Ostry stan chorobowy ks. Bochyńskiego
  • Marek MagierowskiAutor:Marek Magierowski

Ostry stan chorobowy ks. Bochyńskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ostry stan chorobowy ks. Bochyńskiego
Ostry stan chorobowy ks. Bochyńskiego

Wyciąganie kasztanów z ognia w imieniu kościelnych hierarchów stało się w ostatnich tygodniach zadaniem nader uciążliwym.

Marek Magierowski

Gdzie ucho przyłożyć, tam można usłyszeć jakiegoś błyskotliwego duchownego, który w przypływie elokwencji wypowiada się na temat pedofilii w Kościele. I czyni to, ujmując rzecz delikatnie, w niezbyt zgrabny sposób. A ujmując rzecz niedelikatnie - opowiada rzeczy, przy których włosy stają dęba, a dłoń w geście rozpaczy sama wędruje w stronę czoła.

Wtedy my, prawicowi, ultrakatoliccy ciemnogrodzianie rzucamy się, aby... nie, nie usprawiedliwiać, tłumaczyć i bronić tego czy innego biskupa, bo niektórych zachowań i niektórych słów bronić się już nie da. Teraz rzucamy się już wyłącznie na ratunek zdrowemu rozsądkowi.

Bohaterem kolejnego skandalu jest ks. doktor Ireneusz Bochyński, rektor kościoła akademickiego Panien Dominikanek w Piotrkowie Trybunalskim. Udzielił on wywiadu portalowi ePiotrkow.pl, w którym twórczo - i z zaskakującą precyzją - rozwinął myśl abp. Józefa Michalika o "dzieciach, które lgną i drugiego człowieka wciągają".

Dziennikarka pyta: "Mówił Ksiądz, że nie miał nigdy problemu z określeniem bezpiecznych granic w kontaktach. Czy w takim razie dorosły człowiek może powiedzieć, że ma problem, bo dzieci go prowokują?". Ks. Bochyński odpowiada: "Trzeba by porozmawiać z ludźmi, którzy w życiu tego doświadczyli. Nie wiem, o jakim czasie bycia dzieckiem mówimy. Bo jeżeli mówimy o dziecku 3-letnim (bo i takie przypadki pedofilii miały miejsce), to dotyczyły one rodzin, bo pod ich ścisłą opieką znajduje się wtedy dziecko. Ale mamy i dzieci 10-letnie, trochę starsze i znam przypadki, gdzie ich życie intymne potrzebowało wcześniejszego zaspokojenia. Same dzieci “wchodziły” do łóżek dorosłych, chcąc być spełnionym. I to był wybór dziecka (...). W pojedynczych przypadkach świadomość niektórych dzieci może być bardzo dorosła, dojrzała. Są to niewątpliwie wyjątki, niemniej jednak one są. Trzeba wiedzieć, że reguły są regułami, natomiast odstępstwa w jedną, jak i w drugą stronę istnieją. Postawienie takiej tezy, że czasami dzieci prowokują do czegoś, nie jest też tak do końca bezpodstawne".

Dalej mamy też o "uogólnieniach", "przejaskrawieniach", "nagłaśnianiu" i "wyostrzaniu", czyli tradycyjną litanię skarg wobec mediów oraz, szerzej, opinii publicznej, która z Kościoła zrobiły sobie kozła ofiarnego. "Jeżeli chodzi o afery w Kościele, to łatwo uogólnić. To, co zrobił jeden ksiądz, rozciąga się na cały Kościół" - zauważa ks. Bochyński, i właściwie trudno się z nim nie zgodzić. Tylko że problem leży zupełnie gdzie indziej.

Kluczowy jest inny akapit wywiadu, także dotyczący pedofilii w Kościele:

"W tej chwili mamy do czynienia z zaostrzeniem konfliktu. Jak w każdej chorobie – trzeba poczekać, aż stan ostry przejdzie. Takie fale zaostrzenia dyskusji o pedofilii w Kościele przelewają się przez Stany Zjednoczone, Irlandię, teraz mówi się o Polsce. Kiedyś pewien mądry proboszcz powiedział mi: jak nie wiadomo, co zrobić, to trzeba poczekać. Pewne sytuacje na pewno się wyjaśnią, zelżeją emocje".

O ile przy fragmencie o lubieżnych 10-latkach włosy rzeczywiście stanęły mi dęba, to przy słowach o "przeczekaniu choroby" zacząłem je sobie wyrywać. "Trzeba poczekać, aż stan ostry przejdzie"?. "Jak nie wiadomo, co zrobić, to trzeba poczekać"? "Pewne sytuacje na pewno się wyjaśnią, zelżeją emocje"?

To są wypowiedzi, które ks. Bochyńskiego dyskwalifikują. Albowiem świadczą o tym, iż pracuje on w zupełnie innej diecezji, niż nam się wydaje. A mianowicie w diecezji marsjańskiej.

Kłopot Kościoła z pedofilią nie polega na tym, że przypadków molestowania dzieci przez katolickich duchownych jest dużo więcej niż w innych grupach społecznych czy zawodowych. Jest dokładnie odwrotnie. Gdyby "Newsweek" chciał rzeczywiście bronić dzieci przed pedofilami, Tomasz Lis co tydzień publikowałby na okładce zdjęcie konkubenta albo nauczyciela WF, a nie zajmowałby się wyłącznie księżmi. Problem polega na tym, że coraz większa część opinii publicznej jest przekonana, iż Kościół zamiata pod dywan niecne czyny kapłanów, pedofilię lekceważy, a wszystkie jej ofiary traktuje z pogardą, zrzucając na nie winę za ich własne cierpienia. To jest dzisiaj największe zagrożenie dla wizerunku Kościoła i jego moralnej wiarygodności.

Stan ostry choroby nie przejdzie. Emocje nie zelżeją. Przeciwnicy Kościoła bardzo dbają o to, by emocje nie zelżały, nieustannie dolewając oliwy do ognia.

Ks. Bochyński dostarczył im właśnie kolejny kanister. A nawet cysternę.

Czytaj także