Holokaust Irlandczyków

Holokaust Irlandczyków

Dodano: 
Angielscy żołnierze atakują irlandzką wioskę. Ilustracja z "The Image of Irelande, with a Discoverie of Woodkarne", książki z 1581 roku opisującej podbój Irlandii
Angielscy żołnierze atakują irlandzką wioskę. Ilustracja z "The Image of Irelande, with a Discoverie of Woodkarne", książki z 1581 roku opisującej podbój IrlandiiŹródło:Wikimedia Commons
Wilki rozmnożyły się tak, że płacono 5 funtów za łeb. Tyle samo Anglicy płacili za głowę księdza. Za głowę biskupa – dwa razy więcej .

Jakub Ostromęcki

W powszechnym mniemaniu najkrwawszym konfliktem nowożytnej Europy przed XX w. była wojna trzydziestoletnia, która w państwach niemieckich pochłonęła od 25 do 40 proc. populacji. Jednak w tym samym czasie Anglicy dokonywali podobnych rzezi w Irlandii, z tą różnicą, iż nie zajmowało im to 30 lat, a kilka. Postępowanie wobec podbitych było tu nacechowane rzadką jak na ową epokę nienawiścią na tle narodowościowym. Francuski historyk epoki Fernand Braudel pisał: „Irlandczycy byli wrogami, pogardzanymi i wzbudzającymi jednocześnie strach dzikusami. Konsekwencją było wzajemne niezrozumienie, arogancja najeźdźców i koszmary, których potworny katalog nie potrzebuje dodatkowych objaśnień. Były wszak opisywane ze szczerością i klarownością przez samych kronikarzy brytyjskich”.

Od XII w. Irlandia była pod lennym zwierzchnictwem Plantagenetów (Lordship of Ireland). Dla władców Anglii, pochłoniętych walką o francuską koronę, a potem wojną Dwóch Róż, sąsiednia wyspa stanowiła drugorzędny łup. Pierwsze stulecia anglonormandzkiej kolonizacji Irlandii nie należały zatem do udanych. W XII i XIII w. osadnicy momentalnie asymilowali się z miejscową ludnością, przejmując jej język i kulturę. Jednakowoż władze już w tamtym czasie prowadziły politykę odczłowieczania miejscowych. Walijski duchowny Giraldus Cambrensis zwany Geraldem z Walii w swojej „Historii i topografii Irlandii” zarzucił Irlandczykom bluźnierstwo, lenistwo, zdradę, kazirodztwo i kanibalizm. W 1278 r. dwóch świeżo przybyłych Anglonormanów zostało oskarżonych o gwałt na niejakiej Margaret O’Rorke. Uniewinniono ich, „gdyż rzeczona Margaret była Irlandką”.

Krwawy Gilbert

W XVI w. – wraz z panowaniem Tudorów – Irlandia miała stać się celem masowej kolonizacji. Reformacja zaostrzyła nienawiść. Irlandczycy stali się od tej pory papistowskimi agentami godzącymi w opartą na kalwinizmie nową wiarę, knującymi z Hiszpanami i Francuzami.

Zwiększenie zakresu kolonizacji obudziło opór miejscowych. W 1569 r. na południu wyspy wybuchła rebelia Desmondów. Wtedy to w Irlandii pojawił się Humphrey Gilbert. Był to 20-letni bitny potomek francuskich hugenotów, przyrodni brat angielskiego bohatera narodowego i korsarza w jednej osobie – Waltera Raleigha. We Francji jego przodkowie byli prześladowani z powodu swoich przekonań, zamierzał zemścić się więc na katolikach w Irlandii. Nosił naszyjnik zrobiony z uszu obciętych zabitym księżom katolickim. Jeńców nie brał. Królowa Elżbieta I, mając ewidentny pociąg do takich typów, w 1569 r. powierzyła mu dowództwo w zrewoltowanym hrabstwie Munster. Celem karnej ekspedycji było całkowite wyrugowanie Irlandczyków i przekazanie ziemi angielskim protestantom.

Zbrodnie Gilberta pod względem okrucieństwa przewyższały późniejsze cromwellowskie. Każda osada, która stawiała opór, była wycinana w pień. Sam chełpił się: „Zabijałem każdego, który przynależał, żywił, towarzyszył lub utrzymywał jakichkolwiek wyrzutków lub zdrajców”. Okaleczone głowy ofiar Gilbert kazał potem wbijać na piki i ustawiać w rzędach wzdłuż ścieżki prowadzącej do swojego namiotu. Według dowódcy widok głów ojców, braci, dzieci, krewnych i przyjaciół wprowadzał wśród przeciwników paraliżujący strach. „Terror szerzony pośród ludu skraca wojnę” – mawiał w duchu Machiavellego. W nagrodę za trwającą cztery lata pacyfikację Elżbieta pasowała rzeźnika na rycerza. Munster został złupiony. 30 tys. ludzi zmarło z głodu w wyniku zniszczenia plonów przez Anglików, a jak pisały „Kroniki 4 Mistrzów”: „muczenie krowy czy gwizd oracza stały się rzadkością”.

Humphrey Gilbert, ok. 1584 r. Artysta nieznany

W 1579–1583 w Munster wybuchła kolejna rebelia. Tym razem do jej stłumienia wysłano Arthura Greya. Był on w porównaniu z Gilbertem prawdziwym humanistą – ograniczył się do egzekucji katolickich jeńców (którym wcześniej obiecał życie) z kontyngentu przysłanego z Hiszpanii i krajów włoskich. W egzekucjach brał udział ulubieniec królowej – Walter Raleigh, a obserwował je słynny poeta Edmund Spenser, który potem osiadł na zagrabionych powstańcom dobrach. W swoich listach o stanie państwa ukazywał nędzę Irlandczyków i przypadki kanibalizmu spowodowanego głodem. Zapytany jednak, co zrobić z Irlandczykami, odpowiedział: „Powinni zostać zagłodzeni, aż znikną z pola widzenia”.

Irlandzcy panowie zostali wyrugowani z Munster. Ich miejsce zajmowali protestanci sprowadzani z Anglii. Zakazano noszenia tradycyjnych strojów i śpiewania pradawnych pieśni. Skutki późniejszej wojny dziewięcioletniej (1594–1603) były jeszcze straszniejsze – z głodu umarło 100 tys. ludzi. Tudorowie odpowiadali za wpędzenie Irlandii w błędne koło przemocy. Wyrugowani z ziemi chłopi i posiadacze natychmiast przyłączali się do band rabunkowych, co powodowało wzrost niechęci ze strony Anglików i dalsze represje z jeszcze większą liczbą wysiedleń.

Biali niewolnicy

W latach 20. XVII w. pojawił się nowy pomysł na rozwiązanie kwestii irlandzkiej: kolonie na Karaibach i w Ameryce Północnej. Spauperyzowani chłopi zaczęli podpisywać z angielskimi przedsiębiorcami umowy, stając się tzw. sługami kontraktowymi. Po pięciu latach darmowej pracy na plantacji tytoniu lub trzciny cukrowej teoretycznie mieli możliwość dostania własnej ziemi. W rzeczywistości owe „kontrakty” były niczym więcej jak niewolnictwem. „Słudzy” nie mogli się z niego wycofać, a w zamorskich portach handlowano nimi tak samo jak Murzynami. Już w czasie „darmowego” rejsu przez Atlantyk umierało 20–30 proc. podróżnych stłoczonych w nieludzkich warunkach. Okres pańszczyzny był dłuższy od tego, jaki był nałożony na kryminalistów pochodzenia angielskiego czy szkockiego. Podobnie było z wywożeniem dzieci – angielskich i szkockich nie wolno było przewozić do kolonii, irlandzkie jak najbardziej.

Warunki pracy były koszmarne, kary drakońskie, śmiertelność wyższa niż wśród Murzynów. Biali, przyzwyczajeni do względnie łagodnego i deszczowego wyspiarskiego klimatu, nie mieli żadnej możliwości aklimatyzacji. Chaty musieli zbudować sobie sami. Na obiad dostawali ziemniaki, na kolację fasolę.

Richard Ligon, angielski rojalista, który pozbawiony fortuny wyjechał na Barbados, tak opisywał los owych sług: „Wyspa składa się z 3 rodzajów ludności. Purytańskich panów, sług i niewolników. Niewolnicy i ich potomstwo należą do pana na zawsze i są traktowani z większą opieką niż słudzy, który są pańscy tylko przez 5 lat. W związku z tym sługom wiedzie się najgorzej. Są bowiem posyłani do najcięższych prac, najgorszych chat, a ich dieta jest bardzo uboga. Jeśli narzekają, są bici przez ekonoma. Jeśli się opierają, ich czas służby ulega podwojeniu. Widziałem ekonoma, który bił sługę po głowie, aż tryskała krew, za przewinienie, o którym nie warto by nawet mówić. Sługa musiał znosić to cierpliwie, inaczej czekałby go los jeszcze gorszy. Widziałem takie okrucieństwa, których wydawało mi się, żaden chrześcijanin nie może zadać drugiemu”. Przykładowe kary wyglądały tak: za każde dwie godziny nieobecności w pracy – jeden dodatkowy rok. Za próbę ucieczki – trzy lata. Nielegalne potomstwo – trzy lata. Irlandczykom nie wolno było oczywiście odprawiać katolickich mszy, choć Francuzi i Hiszpanie mieli takie pozwolenie. Podróżujący na Barbados kupcy wspominali, że nawet Murzyni prezentowali się zdrowiej od irlandzkich sług.

„Oliver to imię przeklęte”

Owi nieszczęśnicy rekrutowani byli z osób pozbawionych ziemi i nie wolno było ich porywać. Lata 40. XVII w. zmieniły ten stan rzeczy. W 1641 r. wybuchło w Ulsterze kolejne irlandzkie powstanie, które tym razem zbiegło się z rewolucją i wojną domową w Anglii. Powstańcy od razu zaznaczyli, że to nie król Karol I Stuart jest ich wrogiem, lecz angielski parlament. Powstał zatem sojusz angielskich rojalistów, głównie anglikanów z Irlandczykami, przeciw parlamentowi zdominowanemu przez purytanów. Ulsterscy rebelianci nie byli aniołkami – w przeciągu roku wymordowali 4 tys. angielskich osadników, dalsze 8 tys. wypędzając. W 1649 r. Karol I został ścięty, co bardzo pogorszyło sytuację katolickiej Irlandii.

Angielscy żołnierze niosą głowy zabitych Irlandczyków. Ilustracja z "The Image of Irelande, with a Discoverie of Woodkarne", książki z 1581 roku opisującej podbój Irlandii

Zwycięzcy z obozu parlamentarnego prowadzili propagandę, która zwiększyła liczbę angielskich ofiar w Ulsterze do 100 tys., podsycając wśród purytańskich mas nienawiść do Irlandczyków. Na mocy specjalnej ustawy z 1642 r. zaciągnięte pożyczki parlament zamierzał spłacić, oferując bardzo tanio łącznie 2,5 mln akrów irlandzkiej ziemi tym wszystkim, którzy gotowi byli wesprzeć wojenny wysiłek Londynu. Była to wyspiarska wersja słynnej maksymy: „wojna wyżywi się sama”. Problem w tym, że ziemia ta cały czas była w rękach irlandzkich posiadaczy. Zadanie jej zdobycia powierzono Oliverowi Cromwellowi.

Cromwell wylądował w Dublinie w 1649 r. i od razu zabrał się do dzieła. Jego pierwszym łupem padło miasto Drogheda. Jeńcy zostali wymordowani. Księży i zakonników potraktowano jak walczących i podzielili los obrońców. Dowodzący twierdzą rojalista sir Arthur Aston został zatłuczony na śmierć przez żołdaków Cromwella swoją drewnianą protezą nożną. Najemnicy byli przekonani, że trzyma w niej złoto.

Lord protektor szybko uporał się z powstaniem. Zawdzięczał to nie tylko waleczności i karności swojej Armii Nowego Wzoru, ale także bezwzględnym represjom. Uczestnicy rebelii z 1641 r. zostali skazani na śmierć. Kto dołączył później, tego czekała konfiskata ziemi. Dawne oddawanie się w „służbę kontraktową” przez wyrugowanych przyjęło teraz kształt masowych deportacji. Powstańców, ich rodziny, osoby podejrzane wysyłano na Barbados. Cromwell wydawał specjalne licencje na wyłapywanie ludzi, głównie wokół Wexford, Waterford, Kinsale, Youghal i Cork. Kto miał cokolwiek wspólnego z powstaniem, tracił całą ziemię. Komu tego nie udowodniono – trzy czwarte, choćby za uporczywe trwanie przy katolicyzmie, przechowywanie księdza czy też – jak głosił jeden z przepisów Cromwella – za „brak przejawiania słusznej i niezmiennej postawy wobec interesów Republiki Anglii”. Kary dotknęły również nieuczestniczących w buntach. Katolicy mieli obowiązek przechodzić na protestantyzm. Jeśli tego nie uczynili, płacili grzywnę. Ci, którzy nie mieli środków na jej zapłacenie, byli przymusowo wcielani do „sług kontaktowych”. Podobnie traktowano osierocone dzieci i wdowy. Apogeum masowych deportacji przypadło na lata 1652–1653. Szczęściarzami byli Irlandczycy, którzy mogli przenieść się na jałowe pustkowia w Connacht za rzeką Shannon lub pozostać dzierżawcami u nowych angielskich panów.

W rejonach, w których podejrzewano lokalizację kryjówek powstańców, powstały strefy śmierci, gdzie każdego napotkanego Irlandczyka wieszano. Cromwell celowo niszczył plony, sprowadzając na Irlandię kolejną falę głodu. Charles George Walpole, XIX-wieczny historyk brytyjski, pisał: „Spustoszenie wyspy było całkowite. 1/3 ludności głodowała lub została skazana na wygnanie. Głód i zaraza dokończyły tego, co zaczął miecz. Pola leżały odłogiem. Nędzne resztki obdartej ludności były zmuszone żyć pośród padliny i ludzkich szczątków. Wilki rozmnożyły się nawet wokół Dublina, tak że płacono 5 funtów za łeb dorosłego osobnika”. Co ciekawe, identyczną kwotę wypłacano za głowę księdza. Głowy biskupów warte były dwa razy więcej.

Szacuje się, że w wyniku zarazy, deportacji, głodu i egzekucji mogło zginąć od 20 do 50 proc. populacji. W niewolę sprzedano 50 tys. „sług”. Katolikom zakazano osiedlania się w miastach. W 1640 r. w Irlandii 60 proc. ziemi należało do katolików. W 1657 r. liczba ta spadała do 8 proc. Wzrosła w czasie restauracji do 20 proc., by po Chwalebnej Rewolucji osiągnąć marne 5 proc.

***

Antyirlandzka propaganda oddziaływała również na kolonie na wschodnim wybrzeżu Ameryki. Miejscowe prawo Massachusetts z 1654 r. mówiło: „Sąd, mając na uwadze okrutny i złośliwy duch, jaki od czasu do czasu przejawia się w narodzie irlandzkim na szkodę narodu angielskiego, ogłasza niniejszym zakaz przywozu Irlandczyków pod karą 50 funtów”. Ci, którzy jakimś cudem tam przeniknęli, byli represjonowani przy byle okazji. W Bostonie w 1688 r. doszło do tajemniczych śmierci dzieci. Porządni obywatele kolonii od razu zorientowali się, że chodzi o czary. Winną okazała się, a jakże, katolicka praczka Anna Glover. Główną okolicznością obciążającą było to, że nie potrafiła wyrecytować „Ojcze nasz” po angielsku. Nikt nie przejął się Irlandką mówiącą w dawnym języku Celtów. Angielskiego nie rozumiała ni w ząb, a jedynym obcym językiem, w jakim potrafiła wyrecytować modlitwę, była łacina. Glover – wiedźma (papistowska co gorsza!) – została powieszona.

Represje w Irlandii osłabły w epoce restauracji w latach 60. i 70., by ponownie przybrać na sile po Chwalebnej Rewolucji w latach 1689–1691. To wtedy pod zarzutem zdrady bp Oliver Plunkett został skazany na publiczne poćwiartowanie i wypatroszenie. W XVIII w. naród irlandzki wszedł już pozbawiony warstwy posiadaczy. W XIX w. czekała go jeszcze jedna, ostatnia już hekatomba – zaraza ziemniaczana.

Artykuł został opublikowany w 1/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.