aby oceniając dane zdarzenie zwracać uwagę nie tylko na skutki bezpośrednie, ale również na te konsekwencje, które w wyniku danego zdarzenia NIE zaistniały, gdyż dla ogólnej oceny sytuacji są one równie ważne jak skutki dostrzegalne. I tenże model został w doskonały sposób wykorzystany przez twórców „Niepospolitej”. Nigdy nie dowiemy się, jak potoczyłoby się życie tej dwójki, nie poznamy ich dorobku, dzieci. Życie naszych bohaterów zostaje brutalnie przerwane przez niemieckiego najeźdźcę. Widzimy co stracili, ale nie widzimy tego, co mogłoby się stać, gdyby ich losy nie zostały rozdzielone przez koszmar wojny. Ich uczucie zaczyna dopiero kiełkować, co by z niego wyrosło – to pozostaje w sferze domysłów.

Przez pryzmat tej dwójki widzimy losy odrodzonej Rzeczpospolitej, która podnosząc się po wieku niewoli, zostaje gwałtem rozbita i ponownie wtrącona w kajdany zaborców. Jesteśmy świadkami tego, co udało się osiągnąć, ale przede wszystkim dostajemy zarys tego, co zostało utracone. Sześć milionów Polaków utraciło życie, państwo utraciło niepodległość, przepadł materialny dorobek całych pokoleń. Ale także coś więcej. Twórcy pokazują perspektywy, jakie rozciągały się przed młodym państwem, a które mu brutalnie odebrano. Widzimy niezwykły (niepospolity) potencjał, jaki tkwił w tamtym pokoleniu. Czym byłaby odrodzona Polska, gdyby nie hekatomba II wojny światowej, gdyby nie wymordowane elity, zmarnowane szansy, straty sięgające 15 bilionów dolarów oraz 6 lat okupacji niemiecko-radzieckiej, a następnie 45 lat moskiewskiej dominacji… Te dręczące pytania, na które przecież nigdy nie uzyskamy odpowiedzi, są fundamentem, na którym stworzono „Niepospolitą”.

Czytaj też:
Premiera filmu "Niepospolita". II RP jakiej nie znamy

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także