6 grudnia Angela Merkel odwiedziła niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz. Z lotniska w Pyrzowicach do oddalonego o około 60 kilometrów Oświęcimia kanclerz transportowała Służba Ochrony Państwa. Do incydentu miało dojść w trakcie przejazdu kolumny.
"Według naszych informacji ze źródeł zbliżonych do SOP funkcjonariusze tej służby zatrzymali kolumnę Merkel na trasie i przesadzili kanclerz Niemiec z opancerzonej limuzyny do innego samochodu" – informuje portal TVN24.
Dziennikarze serwisu ustalili, że niedoświadczony kierowca, który jechał z Merkel, wpadł w panikę po tym, jak samochód miał chwilowe problemy z mocą. Prawdopodobnie przypadkowo ustawił w komputerze pokładowym limit prędkości.
– Auto zostało potem sprawdzone. Nie było żadnej awarii. Przesadzenie VIP-a tej rangi co kanclerz Niemiec do innego samochodu to karygodny błąd – uważa informator TVN24.
Za kierownicą limuzyny Merkel miał siedzieć Piotr K. To funkcjonariusz z dużym stażem w SOP i BOR, który jako kierowca służy jednak od niedawna. Wcześniej był pirotechnikiem – czytamy.
Informatorzy portalu twierdzą, że szefostwo Służby Ochrony Państwa, tłumacząc incydent z kanclerz Niemiec w MSWiA, trzymało się wersji o awarii.
Rzecznik SOP nie odpowiedział na pytania TVN24, zasłaniając się tajemnicą.
Czytaj też:
Oburzenie w niemieckiej prasie. "Hańba", "katastrofa"