Jak odkładać pieniądze

Jak odkładać pieniądze

Dodano: 
Bezpieczne oszczędzanie
Bezpieczne oszczędzanie Źródło: Adobe Stock
Niemal dwa biliony złotych. Tyle według raportu NBP „Kwartalne rachunki finansowe” zaoszczędzili już Polacy. Z kolei w badaniu „Finansowy barometr ING” posiadanie oszczędności deklaruje już 69 proc. z nas. To najlepszy wynik w historii naszego kraju

Rekordowo niskie bezrobocie, przyspieszenie wzrostu płac, świetna sytuacja gospodarcza Polski oraz wypłata dodatkowych świadczeń socjalnych (m.in. „500+”) sprawiły, że Polacy stają się coraz zamożniejsi. To zaś przekłada się na oszczędności. Liczba osób, które deklarują ich posiadanie, w ciągu ostatnich dwóch lat wzrosła imponująco. Z przeprowadzonego w 2018 r. badania „Finansowy barometr ING” wynika bowiem, że odsetek posiadaczy jakichkolwiek oszczędności w 2017 r. wynosi 69 proc., czyli aż o ponad 20 punktów procentowych więcej niż dwa lata wcześniej. To wynik tylko nieznacznie niższy niż europejska średnia, która wynosi 70 proc.

Mniej niż jedną pensję odłożyło 11 proc. badanych (przeciętnie w Europie 18 proc.). Najwięcej, bo aż 31 proc., deklaruje, że ich oszczędności wynoszą równowartość od jednej do trzech pensji (średnio w Europie odsetek ten wynosi 27 proc.). Oszczędności wynoszące od czterokrotności do sześciokrotności miesięcznych dochodów ma 21 proc. Polaków (przeciętnie w Europie 18 proc.), a od 7 do 12 pensji odłożyło 18 proc. z badanych w Polsce (15 proc. w Europie). 19 proc. Polaków pochwaliło się zaś ankieterom, że ma odłożoną co najmniej 12-krotność miesięcznych dochodów (średnio w Europie: 22 proc.).

Niestety, z przytoczonego badania wynika, że Polacy nadal nie czerpią przyjemności z oszczędzania. Aż 62 proc. twierdzi, że pieniądze są po to, by je wydawać. 44 proc. mówi z kolei, że wydawanie pieniędzy na dłuższą metę przynosi im więcej satysfakcji niż oszczędzanie. To najwyższy odsetek spośród wszystkich krajów zgodnie z badaniem „Finansowy barometr ING”.

Wyniki raportu „Polak oszczędny. Dlaczego przechodzimy obojętnie obok zysków?” opracowanego przez BGŻ Optima pokazują z kolei, że choć Polacy zaczęli oszczędzać, to wciąż mają z tym duże trudności. Najczęściej wynikają one z tego, że ankietowani kierują się przekonaniami zamiast obiektywną wiedzą finansową, wybierają produkty, które są uważane za bezpieczne, ale bez zwracania uwagi na ich prawdziwą opłacalność, a także oszczędzają bez ustalonego planu, czyli odkładają nieregularne kwoty pochodzące z nadwyżek lub pieniędzy „ekstra”.

Mimo to, jak wynika z październikowego raportu Związku Banków Polskich, w ciągu ostatnich ośmiu lat oszczędności Polaków per capita zwiększyły się o ponad 70 proc. Mimo rosnącej skłonności Polaków do oszczędzania ZBP zwraca uwagę, że wciąż jest nam daleko do europejskiej czołówki. W Polsce stopa oszczędności (pula pieniędzy, którą oszczędzamy w zestawieniu z naszymi dochodami) wynosi bowiem ok. 2,5 proc., podczas gdy w Niemczech jest ona niemal cztery razy wyższa, w Holandii prawie sześć razy wyższa, a np. w Szwecji stopa oszczędności w 2017 r. osiągnęła poziom blisko 16 proc.

Również z danych Eurostatu wynika, że wciąż daleko nam do mistrzów oszczędzania. Polacy odkładają średnio 4,4 proc. dochodu (czyli zaledwie 44 zł z każdego zarobionego tysiąca), podczas gdy Szwedzi chomikują niemal 20 proc. swoich dochodów, Niemcy 17 proc., Francuzi 13,5 proc., a średnia unijna wynosi 10,8 proc. (12,2 proc. w strefie euro).

Grosz do grosza

Oszczędzanie to dobrowolne powstrzymywanie się od bieżącej konsumpcji w taki sposób, aby móc odłożyć nadwyżki finansowe i powiększyć swój majątek.

Oszczędności można podzielić na oszczędności przedsiębiorstw, rządów i gospodarstw domowych. Skupmy się na tych ostatnich. Wbrew pozorom odkładanie pieniędzy nie jest bowiem wcale takie trudne. Znane od dawna przysłowia, takie jak: „Grosz do grosza, a będzie kokosza”, „Człowiek biedny ceni sobie każdą złotówkę, bogaty każdy grosz”, „Oszczędzają bogaci i nam się opłaci” nie straciły nic na aktualności. Wciąż trafne jest też powiedzenie rzymskiego filozofa Seneki, który ponad dwa tysiące lat temu zauważył: „Za późno na oszczędzanie, kiedy widać dno”. Na nic tłumaczenie, że nie ma czego odkładać. Co więcej, osoby o niższych dochodach tym bardziej powinny odkładać nawet drobne kwoty, aby stworzyć sobie choćby niewielką poduszkę finansową. Nawet regularne odkładanie niewielkich sum, rzędu 50–100 zł, pozwoli na zebranie w ciągu roku kilkuset złotych oszczędności. Dzięki takiej rezerwie można pokryć nieprzewidziane wydatki – np. wizytę u lekarza specjalisty lub nagłą naprawę samochodu – bez konieczności zaciągania kredytów czy drogich i niebezpiecznych „chwilówek”.

Przykładowo, odkładając co miesiąc 100 zł na rachunek z oprocentowaniem 2 proc. i miesięczną kapitalizacją odsetek, po 10 latach na koncie będziemy już mieli 13 tys. zł (już po odliczeniu podatku od zysków kapitałowych), a po 20 latach – 28,3 tys. zł.

Niezależnie od osiąganych dochodów w oszczędzaniu najważniejsze są dyscyplina i systematyczność. Zalecanym przez wielu ekspertów rozwiązaniem jest odkładanie co najmniej 10 proc. miesięcznych dochodów oraz połowy wszelkich premii i dodatkowych wpływów.

Niektórym trudno jest choćby zacząć oszczędzać, a co dopiero odkładać coś miesiąc w miesiąc. Jest na to jednak kilka sposobów. Skoro najważniejszy jest nawyk oszczędzania, to trzeba pożegnać się z wymówkami, że pod koniec miesiąca po prostu nie ma co odłożyć. Jak? Gdy tylko dostajemy wypłatę, konkretną kwotę, np. 200 zł, odłóżmy od razu na konto oszczędnościowe lub np. na wybrany fundusz inwestycyjny. Wiele banków i instytucji finansowych proponuje specjalne programy regularnego oszczędzania lub dodatkowo premiuje osoby, które chcą systematycznie odkładać pieniądze (np. za pomocą premii pieniężnej, wyższego oprocentowania lokat czy zwolnienia z opłat za nabycie funduszu inwestycyjnego). Wówczas odpowiednia kwota może być automatycznie raz w miesiącu pobierana z naszego konta.

Budżet domowy potrafią zrujnować codzienne drobne wydatki, np. na kawę czy słodycze. David Bach, autor książki o tematyce finansowej, rozpowszechnił nawet pojęcie "czynnik latte"

Utrzymaniu dyscypliny w oszczędzaniu sprzyja również prowadzenie budżetu domowego. Czasem już samo spisanie wszystkich wydatków pozwala na wyeliminowanie niepotrzebnych comiesięcznych płatności, np. za siłownię, na której nie byliśmy od roku, lub za dodatkowy kanał telewizyjny, którego i tak nie mamy czasu oglądać.

W oszczędzaniu pieniędzy pomaga również zwykła lista zakupów – można ją zrobić na tradycyjnej kartce lub skorzystać z wielu bezpłatnych aplikacji na smartfony. Dzięki niej, chodząc po kolejnych alejkach supermarketu, nie kupimy mnóstwa produktów, które potem okażą się niepotrzebne. Według danych np. portalu Niemarnuje.pl ilość żywności marnowanej w gospodarstwach domowych na jednego mieszkańca w ciągu roku wynosi 110 kg w Wielkiej Brytanii, 108 kg we Włoszech, 99 kg we Francji, 82 kg w Niemczech i 52 kg w Polsce. Robiąc zakupy, warto też pilnować terminów przydatności do spożycia i realnie szacować swoje możliwości konsumpcyjne. Dzięki liście zakupów będziemy też mogli łatwiej uniknąć wpadnięcia w zastawiane w sklepach przez marketingowców pułapki, mające skłonić nas do nieplanowanego powiększenia zakupów – czy to poprzez zakup nowego produktu, czy poprzez kupno zbyt dużej ilości danego towaru.

Planowanie zakupów to tylko jeden ze sposobów na szukanie oszczędności. Drugi to ścisła kontrola wydatków. Pomóc może w niej np. okresowe zrezygnowanie z płatności kartami i zabieranie każdego dnia ściśle określonej kwoty gotówki. Wówczas nie grozi nam impulsywny zakup, bo po prostu nie będziemy w stanie za niego zapłacić.

Poza tym warto pamiętać, że domowy budżet zrujnować mogą nie tylko duże, niepotrzebne zakupy, lecz także drobne wydatki, które w skali miesiąca czy roku kosztują nas o wiele więcej, niż możemy sobie wyobrazić. David Bach, amerykański autor książek o tematyce finansowej, rozpowszechnił nawet pojęcie „czynnik latte”, nazywany też „współczynnikiem małej czarnej”. I chociaż niektóre elementy jego teorii wzbudzają kontrowersje, to ogólne założenie jest proste i słuszne: codzienna kawa, za którą w firmowym bufecie płacimy 8 zł, w skali miesiąca kosztuje nas już co najmniej 160 zł (8 zł x 20 dni), a w skali roku – 1920 zł. Rzecz jasna, nie chodzi tylko o kawę, ale wszystkie drobiazgi, na które regularnie niepotrzebnie wydajemy pieniądze. Mogą to być słodycze z pobliskiej cukierni, pakiety dodatkowych 200 kanałów w kablówce czy jednorazowe torby na zakupy (noszenie własnej może pozwolić zaoszczędzić od kilku do kilkunastu złotych miesięcznie), nie wspominając o kosztach środowiskowych. Być może warto też np. zrezygnować z telefonu stacjonarnego, skoro i tak każdy w rodzinie nosi przy sobie smartfon.

Oczywiście część osób odpowie wówczas, że życie jest zbyt krótkie, aby odmawiać sobie przyjemności kosztujących kilka–kilkanaście złotych. Zaskakująco często stwierdzenie to używane jest właśnie dla usprawiedliwienia rozrzutności. O wiele rzadziej słyszymy przecież: „Życie jest zbyt krótkie, więc zamiast oglądać telewizję, poczytam dobrą książkę” czy „Życie jest zbyt krótkie, więc będę więcej czasu spędzał z rodziną”. Żeby uświadomić sobie, jak dużo pieniędzy niepotrzebnie wydajemy, warto przez miesiąc lub dwa zapisywać dokładnie każdy zakup. Wówczas zobaczymy dokładnie, ile pieniędzy wyrzucamy w błoto.

Prostym i przyjemnym sposobem jest też codzienne odkładanie do skarbonki, słoika lub szuflady dokładnie takiej kwoty, jaką danego dnia wydalibyśmy na pączka czy kawę. Gdy po miesiącu sprawdzimy, ile się uzbierało, będziemy mieli miłą niespodziankę.

Aby mieć więcej motywacji do odkładania pieniędzy, warto pamiętać, że pieniądze nie są celem samym w sobie, lecz są doskonałym środkiem do realizacji innych planów. Poza odkładaniem pieniędzy na „czarną godzinę” – co zapewnia spokój ducha – dużo satysfakcji dać może oszczędzanie na spełnienie konkretnych marzeń: kupno nowego telewizora lub smartfona, egzotyczne wakacje czy remont mieszkania. Oszczędzanie na taki cel jest korzystniejsze niż wzięcie kredytu czy pożyczki. Od nadwyżek finansowych bank wypłaci nam odsetki, a jeśli na realizację marzeń weźmiemy kredyt, wówczas my będziemy musieli zapłacić instytucji finansowej za pożyczenie pieniędzy.

Oszczędzając, warto pomyśleć też o celach długoterminowych, takich jak zakup nowego samochodu, budowa domu czy utworzenie własnego funduszu na późniejszą edukację dzieci. Dla własnego spokoju i komfortu warto też już w młodym wieku zacząć oszczędzać choćby niewielkie kwoty z myślą o solidnym dodatku do wypłacanej przez ZUS emerytury. Korzystając z procentu składanego (sposób oprocentowania wkładu pieniężnego polegający na tym, że odsetki za dany okres oprocentowania są doliczane do wkładu i w ten sposób „składają się” na wypracowany zysk w następnym okresie), po latach można zgromadzić spory kapitał. W Internecie są dziesiątki darmowych kalkulatorów oszczędzania, które pozwolą łatwo wyliczyć, jak duży kapitał uda się zgromadzić, odkładając systematycznie z góry ustaloną kwotę przy określonym oprocentowaniu.

„Skarpeta” się nie opłaca

Polacy są narodem, który nadal bardzo dużo pieniędzy przechowuje w domowej „skarpecie” – poza bankami i innymi instytucjami finansowymi. Według danych NBP opublikowanych w raporcie „Kwartalne rachunki finansowe” na koniec II kw. 2018 r. Polacy mieli w gotówce aż 189,7 mld zł (9,5 proc. wszystkich środków).

Warto jednak pamiętać, że trzymanie pieniędzy w „skarpecie” nie ma sensu. Po pierwsze dlatego, że inflacja – nawet jeśli jest niska – pożera część odłożonych środków, z miesiąca na miesiąc i z roku na rok za przechowywane w ten sposób pieniądze możemy bowiem kupić coraz mniej.

Po drugie, ryzyko rabunku lub kradzieży pieniędzy zgromadzonych na kontach jest o wiele niższe niż wówczas, gdy trzymamy je pod materacem, w bieliźniarce czy ukryte w książkach. Pieniądze złożone w bankach są gwarantowane przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny (w całości do równowartości 100 tys. euro, czyli obecnie do ok. 430 tys. zł). Aby uchronić się przed inflacją, nie powinniśmy jednak robić bankierom prezentów i pozwalać, aby nasze ciężko zarobione pieniądze bezczynnie leżały na nieoprocentowanych kontach. Jak podaje NBP we wspomnianym raporcie, na zazwyczaj nieoprocentowanych rachunkach bieżących pod koniec II kw. 2018 r. leżakowało aż 481 mld zł. Lepiej zmusić je do pracy. Zwłaszcza że wiele banków oferuje bezpłatne prowadzenie kont oszczędnościowych, na których oprocentowanie waha się od 0,1 do 3,9 proc. rocznie. Gdyby odłożoną przez Polaków gotówkę oraz pieniądze trzymane na nieoprocentowanych rachunkach ulokować chociaż na 1,5 proc. rocznie, po roku uzyskalibyśmy ponad 10 mld zł odsetek.

Oszczędzanie a inwestowanie

Aby pieniądze zaczęły pracować, można np. ulokować je w banku. Na oprocentowanych depozytach według wspomnianego raportu NBP Polacy trzymają 301 mld zł. Wybierając termin lokaty, pamiętajmy również o ryzyku stopy procentowej. Trzeba więc dobrze przemyśleć, czy warto założyć lokatę 12-miesięczną, jeśli istnieje prawdopodobieństwo szybkich podwyżek stóp procentowych. Może się bowiem okazać, że z pozoru atrakcyjnie oprocentowana lokata po trzech–sześciu miesiącach będzie już jedną z gorszych ofert na rynku. Zyski z lokaty mogą zaś zostać „zjedzone” przez nadmierny wzrost cen wynikający z wysokiej inflacji. Sposobem oszczędzania obarczonym bardzo niskim ryzykiem jest też indywidualny zakup obligacji rządowych. W ten sposób możemy starać się zabezpieczyć przed inflacją realną wartość naszych pieniędzy.

Jeśli nie wystarcza nam ochrona tego, co już mamy, i chcielibyśmy zmusić pieniądze do cięższej pracy, to można je zainwestować. Inwestycja może przynieść duże zyski, ale wiąże się z ryzykiem. Zyski mogą pojawić się dopiero po wielu latach. Inwestycja może się też zakończyć stratą, czyli uszczupleniem majątku lub nawet utratą całego zainwestowanego kapitału. Inwestować można, np. kupując akcje, nieruchomości lub dzieła sztuki. Myśląc o pomnażaniu pieniędzy, trzeba się również dobrze zastanowić nad horyzontem czasowym inwestycji, aby nie okazało się, że będziemy musieli nagle wycofać kapitał i sprzedać akcje czy nieruchomości ze stratą zamiast z zyskiem.

Szczegółowo o sposobach oszczędzania i inwestowania pisać będziemy w kolejnych odcinkach cyklu.

Jan Pieniążek

Kluczowe terminy:

Inflacja – tempo, w jakim w danym okresie rosną przeciętne ceny w gospodarce. Wyrażana jest w procentach. Dla przykładu: wskaźnik cen i usług konsumpcyjnych (inflacja CPI) w listopadzie 2018 r. wyniósł 1,3 proc. rok do roku, wobec 1,8 proc. rok do roku w październiku. W praktyce inflacja sprawia, że oszczędności z czasem tracą na wartości. Za tysiąc złotych za rok będzie można kupić mniej niż za taką samą kwotę dzisiaj. Właśnie dlatego z inflacją wiąże się spadek siły nabywczej pieniądza.

Ryzyko stopy procentowej – wynika z tego, że oprocentowanie lokat i kredytów jest zmienne i zależy od stóp procentowych ogłaszanych przez Radę Polityki Pieniężnej, która za pomocą zmian w wysokości stóp wpływa na krajową gospodarkę, stabilizując inflację na poziomie bliskim celu inflacyjnego.

Ryzyko inwestycyjne – ryzyko, że stopa zwrotu z inwestycji będzie się różnić od stopy zwrotu oczekiwanej przez inwestora. Obarczona nim jest każda inwestycja. W zależności od aktywów, w które lokowane są środki, w grę wchodzić może ryzyko inflacji, ryzyko walutowe czy też ryzyko polityczne (dotyczące np. podwyżek podatków, zmian regulacji etc.). Świadomość skali podejmowanego ryzyka jest więc kluczowa przy podejmowaniu decyzji o zainwestowaniu kapitału

Artykuł został opublikowany w 5/2019 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także