Afera w PGZ z Misiewiczem w tle. "Autorzy tego paszkwilu muszą się liczyć z konsekwencjami prawnym"

Afera w PGZ z Misiewiczem w tle. "Autorzy tego paszkwilu muszą się liczyć z konsekwencjami prawnym"

Dodano: 
Bartłomiej Misiewicz, były rzecznik MON
Bartłomiej Misiewicz, były rzecznik MON Źródło: PAP / Leszek Szymański
"Autorzy tego paszkwilu muszą się liczyć z konsekwencjami prawnym" – w ten sposób na publikację Sieci odpowiedział Bartłomiej Misiewicz. Dziennikarze tygodnika opisali ustalenia CBA dotyczące nieprawidłowości w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Dotyczą one działalności byłego współpracownika Antoniego Macierewicza i jego znajomych.

W najnowszym numerze tygodnika "Sieci" Marek Pyza i Marcin Wikło opisują działania Centralnego Biura Antykorupcyjnego dotyczące spółek skarbu państwa. Na celowniku Biura są decyzje podjęte już po tym jak kierownictwo w nich przejęli nominaci obecnej władzy. Dziennikarze dotarli do zawiadomień, jakie CBA skierowało do prokuratury. W nim zaś wskazano na szereg nieprawidłowości w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, do których miało dojść w roku 2016.

Chodzi tu o niejasne wydatki na szkolenia, PR i reklamę związane z działalnością Bartłomieja Misiewicza i jego znajomych. Z ustaleń agentów CBA wynika, że PGZ zamówiła szkolenia u Stowarzyszenia dla Dobra Rzeczpospolitej. Choć organizacja ta nie miała żadnego doświadczenia w branży, na jej konto wpłynęło ponad 491 tys. zł. Tu należy zaznaczyć, że faktura została wystawiona na szkolenia.

Stowarzyszenia niemal natychmiast przelało 391 tys. złotych firmie PR Ten Team. Powód? Firma ta została wskazana przez Bartłomieja Misiewicza jako organizator koncertu "Głos Wolności" i wystawy z okazji 40-lecia KOR. Były współpracownik Antoniego Macierewicza miał również zaproponować, by to Polska Grupa Zbrojeniowa przejęła finansowanie obu imprez.

Co znamienne, koszty organizacji koncertu, które wskazał Misiewicz opiewały na 491 tys. Stowarzyszenie dla Dobra Rzeczpospolitej miało więc być pośrednikiem. Osoby decyzyjne w PGZ miały mieć świadomość, że kwota przelana stowarzyszeniu nie będzie przeznaczona na szkolenia, jak to widniało na fakturze.

Koncert "Głos Wolności" odbył się 26 czerwca 2016 roku. Miał jednak charakter dużo bardziej kameralny niż przewidywała to umowa, zamiast na Placu Piłsudskiego odbył się w hotelu Victoria. Z ustaleń CBA wynika, że Zarząd PGZ zatwierdził wniosek o finansowanie imprezy dopiero dwa tygodnie po jego organizacji. Były to pięć dni po tym, jak do Rady Nadzorczej grupy dołączył Bartłomiej Misiewicz. Podpisana na organizację koncertu umowa przewidywała także organizację wystawy multimedialnej w Kielcach. Według CBA, ta wcale się nie odbyła.

Na konto Stowarzyszenia dla Dobra Rzeczpospolitej trafiło w sumie 737 947,74 złote. 705 tys. zł. z tej kwoty otrzymała firma Ten Team.

CBA zasugerowało prokuraturze, że zarzuty w tej sprawie można postawić czterem menedżerom PGZ. Jednym z nich jest wiceprezes PGZ Radosław Obolewski. Jak ustalili dziennikarze jest on szefem klubu "Gazety Polskiej" w Łomiankach, prywatnie mężem właścicielki apteki, w której przed rozpoczęciem kariery politycznej pracował Misiewicz.

Były współpracownik Antoniego Macierewicza odniósł się do publikacji tygodnika za pośrednictwem mediów społecznościowych. "W związku ze szkalującymi mnie treściami zawartymi w artykule "Tak CBA łapie swoich" w tygodniku Sieci informuję, że przedstawiony opis ma się nijak do rzeczywistości, a więc autorzy tego paszkwilu muszą się liczyć z konsekwencjami prawnymi" – oświadczył Misiewicz.

Informację o prowadzeniu śledztwa ws. nieprawidłowości w PGZ potwierdziło Centralne Biuro Antykorupcyjne.

Źródło: Sieci, Onet.pl, Se.pl
Czytaj także