Kościelna sól w oku

Kościelna sól w oku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Grzegorz Kucharczyk

Wyczulenie na religijność prezydenta Andrzeja Dudy odsłania strach lewicy. Ten sam, który w latach 90. kazał straszyć „państwem wyznaniowym”.

Obserwując rozkręcającą się nagonkę na prezydenta Andrzeja Dudę, trudno nie oprzeć się wrażeniu déjà vu. Czepialstwo, insynuacje, małostkowość, ordynarne manipulacje – wszystko to przecież było częścią „uderzenia w godnościowe podstawy” prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Różnica jest taka, że teraz już nikt nie czeka na upłynięcie „stu dni spokoju”. I nie miejmy złudzeń, że jest to tylko specyfika toczącej się kampanii parlamentarnej. Zwolennicy światłej Polski i wszyscy „fajni ludzie” zanim wypowiedzą słowa „prezydent Andrzej Duda”, muszą kilkadziesiąt razy tę trudną frazę przećwiczyć po ciemku przed lustrem. A i tak efekt jest marny. 

Elementem, który w pewien sposób odróżnia obecną zmianę zatrudnioną w „przemyśle pogardy”, jest wyczulenie na religijność obecnego prezydenta. Jeszcze przed zaprzysiężeniem jego obecność na mszach świętych, spotkanie się z misjonarzami lub nabożne traktowanie Najświętszego Sakramentu (podczas Święta Dziękczynienia w Wilanowie) były przedmiotem serii ataków przemieszanych z kpinami. Uchodzący za intelektualną gwiazdę nowej polskiej lewicy Sławomir Sierakowski, komentujący 6 sierpnia w TVN24 uroczystości związane z zaprzysiężeniem nowego prezydenta, przyznał, że najbardziej mierziło go „półtoragodzinne modlitewne zawodzenie”. Tak w duchu tolerancji i poszanowania uczuć religijnych wierzących Polaków redaktor „Krytyki Politycznej” określił odprawioną w archikatedrze św. Jana mszę świętą w intencji rozpoczynającego swoje urzędowanie Andrzeja Dudy. (…)

fot. Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska/Forum    

Cały artykuł dostępny jest w 38/2015 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także