Złe emocje wokół mediów
  • Kamila BaranowskaAutor:Kamila Baranowska

Złe emocje wokół mediów

Dodano:   /  Zmieniono: 
PiS obiecywał odpolitycznienie mediów publicznych i ich wielką przebudowę. Zamiast tego mamy wielką wewnętrzną wojnę o wpływy. Walczą już nie tylko politycy, lecz także prawicowe media. To nie może się skończyć dobrze

Warszawskie Powązki, 1 sierpnia. Po zakończeniu oficjalnych uroczystości uczestnicy przeciskają się do wyjścia. Nagle zgromadzony tłum zaczyna bić brawo w kierunku przechodzącej właśnie osoby. – To chyba prezydent Duda – mówi ktoś. Okazało się, że nie był to wcale Andrzej Duda, lecz prezes TVP Jacek Kurski. On sam wydawał się nieco zaskoczony (i zachwycony) tak entuzjastycznym przyjęciem. Dzień później Rada Mediów Narodowych pod przewodnictwem Krzysztofa Czabańskiego i przy udziale dwóch posłanek PiS: Joanny Lichockiej i Elżbiety Kruk niespodziewanie odwołała Jacka Kurskiego z funkcji prezesa TVP. Później wydarzenia przyspieszyły – prezes PiS Jarosław Kaczyński rozstrzygnął spór tak, by obie strony mogły wyjść z niego z twarzą. Kurski został na stanowisku, ale tylko do czasu rozstrzygnięcia konkursu, co ma nastąpić nie później niż 15 października. Rada Mediów Narodowych ma poczucie klęski, ale pociesza się tym, że „co się odwlecze, to nie uciecze”. Kurski triumfuje, ale zdaje sobie sprawę, że to dopiero początek i przed nim trudne dwa miesiące. Odwołuje więc swój wyjazd na igrzyska w Rio i zostaje w Warszawie, by pilnować interesu.

Scenka z warszawskich Powązek pokazuje, jak bardzo nieprzemyślaną decyzją była próba odwołania Kurskiego. Po fakcie zdał sobie z tego sprawę także sprawca całego zamieszania, czyli Krzysztof Czabański. – Być może wywołało to niepotrzebne zamieszanie i biorę całą tę winę na siebie, proszę mnie za to obciążać. Może wystarczyło rozpisać konkurs i poczekać na jego wyniki, bez odwoływania prezesa – mówił w wywiadzie dla „Do Rzeczy” udzielonym już po całej akcji odwoływania Kurskiego.

O ile PiS może sobie pozwalać na nieprzejmowanie się opiniami zwolenników KOD i Platformy, o tyle powinien liczyć się z własnym elektoratem. A ten nie jest i nie będzie w stanie zrozumieć tak zaskakujących zwrotów akcji i otwartej wojny między osobami, które miały wspólnie pracować na „dobrą zmianę”. Walki frakcyjne to coś, w czym gubią się nawet wyborcy interesujący się życiem politycznym. (...)

FOT. STEFAN MASZEWSKI/REPORTER

FOT. KAROL SEREWIS/EAST NEWS

Cały artykuł dostępny jest w 33/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także