– Zjeżdżało (ciało – red.) windą do piwnic prosektorium, tam, gdzie znajdowały się chłodnie i gdzie – jak się szybko przekonałem – pracowali pakowacze. Trzech facetów, typków takich. (…) Kiedy ciało zjeżdżało do tych piwnic, stawało się bezpańskie. Myślę, że to właśnie tam doszło do zamian ciał, do pomieszania szczątków – powiedział polski lekarz w rozmowie z "DGP".
Jak podkreślił, Rosjan, którzy zbierali szczątki ofiar katastrofy, nikt nie pilnował. – Pakowali to wszystko w czarne worki, obwiązywali sznurami, wsadzali do trumny i trumna wyjeżdżała na górę. I tam na dole żadnego z naszych oficjeli nie było – zaznaczył. Książek oświadczył, że Rosjanom "było wszystko jedno, co pakują do worów i do trumien. Ładowali ile się zmieściło".
Zdaniem polskiego lekarza "musieli mieć na to przyzwolenie, wiedzieć, że trumny zostaną zaspawane, a rodziny będą wiedzieć, że ze względów sanitarnych nie będą mogły trumien otwierać w Polsce". Jak dodał, Rosjanie "mieli problem", gdy rodziny chciały włożyć do trumien różańce lub święte obrazki.
Cały wywiad w "Dzienniku Gazecie Prawnej".