Ziemkiewicz: Donald Tusk jest niewiarygodnym ślizgaczem. Nie chciał się nikomu narażać

Ziemkiewicz: Donald Tusk jest niewiarygodnym ślizgaczem. Nie chciał się nikomu narażać

Dodano: 
Rafał Ziemkiewicz, "Do Rzeczy"
Rafał Ziemkiewicz, "Do Rzeczy"Źródło:PAP / Paweł Supernak
– Donald Tusk wiedział i uciekał przed tym. Mnie to pasuje do całej postaci Tuska, który jest niewiarygodnym ślizgaczem, który rządził przez osiem lat, nie rządząc, bo wiedział, że przeskoczy gdzieś na wyższą funkcję unijną i nie będzie się nikomu narażał: ani Niemcom, ani Rosji, ani mafii. Wiedział i był w stanie sprawę zatrzymać – mówił w Polskim Radiu 24 publicysta „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz.

Ziemkiewicz zwrócił uwagę, że syn byłego premiera, Michał Tusk podczas komisji śledczej nie potrafił dokładnie wyjaśnić, czym się zajmował w OLT Express. – 5500 złotych za to, że wymyślał do jakiego miasta mógł samolot polecieć i jak prezes przemawiał, to poprawiał mu przemówienia. Jeśli komuś daje się pieniądze za nic, to sprawa jest podejrzana. Gdyby Tusk nazywał się Józef Bąk, to by nie znalazł tej pracy. Pytanie, czy on nie zdawał sobie sprawy, że jest synem premiera i stanowi łakomy kąsek dla cwaniaków? Wątpię – mówił.

Publicysta „Do Rzeczy” podkreślił, że z całą pewnością można powiedzieć, że Marcin P. był „słupem”, nad którym była potężna krysza. Jak dodał, zasadne jest pytanie, czy ograniczała się ona wyłącznie do Gdańska, który jawi się jako „polskie Palermo”. – Widać, że to jest totalne zblatowanie służb. To temat na całą książkę, co w tej fortecy sił rządzących się działo. Teraz wszyscy mają totalną amnezję. Nikt nic nie pamięta. Pytanie jest takie, czy to się ograniczało do miasta. Moim zdaniem ten interes był pomyślany na różnych liniach. Z jednej strony jest ciekawy wątek rosyjskiego złota, które się pojawiało. Duże podejrzenie jest, że chciano wyprać złoto. To by znaczyło, że wpięcia kryszy są wysokie. Pojawia się wątek przejęcia LOT-u – wyjaśniał.

Czytaj też:
Po przesłuchaniu Michała Tuska. Zobacz najlepsze memy i komentarze!

Byli funkcjonariusze SB? "Pod tym hasłem kryją się często zwykli bandyci"

Ziemkiewicz odniósł się także do informacji, że byli funkcjonariusze SB, UOP, wywiadu i kontrwywiadu założyli fundację, w ramach której oferują komercyjne wykorzystanie szpiegów do pracy. Publicysta „Do Rzeczy” przyznał, że ma pewne obawy, jeśli weźmie się pod uwagę słabość państwa, które przez 25 lat nie potrafiło odróżnić taksówkarzy od przewozu osób.

– To nie są byli funkcjonariusze SB, ale pod tym hasłem kryją się często zwykli bandyci. Nie chcę generalizować, ale służby państwa komunistycznego miały tyle wspólnego ze służbami zachodnimi, ile SS z normalną firmą ochroniarską. Było to państwo totalitarne, zbrodnicze, gdzie w latach 80. co najmniej 120 zostało zamordowanych przez tzw. nieznanych sprawców, którzy są w tym gronie poukrywani. Na tym polega niebezpieczeństwo, że wolna Polska nie potrafiła ich odróżnić. Oczywiście były weryfikacje, ale głównie po znajomości, że się za swoimi oficerami prowadzącymi wstawiały gwiazdy Okrągłego Stołu – mówił.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także