Reforma przygotowana w resorcie rozwoju za czasów, kiedy jego szefem był Mateusz Morawiecki, już obowiązuje. Zakłada ona, że osoby otwierające firmy przez pół roku nie muszą opłacać składek ZUS. Problem jednak w tym, że osoba korzystająca z takiej ulgi nie jest uznawana za przedsiębiorcę, bo... nie płacą składek. Oznacza to, że kontrahenci muszą za nie płacić składki od wynagrodzenia wskazanego na fakturze.
O tej pułapce jako pierwszy alarmował serwis Niebezpiecznik.pl, który powoływał się na informacje Stowarzyszenia Współpracujących Biur Rachunkowych. Jego ustalenia potwierdził ZUS, którego rzecznik w rozmowie z "Faktem" przyznał, że osoby, które m.in. korzystają z „Ulgi na start”, nie posiadają tytułu do ubezpieczeń społecznych.– Zatem wykonując umowę o świadczenie usług, muszą być za nich opłacane składki na obowiązkowe ubezpieczenia społeczne (również zdrowotne) na takich samych zasadach, jak za każdego innego zleceniobiorcę – dodał.
Z ustaleń "Faktu" wynika, że w resorcie rozwoju trwają już pracę nad zmianą interpretacji przepisów.