Murem za Tomaszem Lisem
  • Wojciech WybranowskiAutor:Wojciech Wybranowski

Murem za Tomaszem Lisem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szef „Newsweeka” jak nikt przejrzał polską rzeczywistość i  nikczemność prokuratury. Mogę tylko, wpatrzony weń niczym Czerepach w  wójta z serialu „Ranczo”, szeptać: „geniusz, po prostu geniusz.”

Na kolana powinni paść ci mali, podli ludzie, kpiący z Tomasza Lisa, brutalnie szydzący z największej polskiej gwiazdy reklamy natywnej. Na kolana, powiadam wam, powinni paść błagając o wybaczenie zawistnicy i intryganci, hejterzy bluzgający na największego z wielkich, niecnoty nazywające go pupilkiem władzy, pieskiem rządzących i maskotką Donalda Tuska. Na kolana i proście o przebaczenie pana Tomasza jako i ja czynię. Oto bowiem redaktor Tomasz Lis jak nikt spośród tysięcy dziennikarzy przejrzał podłość i nikczemność polskich organów ścigania i zagrzmiał: „prokuratura to takie ciało, które się zupełnie wyrodziło, taka huba na ciele organizmu państwowego”. To on głosem mocnym, a dźwięcznym jak stal wytknął bulwersującą, skandaliczną decyzję prokuratury, która w kupczeniu polityków Platformy Obywatelskiej stanowiskami w zamian za poparcie polityczne nie dostrzegła niczego nie właściwego. To on napiętnował śledczych, którzy uznali, że nie trzeba badać czy syn premiera Michał Tusk pracujący zarówno dla firmy lotniczej należącej do Amber Gold jak i gdańskiego lotniska mógł działać na szkodę tego ostatniego. To Tomasz Lis zganił śledczych, bo wbrew zebranym dowodom, wbrew przyznaniu się żony Pawła Grasia do sfałszowania podpisów męża pod dokumentami zarządzanej przez nich spółki, urwali aferze łeb, zakopując ją pod dywan. To wreszcie szef „Newsweeka”surowo skarcił lekceważącą prawo panią prokurator, która umorzyła postępowanie w sprawie fałszywych oświadczeń majątkowych złożonych przez Palikota. To Tomasz Lis wreszcie pytał: dlaczego nie ma winnych w aferze hazardowej i jak to się stało, że prokuratura skręciła i zamiotła śledztwo w sprawie udziału prominentnych działaczy i polityków PO w tzw „aferze stoczniowej”. Hallo? Że co mówicie? Że Tomasz Lis nic takiego w występując w radu TOK FM nie napiętnował? Że nawet nie napomknął o żadnym z tych zamkniętych z nieprzekonywujących powodów dochodzeń? Że Lis słowem nie wspomniał, iż w dzisiejszej Polsce sprawy, w które umaczani są ludzie z grupy trzymającej władzę najczęściej kończą się umorzeniem, w najlepszym razie są maksymalnie przewlekane i rozciągane w czasie? Że szef „Newsweeka” nie pytał o związki Sławomira Nowaka, współpracownika Donalda Tuska z firmą będącą ogniwem Infoafery? Że ów Lis, sumienie polskiego dziennikarstwa, nie pytał jak to jest, że posłowie PO oferują stanowiska w państwowych firmach w zamian za głosy, a prokuratura nie widzi w tym nic nienormalnego? Że doznał wzmożenia moralnego tylko dlatego, bo śledczy uznali, iż nie ma powodów do ścigania- tak dziś niewygodnego dla rządu- Antoniego Macierewicza? Że nie zbulwersował go los dziesiątek przedsiębiorców padających ofiarami nadgorliwych prokuratorów, za to piętnował umorzenie śledztwa w sprawie swastyki namalowanej na murze? Że nie zapytał o zasadność umorzenia śledztwa w sprawie podejrzenia korupcji w PZPN, którego część działaczy jest dziś bliska partii władzy, za to, zaatakował prokuratorów, bo nie chcieli ścigać kibiców za prymitywne przyśpiewki? Że mentalność i retoryka Tomasza Lisa to retryka i mentalność filmowego wójta Pawła Kozioła, gminnego cwaniaczka unmiejącego zawsze zwietrzyć z kim trzymać i kombinującego jak komu zrobić dobrze, żeby sobie zrobić najlepiej? Nie może być... Panie redaktorze, ale co z tą Polską?

Czytaj także