Jagnie Marczułajtis-Walczak świat zawalił się trzy lata temu, kiedy lekarze postawili diagnozę w sprawie jej trzeciego dziecka, Andrzejka. Poinformowali ją, że chłopiec cierpi na nieuleczalną wadę mózgu. Trzy czwarte jego głowy jest zdeformowane.
– Tak się w tym wszystkim załamałam, że miałam ogromną depresję – powiedziała w rozmowie z "SE" Marczułajtis-Walczak. Posłanka PO zadawała sobie pytanie, dlaczego takie nieszczęście spotkało właśnie ją i jej synka. Cios był tak silny, że wywołał w jej życiu prawdziwy koszmar.
– Całą zimę jeździłam z dzieckiem od lekarza do lekarza. Jeżdżąc patrzyłam tylko z jakiego mostu zjechać, albo jak to zrobić żeby się zabić razem z tym dzieckiem, żeby po prostu już nie cierpiał on i ja… – przyznała. Na prostą wyszła dopiero po półtora roku dzięki wsparciu ze strony matek, które borykały się z podobnymi problemami.
Posłanka pogodziła się z losem dziecka, którego rokowania wciąż nie wyglądają dobrze. W rozmowie z "SE" zapewniła, że nie boi się oskarżeń po mocnych słowach, jakie padły w wywiadzie.
– Popularność zobowiązuje mnie do tego, żeby pokazać innym matkom, że dzieci niepełnosprawne są wśród polityków, gwiazd, ludzi i zamożnych i biednych, wśród takich, którzy na co dzień wydają się szczęśliwi – podkreśliła.