W felietonie opublikowanym na łamach tygodnika "Sieci" Marta Kaczyńska-Zielińska wskazuje na wagę podpisanej przez prezydentów Polski i Stanów Zjednoczonych "Wspólnej deklaracji o polsko-amerykańskim partnerstwie strategicznym". "Zwolennikiem obecności amerykańskich wojsk w naszym kraju był prezydent Lech Kaczyński, który uważał, że ścisła współpraca militarna ze światowym mocarstwem sprawi, iż nasza pozycja, także w Unii Europejskiej, będzie znacznie silniejsza i zapewni nam większe bezpieczeństwo na wschodzie" – podkreśla i dodaje, że "Lech Kaczyński miał duży wpływ na podpisywanie deklaracji sprzed 10 lat, o czym wiele osób nie wie, a niektórzy zdają się nie pamiętać".
Odnosząc się do zarzutów dotyczących tego, że podpisana deklaracja nie zawiera żadnych konkretów, córka śp. Pary Prezydenckiej zwraca uwagę, że "najnowsze polsko-amerykańskie porozumienie, stanowiąc gwarancję aktualności umowy sprzed lat, w istocie nie powtarza dokonanych wcześniej ustaleń". Marta Kaczyńska-Zielińska pisze, że to za rządów Prawa i Sprawiedliwości amerykańscy żołnierze zaczęli stacjonować w polskich bazach. Wskazała przy tym, że w roku 2008, kiedy władzę w Polsce sprawowała Platforma Obywatelska, podpisano deklarację, jednak zawarte w niej plany nie zostały zrealizowane.
Prawniczka przypomina w swoim tekście sytuację do jakiej doszło w okresie rządów PO-PSL, kiedy strona polska odrzuciła propozycję współpracy złożoną przez Amerykanów. Powodem takiego obrotu spraw miało być zaangażowanie w tę inicjatywę prezydenta Kaczyńskiego. Kaczyńska-Zielińska wskazuje, że ówczesny prezydent postanowił interweniować, kiedy tylko się o tym dowiedział.
"Z dokumentów ujawnionych w 2011 r. przez WikiLeaks wynika, że w depeszy z 2008 r. ambasador Victor Ashe pisał: 'Prezydent Kaczyński nie chce, żeby tarcza antyrakietowa stała się przedmiotem rozgrywki w Polsce, i jest gotów oddać sukces Tuskowi i Sikorskiemu za zawarte porozumienia, byle tylko było zawarte" – pisze i dodaje, że działania prezydenta przyniosły skutki.