Piekło w gettach. Żydowscy policjanci ofiarami czy sprawcami?
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Piekło w gettach. Żydowscy policjanci ofiarami czy sprawcami?

Dodano: 
Rys. Krzysztof Wyrzykowski
Rys. Krzysztof Wyrzykowski 
Część żydowskich policjantów z getta postępowała wobec swoich rodaków brutalnie i okrutnie. Jednak wielu potrafiło zachować ludzką przyzwoitość

Ulicą Pawią pędzi riksza. Prowadzący ją mężczyzna pedałuje z całych sił. Na siedzeniu dwoje pasażerów. Żydowski policjant w okrągłej czapce szarpie się z sześcioletnią dziewczynką w zielonym płaszczyku. Dziecko głośno płacze i składa rączki w błagalnym geście. – Ja wiem, że pan jest dobry – mówi przez łzy. – Niech pan mnie nie zabiera. Moja mamusia wyszła na chwilę. Zaraz wróci i mnie nie będzie, niech mnie pan nie zabiera. Policjant jest jednak niewzruszony. Mocno trzyma dziecko i pogania rikszarza: – Szybciej, szybciej! Na Umschlagplatz! Wkrótce na tej samej ulicy pojawia się półprzytomna kobieta. Rozczochrane włosy, szaleństwo w oczach, wyciągnięte do nieba ręce. Pędzi środkiem jezdni w ślad za rikszą i krzyczy rozpaczliwie: – Moje dziecko! Gdzie jest moje dziecko?!

Scenę tę w sierpniu 1942 r. – podczas wielkiej akcji deportacyjnej – widziała z okna pewna żydowska kobieta. Opisała ją w anonimowej relacji, która po latach została opublikowana w opracowanym przez Michała Grynberga tomie „Pamiętniki z getta warszawskiego”.

Nie zapomnę krzyku tej małej dziewczynki w zielonym płaszczyku – napisała autorka. – Lament, który mógłby nawet wzruszyć serce potwora, nie trafił do policjanta. Wykonywał on z zimną krwią swój obowiązek. Policja żydowska przejęła szybko niemieckie metody. Krzyczała i biła. Z okien pewnego domu na Nalewkach widziałam tłum kobiet i dzieci pędzonych przez paru policjantów. Ileż łez i rozpaczy, a ile przy tym razów, które spadały na karki kobiet i główki małych dzieci. Dobrze mi ten widok utkwił w głowie.

Podobne widoki utkwiły w głowach tysięcy innych mieszkańców getta. Opisy okrucieństw i podłości funkcjonariuszy Służby Porządkowej można znaleźć niemal we wszystkich pamiętnikach i relacjach pozostawionych przez mieszkańców warszawskiej dzielnicy zamkniętej. Sprawiły one, że postrzeganie tej formacji jest niezwykle negatywne. Powszechnie uważa się, że policja z getta warszawskiego był wyjątkowo zdemoralizowaną i groźną formacją kolaborancką. Rzeczywistość – jak to zwykle bywa – była jednak bardziej skomplikowana.

Silni wśród słabych

Żydowska Służba Porządkowa – Jüdischer Ordnungsdienst – powołana została jesienią 1940 r. Przewodniczący Judenratu Adam Czerniaków chciał, aby była to profesjonalna, zdyscyplinowana służba policyjna oparta na przedwojennych wzorcach. Dlatego na czele Ordnungsdienst postawił płk. Józefa Szeryńskiego. Był to zawodowy oficer Policji Polskiej, który dla kariery przeszedł przed wojną na katolicyzm i zmienił nazwisko. Wcześniej nazywał się Szynkman. W 1939 r. Szeryński pełnił funkcję zastępcy komendanta wojewódzkiego w Lublinie. Uznawany był za zawodowca. Dzielnica żydowska została podzielona na sześć rejonów, w których służyć miało w sumie ok. 1,7 tys. policjantów – odemanów, jak ich nazywano. Żydowscy przywódcy zdawali sobie sprawę, że funkcjonariusze ŻSP będą narażeni na niezwykle silne pokusy. Dlatego dołożyli wszelkich starań, aby do szeregów policji dostał się najbardziej światły i kulturalny element. Kandydatom postawiono wysokie wymagania:

wiek – 21–40 lat,

wzrost – minimum 170 cm,

waga – minimum 60 kg,

wykształcenie – co najmniej sześć klas szkoły powszechnej, odbyta zasadnicza służba w Wojsku Polskim, biegła znajomość języka polskiego.

Czytaj też:
Najciemniejsze karty historii Francji. Zapomniane prześladowanie Żydów

Co jednak najważniejsze, przyszli policjanci musieli zaświadczyć, że nigdy nie byli karani, i musieli dostarczyć rekomendację od dwóch powszechnie szanowanych członków żydowskiej społeczności. Przywódcy Judenratu uznali, że przez tak gęste sito nie przecisną się szumowiny ani przestępcy. I rzeczywiście w szeregach Służby Porządkowej znalazło się wielu ludzi z elity. Młodych adwokatów, lekarzy, dziennikarzy, studentów, inżynierów – inteligentów i przedstawicieli wolnych zawodów.

Jeżeli rzeczywiście dobór ludzki był tak staranny, tak pieczołowity – pytał we wspomnieniach jeden z oficerów policji, Jan Mawult (Stanisław Gombiński) – czemu ci ludzie okazali się tak źli, czemu tyle złego wyrządzili ludności, czemu ich ludność tak gorąco nienawidziła? Niechaj czytelnik wstrzyma się ze swym sądem, niech naprzód te karty – a następnie tysiące innych, przeczyta, niech zaznajomi się z rzeczywistym stanem rzeczy w całej rozciągłości i wtedy niech spróbuje raz jeszcze, po raz setny, po raz tysięczny rozgryźć naszą rzeczywistość.

Upiornej rzeczywistości getta oczywiście nikt, kto nie był w nim więziony, rozgryźć nie zdoła. Można jednak pokusić się o odpowiedź na pytanie zadane przez Gombińskiego: Dlaczego miało być tak dobrze, a wyszło tak okropnie? Przyczyny były dwie – system i natura ludzka.

(...)

Jak system zaprojektowany przez Niemców skłaniał niektórych żydowskich policjantów do niemoralnego zachowania? Z jakich względów część funkcjonariuszy Żydowskiej Służby Porządkowej nie uległa demoralizacji? Jak wyglądały najbardziej spektakularne przykłady bohaterstwa wśród żydowskich policjantów?

Cały artykuł dostępny w najnowszym numerze "Historii Do Rzeczy"! Już w kioskach!

Artykuł jest fragmentem nowej książki Piotra Zychowicza „ŻYDZI 2. OPOWIEŚCI NIEPOPRAWNE POLITYCZNIE” (REBIS). Książka w sprzedaży od 27 listopada

Cały artykuł dostępny jest w 12/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.