Wymyślmy taniec dla gejów
  • Marek MagierowskiAutor:Marek Magierowski

Wymyślmy taniec dla gejów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mam problem z gejowską propagandą. Z jednej strony mnie przeraża, z drugiej śmieszy. Problem w tym, że przeraża coraz bardziej, a  śmieszy coraz mniej.

"Rzeczpospolita" pisze dziś o podręczniku dla nauczycieli "Lekcja równości", wydanym przez Kampanię Przeciw Homofobii. Ma on pomóc w odpowiedzi na pytanie, jak traktować w szkole homoseksualne dzieci tak, aby czuły się w niej dobrze, i jak zwalczać przejawy dyskryminacji. Patronatem objęła go minister ds. równości Agnieszka Kozłowska-Rajewicz oraz Związek Nauczycielstwa Polskiego.

Wiktor Ferfecki pisze: "Wskazane przejawy dyskryminacji w szkole mogą budzić kontrowersje. Zdaniem autorów należą do nich m.in. bale studniówkowe, podczas których poloneza można zatańczyć jedynie z przedstawicielem płci przeciwnej".

Homoseksualni aktywiści mówią dużo o miłości, przyjaźni, związkach opartych na głębokich uczuciach, ale od czasu do czasu, zupełnie nieświadomie, zdradzają, co jest w tego typu relacjach najważniejsze. A mianowicie seks. Wszystko widzą przez pryzmat cielesnych uciech. Para osiemnastolatków trzymających się za rękę i tańczących poloneza to nie jest akt seksualny, drodzy geje i lesbijki, i nie musi mieć nic wspólnego z seksualnością. Tak jak ojciec tańczący z córeczką nie musi być pedofilem. A syn tańczący z matką nie musi mieć skłonności kazirodczych. Rozumiem, że następną decyzją będzie zakaz jakichkolwiek tańców na weselach, bo przecież może się trafić jakiś gej bez pary, albo samotna lesbijka, którzy będą przez całą noc podpierać ścianę i poczują się dyskryminowani (chyba że pani minister Kozłowska-Rajewicz osobiście wymyśli i opatentuje kroki jakiegoś nowego tańca "tylko dla homoseksualistów"). A co z homoseksualnymi tenisistami, którzy chcieliby zagrać na Wimbledonie w turnieju miksta? Niestety, zostaje im tylko debel. Czy to nie przejaw szalejącej homofobii?

Podobnych kretynizmów jest we wspomnianym podręczniku dużo więcej. "Zdaniem autorów nauczyciele powinni podczas lekcji podawać przykłady, nie zakładając powszechnej heteroseksualności". Radzą, by przykładowo zamiast „książę William był obiektem westchnień nastolatek" mówić "był obiektem westchnień wielu nastolatek i nastolatków".

Mam wrażenie, że heroldzi postępu czują jakąś wewnętrzną, autodestrukcyjną potrzebę robienia z siebie idiotów. "Książę William był obiektem westchnień wielu nastolatek i nastolatków"? Co jeszcze? Królowa Wiktoria też była obiektem westchnień zarówno lordów, jak i dam dworu? (W tym przypadku pewnie ani jednym, ani drugich). A co z Robertem Biedroniem? Czy można powiedzieć uczniom, że kochają się w nim posłowie, czy trzeba koniecznie dodać, że także posłanki?

***

Bardzo postępowy jest także Wojciech Maziarski, publicysta "Gazety Wyborczej". Maziarski przyłapał Jarosława Kaczyńskiego na tym, iż ten wypowiada się na temat "Układu zamkniętego", choć filmu nie oglądał. I przypomniał, że podobnie było w przypadku "Pokłosia" Władysława Pasikowskiego, który - według Kaczyńskiego - nie powinien być finansowany z publicznych pieniędzy.

Maziarski postanowił udzielić prezesowi lekcji, pisząc, że "Pokłosie" to "jeden z najwybitniejszych polskich filmów dekady, nominowany i nagradzany w prestiżowych konkursach". "W odróżnieniu od pana" - pisze - "widziałem go, więc opowiem panu, o czym naprawdę jest: nie o niemieckich zbrodniach, lecz o Jedwabnem. To takie miasteczko, w którym w czasie wojny polscy mieszkańcy zamordowali żydowskich współobywateli. Musiało się panu obić o uszy, bo to była głośna sprawa. Początkowo wiele osób nie dawało wiary, ja też nie chciałem uwierzyć, że coś takiego naprawdę mogło się w Polsce zdarzyć i że przez tyle lat nikt o tym nie wiedział, ale później wszyscy musieli ustąpić pod naporem faktów. W Jedwabnem stanął pomnik, przywódcy Rzeczypospolitej z pokorą pochylili głowy i w imieniu narodu wypowiedzieli słowa żalu i skruchy. A Pasikowski na kanwie tego nakręcił film.

Nikt poza fanatycznymi antysemitami nie kwestionuje już dziś faktów i nie twierdzi, że była to niemiecka zbrodnia. Co najwyżej niektórzy uciekają się do intelektualnych kombinacji, twierdząc, że cały naród nie może ponosić moralnej odpowiedzialności za czyny grupki zbrodniarzy. Otóż, może ponosić i ponosi, zwłaszcza jeśli próbuje chachmęcić. Jeśli stara się umniejszać i tuszować winy morderców, relatywizować je, wypierać się ich, mówić "ciszej nad tymi trumnami" - staje się współwinny. (...) Wprawdzie ci, którzy panu podsuwają te omówienia i recenzje, wymachują biało-czerwonymi sztandarami i mają gęby pełne patriotycznych frazesów, lecz w istocie szkodzą Polsce i Polakom. Wypierają się moralnej odpowiedzialności za polskie grzechy i próbują obywatelom zaszczepić fałszywy obraz rzeczywistości".

Zgodnie z tym, co pisze Maziarski, także on sam jest współwinny masakrze w Jedwabnem. Cały naród amerykański odpowiada z kolei za rzeź w My Lai, bo przecież przez wiele lat "chachmęcił". Cały naród hiszpański odpowiada za eksterminację Indian w Ameryce Łacińskiej. Wszyscy Żydzi mają na rękach krew niewinnych Palestyńczyków.

Jest tylko jeden naród w świecie, który nie ponosi żadnej odpowiedzialności za czyny "grupki zbrodniarzy", popełnione w przeszłości. To naród niemiecki, rzecz jasna. A może Maziarski pokusiłby się o obalenie tej tezy?

Czytaj także