• Piotr GociekAutor:Piotr Gociek

Sny narodów

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Jest tylko jedna moneta, którą można zapłacić za wolność – to krew bohaterów” – przypomina ateński wódz Temistokles, bohater filmu „300: Początek imperium”. Także dziś są narody, które to rozumieją. Czy są wśród nich Polacy?

Niewielu nowych rzeczy można się dowiedzieć z filmu „300: Początek imperium”. To rozszerzenie, dopełnienie kasowego przeboju Zacka Snydera „300” – filmu, który kilka lat temu zachwycał wizualnym nowatorstwem, ale którego dokonania na tym polu szybko zostały skopiowane i rozmienione na drobne w kolejnych produkcjach przez pasożyta znanego powszechnie jako Hollywood.

Hiperrealistyczny, a jednocześnie cudownie fantastyczny film „300” z 2006 r. powstał na podstawie powieści graficznej Franka Millera. Dzieło tegoż samego wizjonera komiksu („Kserkses”) stało się podstawą „300: Początku imperium”. Pierwszy film był opowieścią o obronie wąwozu Termopile przez króla Leonidasa i jego 300 Spartan, a jednocześnie mocną metaforą: historią walki ludzi wolnych i równych sobie przeciw mocarstwu opartemu na wyzysku oraz niewolnictwie. Jakże szybko zmieniają się konteksty: wtedy „Gazeta Wyborcza” z lubością cytowała opinie zachodnich lewaków, którzy oskarżali twórców o rasizm. Szło o to, że odczytywano walkę Spartan z Persami jako metaforę walki Ameryki z muzułmanami. Dzisiaj ta sama „Wyborcza” doszukuje się w nowym filmie aluzji do imperium zła Putina atakującego Krym i wezwania Zachodu do jedności w obronie wolności przed tyranem.

„300: Początek imperium” powraca do bitwy pod Maratonem, objaśnia, jak Kserkses (Rodrigo Santoro) objął tron, wprowadza też na scenę jego mentorkę i generała – Artemizję (Eva Green). Potem dowiadujemy się, co się działo w Atenach, gdy Leonidas wyruszał w swój ostatni bój, czyli jak wódz Temistokles (Sullivan Stapleton) próbował zbudować koalicję miast-państw, by stawić czoła potężnemu wrogowi. A jako że losy tej wojny rozstrzygną się na morzu, ujrzymy na ekranie imponujące wizualnie starcia okrętów pod Salaminą. (…)

Całość recenzji opublikowana jest w 12/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także