Pytany, dlaczego pokaz "Wołynia" w Kijowie odwołano po naciskach ukraińskiego MSZ, Deszczyca tłumaczył, że obawiano się protestów. – W internecie, w Facebooku można zobaczyć reakcje negatywne, także organizacje, które się nie zgadzają z wizją Smarzowskiego o Wołyniu, na pewno mogłyby jakieś protesty organizować – przekonywał, zapewniając, że kolejne terminy pokazania filmu są w tej chwili omawianie.
Ambasador przyznał na antenie Radia ZET, że sceny z "Wołynia" go zszokowały. – Ten film jest antynacjonalistyczny, antyradykalny, nie do końca antyukraiński. Brakuje mi tam przeciętnego Ukraińca, których było 90 proc. Część walczyła, część pomagała Polakom – ocenił Deszczyca. Jego zdaniem obraz Smarzowskiego na pewno wywoła dyskusję i sprowokuje do debaty o przeszłości.
Jak tłumaczył, podjęta przez polski Senat uchwała upamiętniająca rzeź Polaków na Kresach oburzyła ukraiński parlament ze względu na użyte w niej określenie "ludobójstwo". – Nie zgadzamy się z terminem ludobójstwo, ponieważ jeżeli chodzi o politykę państwa ukraińskiego wobec Polaków, to nie było państwa ukraińskiego w latach 40. (…) była organizacja, która walczyła. Walczyła nie tylko z Polakami, może nawet mniej z Polakami, walczyła z radziecką i niemiecką okupacją – oświadczył Deszczyca.
dmc/Radio ZET